I. Szarża ułanów Wąsowicza
Przez świtu róż,
Przez rośną błoń,
Po rozmodlonym lesie
Echo trąbki się niesie...
Na koń! na koń!!
Co? już?!
Sen ciężkie klei powieki,
Gwiazdy zaledwie gasną,
Ranek jeszcze daleki;
Mgła się snuje przez pola,
Niech to pioruny trzasną!
Oto żołnierska dola!
Armaty grają — słysz!
Bracie z leża się zwłócz,
Krótkie przetarcie ócz,
Na piersiach szybki krzyż
Zamiast rannej modlitwy.
Jeden z manierki łyk,
Gdyś co w manierce miał,
I oto ułański szyk,
Jakby z pod ziemi wstał
Gotowy już do bitwy.
Czuj duch!
Na polach zamęt, ruch,
Muzyka armat gra,
Rozpękła mgła.
Widać szmat pola szczery.
Wśród trawy zwolna, lecz wciąż
Coś pełza, jak czarny wąż.
To tyraliery!
Jak orkan, zwolniony z pęt
W węża ruchliwy skręt
Dymiący granat padł,
I pękł...
Huk, dym i jęk,
Wiruje świat.
Cały schylony w łęku,
Szablę ściskając w ręku
Od mgły porannej bladszy
Polski ułan się patrzy...
Jak długo tu będziem stać
I patrzeć, jak ginie brać?!
Nie długo już.
Krew swą hamuj, chłopaku
I poryw swój.
Czy słyszysz? cóż to, ach, cóż?!
Trąbka brzmi do ataku.
Baczność! na bój! na bój!!
Rozkaz — błysk w słońcu szabli, —
Życie niech biorą dyabli!
Poszli — jak burza, jak grom
Wesprzeć walący się dom,
Poszli z zachwytem w twarzy,
Szlakiem polskich husarzy.
Wichr im do tańca grał,
W piorunach szli, w błyskawicach,
Wiódł ich i gniew i szał
Polskę mieli w źrenicach.
Hej, co za cudny tan!
Co za krzyk młodych sił!!
Polak jak rycerz żył
I ginie jak wielki pan.
W ręku ma grom, co zabija;
Naprzód! Jezus Maryja!!
Ścichła ziemia i morze
Przygasł armatni huk,
Zakwitły kraśne zorze,
Rozpękł się nieba próg.
I z pośród złotych chmur
Z każdej obłoków cząstki,
Patrzył się Wielki Bóg
I serafinów chór,
Oparty ciekawie na piąstki,
Na krwawą walkę Tytanów,
Na szarżę polskich Ułanów!!
II. Pogrzeb
— Pamiętasz duszo, pamiętasz
Obraz z chłopięcych lat...
Mały, wioskowy cmentarz,
Wysoka trawa co krok
Szemrze u twoich stóp.
Jesteś jakby na łące,
Dokoła drzewa kwitnące
Prawdziwy sad...
..............
Piętnaście tam krwawych zwłok
Rzucono w zimny grób!!
..............
Na kres — na zgon
W żegnania chwili złej,
Po dniu mozołów
I walk i mąk,
Nie grał im dzwon
Farnych kościołów;
Jeno wichr naszych kniej,
Jeno szum naszych łąk...
Na zgon — na kres.
Nie było łez
Załamań rąk,
Ni kościelnego kiru
Po dniu mozołów...
Jeno jak łaska Boża
Zakwitła w łunach zorza,
Jeno pokłonił się w pas
Odwieczny stary las,
Jeno na znak zaklęcia
Pośród szumiącej łąki
Na jeden moment krótki
Siostrzyczki — niezabudki
Braciszki — polne dzwonki,
Chcąc swój okazać żal,
Padły sobie w objęcia.
A wśród bladego szafiru,
Gdzie opalowa dal,
Płakały chóry aniołów.
Śpij! śpij! polski ułanie,
Ojczyzny wierny synu,
Słuchaj, jak wicher łka.
Piękności twego czynu
Nie zgryzie czasu rdza,
Nie zatrze piętno lat,
Ale w sercach zostanie
Jak bajka, jak cudna wieść
I będzie się snuć i nieść,
Duszom zdzierając smęt,
Sercom zadając lek,
Wśród dworów i wśród chat.
Opowie braciom brat,
Opowie wiekom wiek,
Jak ułan w boje szedł,
Jak ułan w boju padł.
Aż wreszcie w zimnym grobie
Za cały życia trud,
Polska się przyśni tobie,
— Twój sen i cud —
Polska zwolniona z pęt!!
Źródło: Płomienie, Henryk Zbierzchowski, 1916.