Po srogiej burzy, co pełna gromów
I ślepa w hardej przemocy
Niosła pól klęskę i pożar domów
Kręcona wichrem północy,
O jakże wdzięcznym jesteś, Poranku!
Jak słodka twoja nam rosa!
Świeżo w godowym jaśniejąc wianku,
Błękitne witasz niebiosa.
Na twoję postać, na twoje wdzięki
Wzbudzone zewsząd ptaszęta
Głosem tkliwości brzmią temu dzięki,
Skąd czucie, skąd ich ponęta.
Roń chętnej ziemi balsamy życia,
Napawaj zioła rozkoszą,
Te wśród miłego kwiatów rozwicia
Niech i me serce unoszą.
Obyś tak mojej błysnął Ojczyźnie!
Nadzieja dla niej coś kryśli,
Lecz gdy się oczom coraz wyśliźnie,
Boją się podać jej myśli.
Jako te pączki, co raz trwożone
Niestałą wiatrów koleją,
Słodkiemu słońcu listki zielone
Jeszcze powierzyć nie śmieją.
Ty, co po zimie prowadzisz wiosnę,
Którego ranek ten świeci,
Rozkwieć nam znowu myśli radosne
I powróć Maja dzień trzeci!