Poeci wsiadają do barki Flegiasza i w niej kontynuują podróż po bagnie piątego kręgu; wśród potępionych za gniew spotykają florentczyka Filipa Argenti. Na koniec docierają do drzwi grodu Disa, które szatani zatrzaskują przed nimi.
Mówię: dalekie jeszcze wśród wądołu
Majaczyły nam wieży czarne węgły,
A już mi oczy zbiegły ku jej czołu,
Do dwu płomyków, co się tam wylęgły
Przeciw trzeciemu w takiej odległości,
Że ich zaledwie źrenice dosięgły.
Więc ja, wpatrzony w Morze wszechmądrosci,
Pytam, co znaczą te ogniste gwary,
Kto nimi gada na tej wysokości.
„Już się przybliża — odrzekł — przez moczary,
Na co czekamy, i wnet się odsłoni,
Jeśli-ć widoku nie skryją opary".
Nie takim szybkim lotem pewnie goni
Bełt, gdy napięta puści go cięciwa,
Jako w tej chwili ujrzę, a po toni
Maleńkie czółno ku brzegom dopływa:
Jakiś duch ciemny był sternikiem nawy
I wołał: „Tuś mi, duszo niegodziwa!"
„Flegiasz, ej, Flegiasz, tym razem ty sprawy
Nie wygrasz! — tak Pan do niego zakrzyczy. —
Tyle my twoi, ile tej przeprawy".
Jak człowiek, co go, kiedy na coś liczy,
Rozczarowanie do głębi ubodzie,
Taki był Flegiasz, pozbawion zdobyczy.
Za czym Wódz podszedł, wstąpił i do łodzie
Mnie wezwał; teraz dopiero, ciężary
Mymi zważony, ponurzył się w wodzie
I przez odmęty pomknął czółn prastary,
Głębiej się dzióbem wrzynając, niż skoro
Przewoził w sobie bezcielesne mary.
Wtem, gdy przez mętne płyniemy bajoro,
Jeden topielec do oczu mi skacze:
„A ty kto — wrzaśnie — coś tu wszedł przed porą?!"
Ja na to: „Wszedłem, lecz zostać nie raczę.
Kto zaś ty jesteś, oszpecony kałem?"
A on: „Wszak widzisz; jestem, który płaczę".
„Duchu przeklęty — na to zawołałem —
Zostanie tutaj w płaczu i żałobie;
Choć zbłoconego, przecież cię poznałem!"
Więc mara na bort kładła ręce obie,
Lecz Mistrz, podbiegłszy, strącił piekielnicę:
„Psi rodzie — krzyknął — idź precz, wara tobie!"
Wziął mię za szyję i całując w lice
Powiadał: „Duszo, pełna oburzenia,
Błogosławione łono twej rodzice!
Ten był w swej pysze pełen zaślepienia;
Żaden czyn jemu nie zdobi pamięci,
Przeto nie znalazł pokoju dla cienia.
Iluż to królów, co państwem nadęci,
Tutaj ugrzęzną, jak wieprze w kałuży,
Wprzód w sercach ludzkich na wieki przeklęci".
„Mistrzu — powiadam — pragnę, nim podróży
Naszej dokona sternik przez bagniska,
Widzieć, jak nędznik w błocie się zanurzy".
„Nim łódź drugiego brzegu będzie bliska,
To, czego życzysz, obaczysz na jawie:
Zacne pragnienie nagrodę pozyska".
Niebawem oczy taką rzezią bawię,
Sprawioną widmu od tłuszczy przeklętej,
Że jeszcze dzisiaj za nią Boga sławię.
„Daj go! — wrzeszczała. — Filipa Argenti!"
Bezsilny przeciw napastników chmarze,
Gryzł sobie ręce florentczyk zawzięty.
Już go nie wspomnę, zostawię w moczarze...
Wtem mię uderzył jakiś jęk złowrogi:
Więc oczy baczniej w czarną pustkę wrażę.
Mistrz rzekł: „Tu, synu, koniec wodnej drogi;
Oto gród Disa przed nami odkryty:
Liczne i groźne w nim siedzą załogi".
A ja: „Widne mi jego moszej szczyty,
Umalowane kolorem czerwieni,
Jak w hutnym piecu rozpalone płyty".
Więc on mi na to: „Od wiecznych płomieni
Z wnętrza wykwita pas barwy ognistej,
Którym się niższe to piekło rumieni".
Wtem barka nasza wbiegła w rów kolisty,
Który krainę beznadziejną grodzi;
Mur nad nim zdał się barwy żelazistej.
Sternik nasz krążył, zanim dał swej łodzi
Wbiec do przystani; nareszcie przybija:
„Wysiądźcie — krzyknął nam — tędy się wchodzi!"
Spojrzę, nad tysiąc czartów się uwija
U wrót i woła głosy zjadliwemi:
„Kto jest ten śmiałek — pytają — i czyja
Stopa za życia w martwych staje ziemi?"
Więc Wódz roztropny ku nim jeno skinie,
Że pragnie coś rzec słowy tajemnemi.
Na to ich pycha zaraz się ochynie:
„Pójdź sam — wołają— lecz ten niechaj wraca,
Krom prawa w naszej stający kramie!
Niechże z powrotem błędnie drogi maca;
Ty zostań, coś go wiódł w tę norę ciemną,
Tobie stąd wyniść nadaremna praca!"
Pomyśl, słuchaczu, co się działo ze mną,
Gdy usłyszałem przeklęte wyrazy:
Samemu drogi stąd szukać daremno!...
„Wodzu mój luby, coś nad siedem razy
Krzepił otuchę i zwalczał zawady
Stojące w drodze mojej dla obrazy,
Niech nie zostanę słaby i bez rady;
Skoro moc wyższa przeszkodą nam staje,
Co prędzej wróćmy za własnymi ślady".
Lecz Pan mój, co mię w owe przywiódł kraje,
Rzekł: „Zbądź obawy; nikt nie jest dość silny,
Aby nam bruździł, gdy Bóg wolność daje.
Tu na mnie czekaj i pokarm posilny
Nadziei spożyj, i niech myśl się cuci,
Wiedząc, żem twego bezpieczeństwa pilny".
Za czym odejdzie i samego rzuci
Mój słodki Piastun; zawahany stałem.
Bowiem „tak" i „nie" w mej głowie się kłóci.
Nie wiem, jakim się świadczył trybunałem,
Ale za chwilę piekielne załogi
Wszystkie do grodu nazad biegły cwałem.
I zatrzasnęły bramę nasze wrogi
W pierś Pana mego; więc od wrót powoli
Wracał, stawiając opieszałe nogi.
I onieśmielił mu się wzrok sokoli
W ziemię spuszczony; idzie i powiada:
„Kto mię nie puszcza do domu niedoli?"
A do mnie rzecze: „Że mną gniew owłada,
Nie dbaj i nie bój się; zwalczę przekory,
Jakabykolwiek stawiała je zdrada.
Nie pierwszy raz to brużdżą krnąbrne zmory:
Wszak próbowały buntu u mniej skrytej
Bramy, co nosi pęknięte zawory.
Widziałeś napis śmierci na niej ryty:
A już tamtędy z kamiennych poroży
Skróś kół piekielnych przybywa bez świty
Ten, co nam zejście w nowy kraj otworzy".
Przejdź do Pieśni IX - Piekło