W pierwszym kole dziewiątego kręgu, Kainie, Dante i Wergili spotykają pomiędzy zdrajcami własnych rodzin Camincione dei Pazzi, w drugim kole, tzw. Antenorze, pośród zdrajców ojczyzny Bokkę degli Abati, w ostatnim, które nosi miano Giudeki - Ugolina della Gherardesca.
Gdybym znał rymów twarde, chrypłe zgrzyty,
Jako się godzi kreśląc smutną norę,
Na której wszystkich kół ciężą granity,
Może bym wyżął soki bardziej spore
Z mego przedmiotu; lecz że niebogata
Mowa, ze strachem pieśń tę przedsdębiorę.
Bo to mnie lada rzecz opisać świata
Wszystkiego środek, i językiem jeszcze,
Który zaledwie jąka: „Mama, tata".
Wiersz mój niech wesprą owe panie wieszcze,
Co grodzić Teby wsparły Amfiona;
Niech w swoich słowach swoją treść pomieszczę.
O wy, nad wszystko wyklęte plemiona
Z miejsc, które tyle opisać mi trudniej —
Szczęśliwsza owca na wolą puszczona!
Już my stanęli na dnie ciemnej studni,
Niżej strażnika z piekielnej załogi,
A jam na mury patrzał; wtem zadudni
Odgłos mówiący: „Ostrożnie staw nogi,
Bo piętą, w której snadź litości nie ma,
Depcesz po czaszkach twej braci ubogiej!"
Obróciwszy się, widzę przed oczyma
I pod stopami zamarzłe jezioro,
Szklane od mrozu, co je w więzach trzyma.
Nigdy tak grubą nie kryje się korą
Don, co chłodnymi strefami przebiega,
Ni austriacki Dunaj mroźną porą.
Gdyby Tambernik z pól, które zalega,
Tu spadł lub całą Pietrapana mocą,
To nie zachrupałby lód nawet z brzega.
A jako żaby, gdy w stawie rechocą,
Pyszczki wyścibią w on czas, gdy to żniwo
Wieśniaczkom częściej przyśniwa się nocą,
Tak aż do miejsca, co pierwsze wstydliwą
Barwą się krasi, klekcąc jak bociany,
Sterczały duchy wbite w lodu szkliwo.
Głowy ku szybie gięły zwierciadlanej;
Wargi mrozowi, oczy każdej zmory
Męce świadczyły niewypowiedzianej.
Spojrzę naokół, potem w dół komory,
I pod stopami widzę dwu nędzarzy
Tak spiętych, że łbów plątali kędziory.
„Kto wy i co wam tak piersi kojarzy?" —
Pytam; więc oni szarpną głowy zlepłe
I obracają ku mej stronie twarzy.
Z ócz tryskające dwa strumienie ciepłe,
Na twarz się tocząc, stygły i, w powłoce
Lodu, na klamry wyrastały skrzepłe.
Nie tak się hakiem spinają dwa kloce,
Jak ci dwaj; za czym jak tryki na stepie
Ze złości głową druh druha łomoce.
Inny z dziurami miast uszu w czerepie
Mrozem wyżartych w dół głowę pochyli
I pyta: „Czemu tak wytrzeszczasz ślepie?
Chcesz poznać, kto są ci sobie niemili?
Ową dolinę, gdzie Bisenzio płynie,
Wiedz, naspół z ojcem Albertem dzierżyli.
Z jednej macierzy obaj; byś w Kainie
Najdłużej szukał, duch tu się nie chowa
Godniejszy marznąć w piekieł zakrzeplinie;
Nawet ten, co mu strzała Artusowa
W piersi i w cieniu wraz otwarła ranę;
Ani Focaccia, ni ten, czyja głowa
Taką przed wzrokiem stworzyła mi ścianę,
A który zwie się Sassol Mascheroni:
Kto był, wiesz, mając ojczyzną Toskanę.
Ja, skoro mię już twe natręctwo goni,
Jestem Camicion de'Pazzi; Karlina
Czekam, on wielką mą zbrodnię przysłoni".
Co stąpnę, z lodu twarz mię straszy sina;
Odtąd nie mogę na zmarzłe bajora
Patrzeć, bo mi się strach ten przypomina.
Idziemy dalej, gdzie piekielna nora
Zbiega do środka wszelkiego ciążenia;
W mroku się z lękiem dusza moja pora.
Z bożej-li woli, z trafu, z przeznaczenia,
Nie wiem: stąpając po zamarzłej fali,
Nogą trąciłem łeb jednego cienia.
„Czemu mię kopiesz? — płacząc, duch się żali. —
Czy może, abyś przyczynił mej nędzy,
Za Montaperti tutaj cię przysłali?"
„Wstrzymaj się, Mistrzu — powiadam — niech między
Duchami tego wyświecę dowodnie,
Potem już pójdę, jako życzysz, prędzej".
Stanął; do ducha skrzepłego za zbrodnię,
Co wciąż klątwami miotał, obelżywy,
Krzyknąłem: „Ktoś jest, który lżysz przechodnie?"
„A ty kto — odparł — tak nielitościwy,
Śród Antenory piętą ludzkie twarze
Hańbiący, jakby człek nie umiał żywy?"
„Jeszcze ja żyję — tak odrzekłem marze —
A mogę miłym stać się, kiedy wieści
O tobie światu śród innych przekażę".
A on: „Ja tutaj nie pożądam cześci;
Źle umiesz schlebiać jeńcom tego dołu,
Idź precz ode mnie i oszczędź boleści!"
Tedym mu ręką zatargał chochołu:
„Zaraz mi wyznaj swój ród i swe losy,
Lub zdejmę wszystek włos podłemu czołu!"
A mara: „Za to, że mi targasz włosy,
Nic ci mnie wyznam ani się odkryję;
Niczego tutaj nie wymogą ciosy".
Więc krzywe palce w kudły jemu wbiję
I już niejeden kędzior wydrę w czubie;
Duch oczy spuszcza ku dołu i wyje.
A wtem głos ozwał się w lodowym łubie:
„Co ci to, Bocca? Nie dość dzwonić w szczękę,
Jeszcze i wyjesz? Jaki czart cię dzióbie?"
„Teraz już możesz nie gadać — tak rzekę —
Zdrajco ohydny! Już twojej osławy
Wstyd nieśmiertelny na światło wywlekę".
„Idź precz, głoś sobie, gdzie chcesz, moje sprawy,
A jeśli wyjdziesz stąd za czyją wodzą,
Nie zamilcz o tym, co miał język żwawy.
Za Francji złoto łzami mu zachodzą
Powieki; zdrajca z Duera się kryje,
Opowiedz, w lochu, gdzie się mary chłodzą.
Chceszli usłyszeć jeszcze imię czyje?...
Beccheria siedzi tu pod szybą szklaną:
Florencja jemu poderżnęła szyję.
Gian de'Soldanier ma tu być i Gano,
I Tebaldello, przez którego padła
Twierdza Faenzy, kiedy jeszcze spano".
Gdy odchodzimy, w rowie dwa widziadła
Spostrzegam taką zwarte zawziętością,
Że głowa głowie za kaptur przypadła.
Jak się do chleba rwie człek zdjęty czczością,
Tak wyższy, leżąc niższemu na grzbiecie,
Wpił się w kark, ponad pacierzową kością.
A jako Tydej w pomściwym odwecie
Zębami szarpał łeb Menalippowy,
Tak ten darł czaszkę i ssał mózg w szkielecie.
„O ty, którego zwierzęce narowy
Świadczą, że wroga tutaj ząb twój głodze,
Odpowiedz: przeczżeś taki dlań surowy?
Ja, gdy wybadam przyczynę i zgodzę
Grzech z karą, znając was i wasze dzieje,
Na jasnym świecie tobie wynagrodzę.
Jeśli mi wprzódy język nie skośnieje!"