Lubię tych godzin przedwieczornych smęt,
Gdy świat odkrywa swoją głąb tajemną
I w cichym domu każdy stary sprzęt
Rozmawia ze mną.
Fotel mi mówi: wiatr jak dzisiaj dął
I na kominek dorzucono polan,
A po mych frendzlach ktoś mały się piął
Do matki kolan.
Biurko mi mówi: gdzież studencik ten
Z piórem wyrwanem potajemnie gąsce
I gdzież ta główka tak jasna jak len
Wtopiona w książce?
Szafa mi mówi: byłam dumna tak
I ciepło wspomnień jeszcze mię przenika,
Gdy w mojem wnętrzu zawisł pierwszy frak
Akademika.
I tylko Chrystus, co do krzyża wrósł,
Milczy, jakgdyby zastygł z mąk ogromu
I myśli o tych, którzy w taki mróz
Nie mają domu.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.