W pier­wo­spy same, gdym tyl­ko po­wie­ki
Przy­jem­nym skle­ił za­mro­kiem,
Sta­ną­łem, zda się, u Wi­śla­nej rze­ki,
Sen­nym złu­dzo­ny wi­do­kiem.

Dwie nim­fy miłe igra­ły swo­bod­nie
Z drob­nym pa­cho­ląt or­sza­kiem;
U jed­nych w ręku wi­dzia­łem po­chod­nie,
Dru­dzy bie­ga­li z saj­da­kiem.

Pa­trza­jąc na ich dzie­cin­ną igrasz­kę
Śmiać się po­czą­łem do zde­chu.
Jak więc fi­lo­zof, mia­łem ją za frasz­kę
I war­tą pu­ste­go śmie­chu.

Mniej czu­ły umysł i prze­ję­ty har­tem
Piesz­czo­tom sta­wał opor­ny.
Lecz się to, wi­dzę, nie obe­szło żar­tem;
Mu­sia­łem zo­stać po­kor­ny.

Bo gdy tak sto­ję, wy­śmie­wacz zu­fa­ły,
Z na­gła dwaj mali mor­der­ce,
Z oczu tych pa­nien chwy­ciw­szy dwie strza­ły,
Na wskroś prze­szy­ją mi ser­ce.

Więc, tak do­tkli­wym prze­ję­ty po­ci­skiem,
Sta­ną­łem zra­zu jak wry­ty;
A bę­dąc pło­chych mi­ło­stek igrzy­skiem,
Le­głem ser­decz­nie po­ży­ty.

Zlęk­ną się nim­fy i ża­ło­śnie wrza­sną,
Iżem zra­nio­ny tak sro­dze.
Twarz im bled­nie­je, moje oczy ga­sną,
Chło­pię­ta tru­chle­ją w trwo­dze.

Wtem je­den mę­dr­szy na to się roz­śmie­je,
Gdy każ­dy nade mną szlo­chał;
I rzek­nie plę­sząc: «Tak każ­dy bo­le­je,
Kto tyl­ko jesz­cze nie ko­chał».

Czy­taj da­lej: Oda do wąsów – Franciszek Dionizy Kniaźnin