Feniks

Autor:
Tłumaczenie: Władysław Bełza

Od zachodu ptaszę leci,
Ku wschodowi szybkim lotem,
Tam gdzie świat się wiecznie kwieci,
Gdzie się w słońcu kąpie złotem.
Kędy palma nad strumieniem,
Nad krysztalnym, cień rozwiewa,
Gdzie zefirek lekkiem tchnieniem,
Igra z bladych gwiazd promieniem,
 Zawisł, i tak śpiewa:

„Ona go kocha! — ptaszyna głosi —
I w sercu swoim, w serduszku małym,
Bezwiednie obraz jego wciąż nosi,
Bo on jej szczęściem, ach! szczęściem całym!
On w marach sennych przed jej oczami
Zjawia się zawsze, a ona dłonie
Całuje jego, i zrasza łzami —
A imię jego w ustach jej płonie!
I z tym imieniem, w pół rozmarzona,
Skłania swą główkę na sen uroczy;
Z niem się przebudza, a przelękniona,
Przeciera jasne, przecudne oczy!
I nie przestaje nucić ptaszyna:
Ona go kocha! śliczna dziewczyna!”

Na pokładzie okrętu, o maszt wsparłszy głowę,
Nie mogłem się nasłuchać tych słów czarujących;
Przede mną wrzały fale ciemno lazurowe,
Jak tabun dzikich koni, srebrną grzywą lśniących!

Do łabędzi podobne przed oczyma mymi,
Snuły się cicho statki z żaglami śnieżnymi;
Statki Holendrów, panów północnego morza —
Nade mną słońce siało promieniem swym złotem.
I białe chmurki lazur pruły szybkim lotem,
 I wieczna jaśniała zorza!

A wonna róża kwitnąca płomiennie,
W falach się morskich kąpiąca codziennie,
Niebo i morze, nawet serce moje,
Szeptały zgodnie tych słów tylko dwoje:
 „Kocha go! — Ona go kocha!”

Czytaj dalej: Do mojej matki - Heinrich Heine