Wśród potępionych za podszywanie się pod cudze nazwiska poeci spotykają Gianniego Schicchi i Mirrę; pomiędzy fałszerzami pieniędzy, cierpiącymi na wodną puchlinę i pragnienie, mistrza Adama, a między kłamcami żonę Putyfara i Greka Sinona.
W owym to czasie, gdy z winy Semele
Na krew tebańską rozżarta Junona,
Co swoją pomstę w dzikim zjawia dziele,
Na Atamancie tym razem dokona
Gniewu, szał bowiem taki w nim roznieci,
Że, widząc z dwojgiem niemowląt u łona
Małżonkę, krzyknął: „Zastawiajmy sieci
Na szlaku, chwycim lwicę ze szczenięty!" —
Po czym bezbożną ręką jedno z dzieci,
Synka Learcha, chwycił i na szczęty,
Ręką śmignąwszy, strzaskał o granity,
Ona zaś z drugim skoczyła w odmęty.
A gdy fortuna poniżyła szczyty
Wielkości Trojan, na ogniową zgubę
Dawszy, a z państwem wraz król był zabity,
Na smutną, nędzną, niewolną Hekubę,
Gdy Polikseny widziała zabicie,
A na wybrzeżu Polidora lube
Spotkała zwłoki, co uszło z nich życie,
Obłęd przystąpił tak zapamiętały,
Że się jej z gardła psie ozwało wycie.
Lecz ni tebańskie, ni trojańskie szały
Nie były takie dzikie i zajadłe,
Zwierzęty władnąc czy ludzkimi ciały,
Jak tu dwa cienie nagie i wybladłe,
Co gryząc skalnym goniły wyrębem,
Niby dwa wieprze z karmnika wypadłe.
Jeden, skoczywszy, uczepił się zębem
Karku Capocchia i przyciął go srodze,
Zdusił i taszczył, aż grunt zamiótł kłębem.
Tu aretyńczyk, co stał w wielkiej trwodze,
Rzekł: „Upiór, który na nim pysk posoczy,
Jest Gianni Schicchi: patrz, jak druha głodze".
„Niechże na tobie zębów nie ubroczy —
Powiadam —jeślim odpowiedzi godny,
Kto jest cień drugi, mów mi, nim uskoczy".
„To duch prastary Mirry kazirodnej,
Która mieć chciała w ojcu lubownika,
W miłości z prawem i cnotą niezgodnej.
Tak z nim popełnia grzech chytra podwika,
Że sobie cudzej kształt osoby nada,
Właśnie jak tamten, który już umyka,
Co, by dla siebie zdobyć panią stada,
W Buosa Donati postać się przemieni.
I po swej woli testament układa".
Skoro już pierzchli oba pobieszeni,
Na których oczy me wieszałem smutnie,
Do innych wzrokiem biegnę po przestrzeni.
Jeden duch kształtem przypominał lutnię,
A raczej takim fantazji się zjawi,
Gdy mu się w myśli obie nogi utnie...
Wodna puchlina, która miąższ w nim trawi,
Stosunek członków znosi u nędznika,
Potworny rozmiar lic i brzucha jawi.
Choroba wargi obie mu rozmyka,
Górną wzdymając, obciągając dolną,
Niby spieczone usta suchotnika.
Wy, co wam w smętnym świecie chodzić wolno,
Nie pojmę czemu, krom katuszy wszelkiej,
Pójdźcie i patrzcie na mękę mozolną
Mistrza Adama, co był taki wielki
Za życia, pełen bogactw, syt wygody,
A dzisiaj, ot, dżdżu pożąda kropelki!...
W zieleni stoków szeleszczące wody,
Od Cassentyna które bieżą w Arno,
Dając wybrzeżom i pulchność, i chłody,
Niepróżno dzisiaj na pamięć się garną;
Od ich widzenia wysycha mi cera:
Srożej je czuję niźli spiekę parną.
Oto jak twardej Sąd kary dobiera:
Czyniąc narzędziem mąk scenę mej winy,
Gorętsze jęki z gardła mi wydziera.
Jam to w Ronienie fałszował floryny,
W podłym metalu bił Chrzciciela godło,
Za co na stosie poszedłem w perzyny.
Lecz by gdzie z duszą Gwidonową podłą
Cień Aleksandra spotkać i ich brata,
Oddałbym całe Fontebrandy źródło.
Pierwszy podobno w piekle się kołata:
To jedna mara zbieszona przerzekła;
Cóż, gdy mię niemoc wiąże i przygniata!...
Bogdaj mi w członki taka siła ściekła,
Iżbym co sto lat uszedł bodaj piędzi,
Już bym się puścił szukać go śród piekła
W tłumie tej, którą wrzód i krosta swędzi
W krąg jedenastu mil zbitej gawiedzi,
A pół od jednej do drugiej krawędzi.
Przez nich to duch mój pośród zgniiców siedzi:
Oni skusili, abym bił czerwieńce,
Co zawierały trzy karaty miedzi".
„Kto są — spytałem — ci dwaj potępieńce?
Kurzą, jak w zimie dłoń wyjęta z wody,
I siedzą razem po twej prawej ręce".
„Przede mną wpadli w piekielne zagrody
I odtąd żaden nie drgnął — rzekła mara —
Ani drgnie, aż w dzień ostatniej nagrody.
Owa — przewrotna żona Putyfara,
Ów — Sinon, co się w Troję wkradł sromotnie;
Gorączkę poci z nich cuchnąca para".
Tu zgnilec, który słuchał nieochotnie,
Że go wspomniano z takim obrzydzeniem,
W brzuch wypuczony mówcę pięścią grzmotnie.
Jak bęben zabrzmiał brzuch pod uderzeniem;
Za to mistrz Adam w gębę trzasnął ducha,
Na odlew ciężkim zwaliwszy ramieniem.
„Choć moje ciało zgnilizna bezrucha —
Mówił — ochocze na taką robotę,
Jeszcze me ramię rozkazania słucha".
A Sinon: „Mniejsząjawiłeś ochotę,
Gdzieś widział, że stos dla cię układali,
Niż gdyś z mosiądzu bił czerwone złote".
A spuchlec: „Prawdę rzekłeś, co się chwali,
Aleś podobno tak świadczyć nie śpieszył,
Gdy cię pod Troją o prawdę pytali".
A na to Sinon: „Jeślim kłamstwem grzeszył,
To raz; tyś każdym złym kłamał dukatem:
Żaden czart nigdy tyle nie nabreszył".
Znowu odpalił ów z brzuchem pękatym:
„Konia przypomnij sobie, kłamco wraży,
I cierp, że się fałsz nie ukrył przed światem".
„I ty cierp, niech cię ta gorączka praży —
Rzekł Grek — i trawi ta wodna puchlina,
Co z twego brzucha płot zrobiła twarzy".
A mincarz: „Gęba znów latać zaczyna
I zjadliwością zwykłą mi dogryza;
Jeśli ja puchnę, jeśli schnie mi ślina,
Ty wewnątrz goresz i pęka ci łyza;
Długiej by pewno nie trzeba namowy,
Ażebyś cmoktał zwierciadło Narcyza!"
Stałem zajęty zelżywymi słowy,
Gdy Mistrz mój: „Patrzże, patrz na głupie cienie!
Jeszczem się z tobą powaśnić gotowy".
Gdym z głosu poznał Mistrza rozdrażnienie,
Oblicze moje wstydem się pokryło;
Wspomniawszy, jeszcze dzisiaj się rumienię.
Jak ten, co marzy jakąś rzecz niemiłą,
Śniąc, życzy, aby to był sen, nie jawa,
I pragnie, aby to, co jest, nie było,
Tak pomieszanie gdy mówić nie dawa,
Chcący tłumaczyć się, nie zauważę,
Iż się milczenie już wymówką stawa.
„Większa się wina mniejszą skruchą maże —
Ozwał się Pan mój w łagodnym sposobie —
Niechże jej smutek tak ciężki nie karze.
Gdyby cię losów zmiana w której dobie
Między podobnych kłótników przywiodła,
Pamiętaj czynić, jakbym był przy tobie.
Słów obelżywych słuchać chęć jest podła".