Góry na koło, świerkami posępne.
Słyszę gwar ludu, szum strumienia miły.
Kędyż tam wasze przerwy niedostępne
Miasto z wodami pokorne ukryły?
Stawiać myśl moją nad świata rozruchem,
Jakimże wy mnie przerażacie duchem!
Kiedy w okropnym żywiołów rozmęcie
Waga tej ziemi szukała swej miary,
Ogień z powietrzem gdy na jej przejęcie
Rozdzielał wody i cisnął w pieczary,
A wstręt i pociąg na równych sił cnocie
Wisieć jej kazał w podwójnym obrocie.
Cóż to za dzieło! co za spór i praca!
Otchłanie ryczą, grom rozrywa skały,
Martwość tej bryły w życie Bóg obraca,
Dla jej rozpłodu i dla swojej chwały.
Muza nad tymi przelatując góry
Tak do cierpiącej śpiewała natury:
Nie bolej, matko! duch twojego pana
Wstępuje mocą w to gnuśności ciało,
O tchnąca, czynna i czuciem skazana,
Uczcij to ramię, co tobie żyć dało!
Spojona wiecznym praw jego łańcuchem,
Idź, pracuj, dawaj i ożywiaj ruchem.
Na nieustanne sług jego działanie
Ileż to istot z twego wyńdzie łona!
A tu na samej ich bycia przemianie
Czterech ci królestw władza poruczona.
Tak. rośnie, pływa, myśli, pełza, leci
Całość śmiertelnych, nieśmiertelne dzieci.
Ta głazów nagość, te urwy okropne
Wnijdą w użytek i postać przyjemną.
Zielony liścień wdzięki z nich pochopne
Puści z rozkoszą na łąki tajemną,
A ogień, rucho wśródziemnej zagrody,
Rozgrzeje zdrowiem tryskające wody.
O ty, co myślisz, któremu moc dana
Uwielbiać Boga i znać jego dary!
Gdy boleć pocznie dusza skrępowana,
A dom jej wątlić skaza lub wiek stary,
Zstąp tu i czerpaj ze zdroju w tej skale
Ku twoim siłom i ku jego chwale.