Gdy w szyby biją krople dżdżu
I pola w słocie mokną,
Ja zrywam się z twardego snu
Spoglądam w ciemne okno.
Jakiś widmowy, straszny sen
Jeszcze się w duszy roi.
Tam w taki deszcz, na polu, hen,
Mokną gdzieś bracia moi.
Przez ciemny, zasłocony świat
Daleko myśl ma leci,
Do tych, co zdala od swych chat,
Tęsknią do żon i dzieci.
Hej, w taką noc, gdy pluszcze deszcz,
Co cierpi w polu człowiek!
Na samą myśl uczuwam dreszcz
I sen ucieka z powiek.
I złoszczę się, że jestem syt,
Że mam wygodne łoże.
I duszę jakiś pali wstyd,
Że zasnąć się nie może.
I rwę się do tych sinych pól,
Na których wicher hula,
Aż sen ucisza serca ból
I myśli mgłą otula.
Lecz rano, kiedy dziecko me
Wyciągnie do mnie rączki,
Zamysł się mój rozwiewa w mgłę,
Jak widmo złej gorączki.
Ta siła, co mi każe żyć,
Jest czemś ogromnie szczerem.
Trudno! nie każdy może być
Wojem i bohaterem.
Lecz chłoszcze mię stwierdzony fakt
Ironią swą okrutną.
Życie! zawarłem z tobą pakt,
Lecz jest mi smutno, smutno!
Źródło: Płomienie, Henryk Zbierzchowski, 1916.