Po moście złotego kurzu
Anioły zstępują do śpichrza.
Szpara od blasku się zmruża
Kurz się leciutko zwichrza.
(Gorące złote nimby
I lekkie bose stopy...
Żywiczne, prześwietlone sęki.
Pachnące zbożne tchy).
Idą po złotej belce
I mrużąc oczy w cieniu
Schylają się w milczeniu
By w ziarnie grążyć ręce.
(Nagie, sypkie bursztyny,
Aniołów wiotkie palce...
Szemrzące cicho ziarno
I rozdzwoniony świerszcz).
Obu dłońmi ważą ciężkie garście,
Zaczerpnięte z mrocznego sklepiska
I w blask wznoszą, w słoneczne przepaście,
Sącząc w mrok niby złote źródliska.
(Cyt! Cyt! sypkiego ziarna...
Cyt! Cyt! dzwonnego świerszcza...
Promienna szpara blasku
I wirujący kurz).