Po wejściu do siódmego kręgu poeci mijają stojącego na straży Minotaura i podchodzą do rzeki wrzącej krwi. Cierpią w niej ludzie, którzy używali przemocy wobec bliźnich. Strzegą ich centaurowie, z których jeden oprowadza poetów, wymieniając nazwiska potępionych.
Grań, którą schodzić mieliśmy po stoku,
Tak była dzika, przy tym pełna wstrętu,
Że pierzchał ludzki zmysł od jej widoku.
Jak w usypisku, co z tej strony Trentu
Spełzło w Adygę, czy własnym ogromem,
Czyłi od wstrząśnień podziemnych tętentu,
Od stóp do szczytu rozdartym wyłomem,
Tak się bok góry zrobił niedostępny,
Że cud był, ścieżka po urwisku stromem —
Podobnie sterczał gościniec posępny;
A na wierzchołku strzaskanej głowicy
Kreteński leżał brzydki gad, w występny
Sposób z kłamanej spłodzon jałowicy;
Ledwo nas ujrzał, cielsko kłem rozporze,
Jak ten, w którym gniew tajony zaryczy.
Wtem Mędrzec krzyknie doń: „Rozumiesz może,
Iż tu ateńskie książę na cię godzi,
Co cię zadławił na kreteńskim dworze?
Odstąp precz, bestia, bo ten nie przychodzi
Jak ów, od siostry twojej nauczony,
Lecz mu kaźń waszą obaczyć się godzi".
Jak buhaj, ciosem śmiertelnym raniony,
Szarpnie się głową, na kolana pada
I, wstać nie mogąc, dryga w obie strony,
Tak się miotała kreteńska szkarada,
Więc Wódz mój krzyknął: „Zbiegnij po krawędzi,
Wymiń go, póki sam sobą nie włada!"
Za czym po piargach szliśmy, w każdej piędzi
Czując spod stopy zmykające głazy,
Co je w dół ciężar niezaznany pędzi.
Szedłem w zadumie. „Dziw ci, jakie razy
Wycięły zrąb ten, strzeżon strachem złości,
Którą moimi zgromiłem wyrazy?
Wiedz, gdym raz pierwszy schodził tutaj w gości,
Dążąc do piekła najniższego dziczy,
Jeszcze ta góra sterczała w całości.
Lecz jeśli dobrze pamięć moja liczy,
Niewiele wprzódy, nim tu zszedł Obrońca,
Co zbawił Disa dostojnej zdobyczy,
Drgnęła w posadach dolina cuchnąca,
Tak iż sądziłem, że to wszechstworzenia
Dreszcz i że Miłość świat odradzająca,
Jak niegdyś, naprzód w chaos go zamienia;
Owej to chwili runęły w zwaliska
Tu i gdzie indziej pagóry z kamienia.
W dół spojrzyj: oto krwi rzeka już bliska,
Gdzie w kotłujące zanurzon jest piany,
Kto gwałtem bliźnich na ziemi uciska".
Chciwości ślepa, gniewie wyuzdany!
Przecz na doczesnym żgacie nas padole,
Aby na wieczność w takie wtrącać stany!...
Był rów szeroki, żłobiony w okole,
A jak Wódz twierdził, świadomy budowy
Piekła, ogarniał sobą całe pole.
Nad fosą wpodłuż ściany granitowej
Łuczne centaury biegały w orszaku,
Jako tam w górze, chodzący na łowy.
Gdy nas ujrzały, stanęły na szlaku,
Zaś trzy potwory skoczyły przed tłuszczą,
Gotując groty dobyte z sajdaku.
A jeden wołał: „Na jakie w tę puszczę
Schodzicie męki, hej, z gór przychodniowie?
Odpowiadajcie albo bełt wypuszczę!"
Na to Mistrz odparł: „Sam Chiron się dowie,
Co my za jedni, jakie nasze sprawy;
Prędka chęć nigdy nie szła ci na zdrowie".
Tknął mię i szepnął: „To jest Nessus żwawy,
Co go zgubiła piękna Dejanira
I co sam pomścił swojej śmierci krwawej.
Ten średni, który na swą pierś spoziera,
Chiron, Peleusowego piastun syna;
Ów Folus; za gniew piekło go potyra.
Tysiąc ich łuki nad fosą napina
I godzi w duszę, co się z krwi wychynie
Więcej, niżeli pozwala jej wina".
Ku szybkonogiej poszliśmy drużynie,
Chiron bełt wyjmie i końcem pocisku
Brodę kosmatą pod szczęki podwinie.
A odsłoniwszy kły w okropnym pysku:
„Uważcie — mówi — wtóry z tych, co schodzą,
Stąpając wzrusza głazy w usypisku.
Chyba on żyje lub mię zmysły zwodzą..."
Mistrz podszedł; łona sięgał mu ciemieniem,
Gdzie się dwa stany w ludozwierzu godzą.
„Żyw on — tak mówił — a tych jaskiń cieniem
Ze mną samowtór idzie, prowadzony
Nie ciekawością, ale przeznaczeniem.
By mi go zlecić, swoje antyfony
Przerwała Pani o niebiańskiej twarzy;
Ni on jest zbrodzień, ni ja duch splamiony.
W imię Potęgi, przez którą się waży
Ma stopa w dzikie ścieżki tego grodu,
Jednego z twoich dodaj nam dla straży.
Niech nam pokaże, którędy do brodu,
A jego niechaj weźmie na swe bary,
Bo nie jest z duchów uskrzydlonych rodu".
W prawo stał Nessus; Chiron, do poczwary
Zwrócon, rzekł: „Ruszaj i bądź przewodnikiem,
I odpędź, gdy im drugie zajdą chmary".
Za czym ruszyliśmy z wiernym strażnikiem
Nad tonią wrzątku, co się pąsem krwawił,
I gdzie pękały bańki z głośnym sykiem.
W strudze lud mnogi aż po brwi się pławił.
„To jest tyranów ród — centaur powiada —
Co się łupiestwem i mordem splugawił.
Tu się za srogie krzywdy odpowiada;
Aleksy tu jest z Dionizym społu,
Co nań tak długo Sycylija biada.
Przypatrz się temu z kruczym włosem czołu:
To jest Azzolin; ów, co włos ma płowy,
Obizzo d'Este; z ziemskiego padołu
Zły syn go strącił w ten nurt rubinowy".
Chciałem coś pytać, lecz Mistrz: „Już ja z boku
Pójdę — rzekł — niech cię Wódz prowadzi nowy".
Cokolwiek dalej centaur wstrzymał kroku
Nad rzeszą, która zdawało się tonie
Po samą szyję we wrzącym potoku.
Widmo ukazał samotne na stronie
Mówiąc: „Wielbione nad Tamizy wałem
Serce on rozsiekł u Boga na łonie".
Dalej tłum czerniał wynurzony ciałem,
Głowę wznoszący, widny aż po brzuchy;
Pośród mar ludzkich niejedną poznałem.
Coraz to płyciej szedł nurt wrzącej juchy,
Tak, aż nareszcie stóp im ledwie tyka;
Tuśmy przez fosę przeszli na brzeg suchy.
„Jak z tego końca coraz się umyka
Wrzątek, że ledwie dno łożyska myje,
Masz wiedzieć — brzmiały słowa przewodnika —
Że z drugiej strony niżej w grunt się ryje,
Aż wreszcie ową kończy się głębiną,
Gdzie okrucieństwo wiecznym jękiem wyje.
W tej głębi własną zatraceni winą
Cierpią: Attyla, ów bicz boży ziemi,
Sekstus i Pyrrhus; tam łzy z oczu płyną,
Gdy się ich śluza warem krwi otworzy,
Obu Rinierom, co gnębili srodze
Ziemię i byli postrachem rozdroży".
Zwrócił się i w bród wracał po swej drodze.
Przejdź do Pieśni XIII - Piekło