Gdzie tylko widzę uciśnioną cnotę,
Krzywdę lub przemoc, nieszczęście lub nędzę,
Na Rozynancie moim zaraz pędzę,
Mając w swych oczach iskry gniewu złote.
Tyle w tych walkach nazbierałem sińców,
Że coraz słabsze są ciosy mej dłoni
I coraz wolniej mój wierzchowiec goni
Po twardym bruku dalekich gościńców.
Więc nieraz nocą chwyta mię zwątpienie
I pod naporem myśli spać nie mogę,
Czy dobrą w życiu swem obrałem drogę,
Gromiąc wiatraki i zwalczając cienie?
A gdy tak męczę się, aż świt najrańszy
Przystroi okna izby w blade kwiaty,
Słyszę wyraźnie z sąsiedniej komnaty
Głośne chrapanie mego Sanczo Pansy.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.