Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXI

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Wergili i Dante spotykają duszę poety rzymskiego, Stacjusza, która po odbyciu pokuty idzie do nieba. Stacjusz wyjaśnia poetom przyczynę trzęsienia góry.



Pragnienie wiedzy, co się w tym napoju
Jedynie gasi, którego wstydliwa
Samarytanka prosiła u zdroju,

Nurtuje we mnie i stopy podrywa,
Podczas gdy duchów leżących pokotem
Rzewnie mię wzrusza kara sprawiedliwa.

A nagle, jako Łukasz pisze o tem,
Że Chrystus w drodze dwu uczniów nawiedził,
Zmartwychpowstawszy z pierwotnym żywotem,

Cień się ukazał za nami i śledził
Gromadę, która tak nisko się korzy.
A nie spostrzegliśmy go, aż uprzedził,

Witając: „Bracia, pokój z wami boży".
Wzrok obracamy na to powitanie;
Wergili zaraz cześć mu wzajem złoży

I rzecze: „Niechaj świętych obcowanie
Przeznaczą tobie te szczytne ustawy,
Co mnie skazały na wieczne wygnanie".

„Jak to — rzekł tamten — czemu taki żwawy
Wasz krok, gdy Bóg was odtrąca od łona?
Kto wam pomaga do szczytnej przeprawy?"

Na to mój Doktor: „Wskażą ci znamiona,
Z których już tylko trzy nosi na czele,
Że mu śród dobrych znaczy się korona.

Gdy nie doprzędła mu parka kądziele,
Co się każdemu snuje aż do grobu
Pod ręką Kloto w nieustannym dziele,

Więc jego dusza, siostrzyca nas obu,
Nie podołała stanąć na tym piętrze:
Jej ziemskie oczy nie znały sposobu.

Ja go przywiodłem przez szerokie wnętrze
Piekieł i dokąd ziemska wiedza dopnie,
Sam jeszcze rzeczy pokażę mu więtsze.

Lecz powiedz, czy wiesz, czemu tak okropnie
Zadrżała góra i krzyk taki chodził
Aż po zwilżane morzem góry stopnie?"

Mistrz tym pytaniem jak w ucho ugodził
Igielne życzeń mych; wodą nadzieje
Pragnienie moje poniekąd ochłodził.

Ow rzekł: „Nie rządzą tutaj przywileje;
Wszystkie zjawiska zakon mają ładny,
Nic się nad zwykły porządek nie dzieje.

Odmiany tutaj nie obaczy żadnej;
Prócz praw, które Bóg z siebie — sobie głosi,
Nie ma tu innej siły samowładnej.

W tym świecie nie dżdży, nie śnieży, nie rosi;
Szron ni grad na te nie upada stoki
Wyżej, niż trójca stopni się podnosi.

Ni chmury gęste, ni rzadkie obłoki,
Ni grom, ni wstęga córy Taumantowej,
o wam tak często odmienia widoki.

Suchy tu wyziew nie dosięga głowy,
Jak powiedziałem, ostatniego schodu,
Gdzie oparł stopy starosta Piotrowy.

Może drży więcej albo mniej od spodu,
Lecz wiatr jej nie tknie, co się w ziemi kryje,
Dlaczego? Nie wiem ni znajdę powodu.

Drży za to, gdy duch, który grzechy zmyje,
W sobie poczuwszy się, wstanie i leci;
W on czas to w niebo taki okrzyk bije.

O tym obmyciu sama chęć oświeci,
Która więc zdolnej byt odmienić duszy
Podbija skrzydła i ochotę nieci.

Nim to nastąpi, lubą chęć w niej głuszy
Sprawiedliwości bożej wyglądanie:
Jak wprzód do grzechu, bieży do katuszy.

I jam przeleżał w tym bolesnym stanie
Lat przeszło pięćset; dziś we mnie doścignął
Pochop wylotu na lepsze mieszkanie.

Oto dlaczego stóg góry się wzdrygnął;
W tych kręgach Boga sławiące narody
Prosiły Pana, ażeby je dźwignął".

Tak rzekł, a jeśli rozkosz z kubka wody
Niecierpliwością pragnienia się mierzy,
Zrozumieć łacno, czym doznał ochłody.

Tu Mistrz mój rzecze: „Dojrzałem więcierzy,
Które was łowią; wiem, jako je rwiecie,
Czemu radości dreszcz po stokach bieży.

Lecz powiedz, proszę: kim byłeś na świecie
I niech mi będzie prawda ukazana,
Czemuś tu leżał przez to pięćsetlecie?"

„W czasie gdy Tytus, mocą wsparty Pana,
Mścił się ran, z których śmiertelnymi tętny
Krew trysła, w zdradzie Judasza sprzedana,

Sławą rozgłośny, nazwiskiem pamiętny —
Takimi do nas duch przemówił słowy —
Żyłem, lecz jeszcze wierze obojętny.

W mym śpiewie tyle kryło się wymowy,
Że mię z Tuluzy wezwał Rzym, gdzie pieniem
Wysługiwałem dyjadem mirtowy.

W świecie mię zwano Stacjusza imieniem;
Pieśń ma o Tebach głosi i Achillu:
Śmierć przy ostatnim mię zaszła... Nasieniem

Dzielnym dla ognia były mego stylu
Iskry przez bożą wyrzucone świecę,
Co zapaliła już poetów tylu.

Rozumiem tutaj Eneidę, rodzicę,
Piastunkę moich niemowlęcych pieśni;
Bez niej by zeszła cześć ma na marnicę.

I bogdajbyśmy żyli równocześni,
Rada by dzisiaj przydać moja dusza
Rok więcej, niż jej liczono, tej cieśni".

Zwrócą się ku mnie oczy Wergiliusza:
Zda się, chciał: „Zamilcz", wyrzec gestem twarzy,
Ale nie zawsze wolę się przymusza.

Bowiem śmiech i płacz z uczuciem się parzy,
Co je wywoła, a to tak najściślej,
Że im kto szczerszy, tym mniej wolą waży.

Skinąłem jak człek, który się domyśli,
Więc duch, zmilknąwszy, spojrzał mi w źrenice,
Gdzie wyraz duszy najjaśniej się kreśli.

„Bodaj twa praca nie poszła na nice —
Rzekł — ale powiedz, czemu w twej zamkniętej
Twarzy ujrzałem śmiechu błyskawicę?"

W dwa ognie uczuć byłem teraz wzięty:
To milczeć każe, a to mówić błaga,
Westchnąłem jeno — i byłem pojęty.

„Przemów — Mistrz rzecze — niech cię strach nie zmaga,
Odpowiedz na to duchowi prawdziwie,
Czego się z taką żywością domaga".

Więc ja powiadam: „Widzę, iż w podziwie
Pytasz przyczyny, co mój uśmiech budzi;
Lecz się zdumiejesz bardziej niewątpliwie.

Ten, za kim wzrok mój ku górze się trudzi,
Jest ów Wergiliusz, co twą pieśnią rządził,
Kiedyś opiewał i bogów, i ludzi.

Jeśliś uśmiechu mojego przesądził
Inną przyczynę, pozbądźże wątpienia;
To ci powiadam, ażebyś nie błądził".

On się do kolan chylił dla uczczenia
Mojego Mistrza, lecz ten przerwał: „Bracie,
Niechaj! Cień jesteś i mówisz do cienia".

A on, powstając: „Widzisz, w jakiej zna cię
Powadze miłość, jak mię prze ku tobie,
Kiedy nie pomnąc, w jakiej idziesz szacie,

Duchowi kłaniam jak żywej osobie".

Czytaj dalej: 56. Boska komedia - Czyściec - Pieśń XXII - Dante Alighieri