W pierwospy same, gdym tylko powieki
Przyjemnym skleił zamrokiem,
Stanąłem, zda się, u Wiślanej rzeki,
Sennym złudzony widokiem.
Dwie nimfy miłe igrały swobodnie
Z drobnym pacholąt orszakiem;
U jednych w ręku widziałem pochodnie,
Drudzy biegali z sajdakiem.
Patrzając na ich dziecinną igraszkę
Śmiać się począłem do zdechu.
Jak więc filozof, miałem ją za fraszkę
I wartą pustego śmiechu.
Mniej czuły umysł i przejęty hartem
Pieszczotom stawał oporny.
Lecz się to, widzę, nie obeszło żartem;
Musiałem zostać pokorny.
Bo gdy tak stoję, wyśmiewacz zufały,
Z nagła dwaj mali morderce,
Z oczu tych panien chwyciwszy dwie strzały,
Na wskroś przeszyją mi serce.
Więc, tak dotkliwym przejęty pociskiem,
Stanąłem zrazu jak wryty;
A będąc płochych miłostek igrzyskiem,
Ległem serdecznie pożyty.
Zlękną się nimfy i żałośnie wrzasną,
Iżem zraniony tak srodze.
Twarz im blednieje, moje oczy gasną,
Chłopięta truchleją w trwodze.
Wtem jeden mędrszy na to się rozśmieje,
Gdy każdy nade mną szlochał;
I rzeknie plęsząc: «Tak każdy boleje,
Kto tylko jeszcze nie kochał».