W dziewiątym jarze poeci obserwują tłum podżegaczy do zamieszek społecznych i religijnych. Wśród nich spotykają Mahometa, Pietra da Medicina, Moskę Lambertiego, Bertranda de Born i słuchają ich opowieści o towarzyszach niedoli.
Kto zdoła nawet w niewiązanej mowie
Opisać rany i szkarłatne strugi,
Jakie w następnym ujrzałem parowie!
Choćbym powtarzać chciał i raz, i drugi,
Pojęcia myślom zabraknie, wyrazu
Trafnego ustom braknie do posługi.
Gdyby zgromadzić wszystek lud od razu
Z Apulii szczęsnej, co krwi rubinowe
Soki rzymskiemu dawał pić żelazu
Lub co przypłacił życiem boje owe,
Gdzie łup obfity pierścieni zebrano,
Jak świadczą wierne księgi Liwiuszowe,
I hufy, co krew wylały rumianą,
Że nie uznały Roberta Gwiskarda,
I tych, których kość zbierasz w Ceperano,
Skąd na Apulii synów pada wzgarda,
I z Tagliacozzo, skąd nabrała sławy
Bitwa bez boju starego Alarda —
Gdyby z nich każdy to kadłub dziurawy,
To kikut zjawił, nie zrównałby snadnie
Szkaradnym rzeziom dziewiątej dzierżawy.
Mniej pluszcze, kiedy klepka zeń wypadnie,
Ceber niż mara, co stała rozryta
Na skróś od brody aż po części zadnie.
Między nogami wisiały jelita,
Widniały płuca z owym smutnym worem,
Gdzie w kał się zmienia potrawa spożyta.
Gdym nań z litośnym poglądał uporem,
Dłońmi roztargał łono duch wyklęty;
„Patrz — rzekł — ręce mi własnym są toporem.
Oto ci widne Mahometa szczęty;
Przede mną, spojrzyj, płacząc idzie Ali,
Od brody przez twarz po ciemię rozcięty.
Wszyscy, co ze mną w ten loch się dostali,
To siewcy schizmy i zgorszenie świata;
Tak połupani, że waśni wzniecali.
W tyle na drodze stoi diabla czata;
Ona to duchy okropnym koncerzem
Siecze, a my raz wraz pod ręce kata
Wracamy, ledwie krąg bolesny zbieżem;
Coraz się blizna ran naszych zasklepia,
On coraz ciosem ją otwiera świeżem.
Lecz ktoś ty, co tam z głazu czaisz ślepia?
Może rozumiesz, że odwleczesz kary,
Którą wyznanie win w tobie zaszczepia?"
„Żyw on, nie zbrodnia w te go wiedzie jary
I nie na krwawą mękę on przychodzi,
Lecz by doświadczeń zaznał pełnej miary.
Mnie, com zmarł, być mu przywódcą się godzi
Przez wszystkie kręgów piekielnych podsienia;
W to wierz, jak wierzysz, że cię wzrok nie zwodzi".
Tak Mistrz... Sto duchów spośród krwi strumienia
Spojrzało na mnie, zatrzymując kroku;
Mąk zapomniały z wielkiego zdumienia.
„Ty, co wnet może na świat wyjdziesz z mroku,
Pośpieszaj bratu Dolcino z przestrogą:
Jeśli nie spragnion naszego widoku,
Niechże się w żywność opatrzy z załogą,
Inaczej zaspy śniegowe Nowarze
Do zbyt łatwego zwycięstwa pomogą".
Z nogą wzniesioną ku iściu tak każe
Mahomet; skończył, sprostował kolano
I poszedł dalej w ciemne korytarze.
A wtem duch, co miał gardziel wielką raną,
Nozdrza wydarte do samej nasady
I jedną muszlę ucha w szczęt wyrwaną,
W pośrodku stojąc zdumionej gromady,
Na oścież dłońmi rozwarł gwałtownemi
Szyję czerwoną od okropnej szpady.
„O ty, któregom już w łacińskiej ziemi
Oglądał, człecze, coś tu wszedł bez winy,
Nie zwodzisz-li mię kształty kłamliwemi,
Przypomnij, proszę, Piotra z Medycyny.
Jeśli powrócisz w krainę kochaną,
Która z Vercello w Markabu niziny
Chyli się, ostrzeż dwu najlepszych z Fano:
Angiolella i pana Gwidona,
Że ile przyszłość wywróżyć mi dano,
Pod Cattolicą tyran ich dokona;
Z łodzi strąceni będą od wioślarzy,
Mając u szyi kamienne brzemiona.
Nie widział Neptun zbrodni równie wrażej
Na śródlądowym swym morzu szerokiem
Śród Argolidów ani śród korsarzy.
Zdrajca, co jednym tylko patrzy okiem,
Pan ziemi, której ktoś z naszego grona
Nie chciałby nigdy karmić się widokiem,
Zwabi ich w dom swój niby dla narady,
A wraz uwolni od ofiarowania
Okupu wichrom fokarskiej posady".
„Poucz mię — rzekłem — ja dla dziękowania
Sprawię to, że świat o tobie usłyszy:
Kto jest ów zbrodzień gorzkiego poznania?"
Więc do jednego w gronie towarzyszy
Wyciągnął rękę, usta rozwarł marze
I rzekł: „Ten ci jest, lecz dziś gada ciszej.
On to wahania przeważył w Cezarze
Z Rzymu wygnany, mówiąc, że kto sprawy
Dojrzałej zwłóczy, los go klęską karze".
Jakże wylękłe stało widmo, krwawy
Język i w gardle ukazując ranę:
Curio, do rady niegdyś taki żwawy!
A jeden, co miał dłonie odrąbane,
Prężył kikuty w czarności oparnej,
Na twarz mu strugi lały się rumiane.
„Moskę przypomnij! — wołał. — Ja, człek marny,
Że każda sprawa ma kres, powiedziałem;
Słowo w Toskanie złymi zeszło ziarny".
I na twe plemię będące pujnałem!" —
Krzyknę; więc boleść piętrząc na boleści
Odszedł jak człowiek smutny, zdjęty szałem.
Jam został innych mąk przyjrzeć się treści
I widzę straszną rzecz... krom utwierdzenia,
Nie śmiałbym w mojej powtórzyć powieści.
Ale zachętę słyszę od sumienia,
Dobrego druha, który, w czesnej zbroi
Sam chodząc, śmiałość w człeku rozpłomienia.
Ujrzałem, dotąd na oczach mi stoi,
Tułów bez głowy, cień niegdy człowieka,
Depcący glebę, która krwią się gnoi.
Za kędzior głowę dzierżąc, ów kaleka
Ręką w powietrzu jak latarnią waży
I patrząc na nas: „Gorze mi!" — narzeka.
Własnemu ciału oczy świecą z twarzy
I jedno w dwojgu jest, a w jednym dwoje;
Jak?... On wie, który te cuda kojarzy.
Więc duch, pod mostu podszedłszy wykroje,
Ramię wyciągnął, aby straszne słowa
Wyraźniej w uszy ugodziły moje.
„Patrz na bolesną karę — rzekła głowa —
Ty, co żyw chodzisz śród czerni nieżywej,
I pomyśl, jestże która tak surowa?
Byś między ludzi o mnie poniósł dziwy,
Wiedz: Bertran de Born jestem, królewica
Jana gorszyciel i radca zdradliwy.
Jam jest, com z synem pokłócił rodzica;
Sam Achitofel w sercu Absalona
Ku ojcu równej złości nie podsyca.
Że taka jedność była roztargniona
Z mej winy, własny mózg obnoszę w ręce,
Którego korzeń wewnątrz tego trzona.
Słuszność odwetu widzisz w mojej męce".