Bliźni

Czasem, kiedy obwożę tramwajem
Moją pustkę powszedniego dnia,
Zobaczę nagle oczy, ludzkie oczy
Smutne i mądre — bez dna.

Zobaczę nagle ust zagięcie bolesne,
Załamanie spracowanych rąk,
Bezwład ciężki, jak szaruga jesienna,
Uśmiech dobry, jak wiosenny pąk.

I coś nagle się zrodzi, coś błyśnie,
Coś zapiekłą pustkę użyźni, —
I głaz martwy z piersi się stoczy
W żywem westchnieniu —
mój Boże, bliźni!

Czytaj dalej: Gwiazdka - Bronisława Ostrowska

Zobacz inne utwory Bronisławy Ostrowskiej