Złocą się liście drzew,
Tknięte ręką jesieni.
Zieleń się zmienia w krew
Las się cały rumieni.
Opada rdzawy liść,
Coś ginie i coś kona,
Trzeba mi wkrótce iść,
Gdzie zorza tli czerwona.
Coś mię przyzywa tam,
Jakieś tajemne sprawy.
U złotych nieba bram
Archanioł stanął krwawy.
Jakiś smutek i żal,
Trudno go tak odegnać.
Wola mię krwawa dal...
Trzeba się z wami żegnać.
W przydrożny pada kurz
Kwiat marzeń i uniesień.
Może ostatnia już
Ta moja z wami jesień?
Może ostatni raz
Patrzymy sobie w serce,
Złości się dla mnie las
I płoną łąk kobierce?
I z nowej wiosny tchem,
Zgłuszony życia gwarą,
Będę już tylko snem
Bladą, straszącą marą?!
Źródło: Płomienie, Henryk Zbierzchowski, 1916.