Warszawo! Słyszysz Warszawo?!
W gruzy legł stary świat.
Potrząsnął ktoś chustą krwawą
U twych więziennych krat.
W Starego Miasta zaułki
Wdarł się armatni huk,
Płyną i płyną skądś pułki
Drżą okna i tętni bruk.
Na Zamku już carskich straży
Zmilkł nienawistny krok.
Coś się wielkiego marzy
Trzydziesty pierwszy rok...
Coś się wielkiego roi.
Wytężaj wzrok i słuch!
Czy w srebrnej zjawia się zbroi
Odwieczny mściciel Król-Duch?
Warszawo! Królów stolico!
Przetrwałaś wieku ból.
Zjawiasz się znów błyskawicą
W łunach płonących pól.
Po długich męczeństwa latach
W mroku więziennych ścian,
Niechaj ukryje się w kwiatach
Krew ściekła z serdecznych ran.
I niech na twem czole bladem
Znów w blasku dawnych farb,
Zapłonie z brylantów dyadem,
Królewskich przodków skarb.
I niechaj w farnym kościele
Wielki uderzy dzwon.
Idą Legiony — mściciele
Idą z ojczystych stron.
Ruszyli dla świętej sprawy
Gdy wodza rozkaz padł.
Z Krakowa aż do Warszawy
Krwią znacząc każdy ślad.
Śmierć niosąc knutom i pałkom,
Szli kruszyć carską moc.
Śniłaś się tym zuchwałkom
W marszach przez dzień i noc.
I serca każdego calem
Czuli cię matko w łzach.
Jak nowa Jeruzalem
Zjawiałaś się im w snach.
Gdy pierzchła noc bez końca
Zrywali się z swych leż.
Pod blask się patrząc słońca
Szukali twoich wież.
I oto żar nagrodzony
I nie daremny trud,
Stoją już polskie Legiony
U twoich świętych wrót.
Nowa, słoneczna era.
Dość już żałobnych chust.
Serce w piersiach zamiera,
Miłość nie schodzi z ust.
Stajem się lepsi i szczersi,
Słońce błysło wśród mgły.
Ach! upaść na czyjeś piersi
Wypłakać wszystkie łzy!!
Rozstać się już z łańcuchem,
Żyć wśród rodzinnych gniazd,
Być wolnym, szczęśliwym duchem
Wśród wichrów, chmur i gwiazd!!
Źródło: Płomienie, Henryk Zbierzchowski, 1916.