Lećcie płateczki śnieżne
O lećcie w siną dal,
Na pola te bezbrzeżne,
Gdzie dźwięczy szablic stal.
Gdzie bracia i druhowie
Z twarzą przy kurkach luf,
Marzną w strzeleckim rowie
Gorzej bezdomnych psów.
Gdzie z ciał zostają strzępy,
Których nie kryje grób.
Gdzie krążą czarne sępy
Czyhając na swój łup.
Czy wiecie śnieżne płatki
Czem wy być macie, czem?
Bielutkie zimy kwiatki
Pędzone wichru tchem?
Czy nie widzicie końca
Waszych wędrownych dróg?
Poco z mrozu i słońca
Stworzył nas dobry Bóg?
Czemu klaskają w rączki
Dzieci, gdy pada śnieg,
A strojny w śnieżne pączki
Skrzy się gałązek brzeg?
Gdy krwawy bój się toczy
Wy pocałunkiem swym,
Będziecie zwilżać oczy,
Które wygryza dym.
Będziecie dla tych kroci,
Co ranni mrą bez skarg,
Pierwszą kroplą wilgoci,
Osłodą spiekłych warg.
Pierwszym zimnym okładem
Dla ran broczących krwią,
Albo na licu bladem
Ożywczą pierwszą łzą.
Tych, w których twarz zaskrzepłą
Lodowy wicher dmie,
Grzejcie swą piersią ciepłą
Jak matka dzieci swe.
A tym, co zamiast w krypcie
Leżą u Karpat stóp,
Sypcie płateczki, sypcie
Co roku śnieżny grób!!
Źródło: Płomienie, Henryk Zbierzchowski, 1916.