Na ziemi indyjskiej, gdzie kwitną banany,
Przecudna mieszkała królowa.
Małżonek jej siwy — latami złamany —
Już nie znał miłości i słowa.
Lecz pani wyrosła w powadze i cnocie,
Więc wierną mężowi jest zawsze:
Choć rycerz niejeden w miłosnej tęsknocie
Przysięgi jej składał najłzawsze.
I każdy, choć z żalu i płacze i ginie,
We łzach rezygnacji odchodzi,
I jeden uparty pozostał jedynie
Astrolog sułtański — czarodziej.
Młodzieniec uczony i pełen urody,
Znał gwiazd tajemnicze obroty:
Znał ziemie dalekie, dalekie narody,
Umarłe przyzywał istoty.
Głos ptaków i zwierząt, szum lasów rozumiał,
Człowieka przemieniał na zwierzę,
I w lotnym eterze przenosić on umiał
Pałace, czy grody, czy wieże.
I wróżył dni przyszłe. Astrolog uczony
Pokochał też piękną królowę:
Na rozkaz jej czynił dziwowisk miliony,
A były rozkazy wciąż nowe.
Lubiła królowa z nim gwarzyć wieczorem,
Lubiła go drażnić biedaka:
To każe mu lecieć za jakimś potworem,
Co niby pół-psa a pół-ptaka,
To każe mu pałac budować z diamentów,
To księżyc sprowadzać na ziemię,
To perły wywabić z pod morza odmętów,
To czarne pobielić znów plemię.
»O, pani! — tak mówił królowej czarodziej —
Choć wierną ty jesteś mężowi,
Kaprysy masz dziwne! Czyż dręczyć się godzi
Człowieka, co myśli twe łowi?
Ja kocham cię, pani, i wszystkie te czary
Ja czynię dla ciebie jedynie!
Ach, kochaj mnie, pani. On siwy, on stary —
Ja wszystko dla ciebie uczynię!
O, kochaj! Ja wszystkie twe spełnię kaprysy,
Ja wszystkie zdobędę ci światy;
Niebiosa otworzę, zniweczę Eblisy,
Brylanty dam, ptaki i kwiaty! —
»Ja nie chcę brylantów; odrzecze mu pani —
A niebo otwierać jest grzechem,
A lękam się bardzo piekielnej otchłani...
(Mówiła królowa z uśmiechem).
Ach, kwiat mi daj tylko! Lecz dziwne to kwiecie,
Uczone nie znają go księgi.
(Mówiła królowa z uśmiechem, jak dziecię
Bo czarów nie znała potęgi.)
Stwórz kwiat mi nieznany, kwiat dla mnie jedynie,
Jakiego nie było na ziemi!
A kiedy go zerwę, na zawsze niech zginie
I nigdy nie będzie na ziemi!
Stwórz dla mnie kwiat taki! Gdy będziesz tak zręcznym,
Jam twoja na wieki... ja cała!
(Mówiła królowa z uśmiechem swym wdzięcznym,
Bo czarów potęgi nie znała).
Więc myśli a czyta czarodziej swe księgi,
Aż wreszcie wychodzi z komnaty.
»O, pani — zawoła — na głos twej potęgi
Nieznane stworzyłem ci kwiaty.
W ogrodzie królewskim trzy kwiaty wyrosły:
Błękitny, czerwony i złoty;
Aniołów nadziemskich zwiastuny i posły,
Ach, rzekłbyś — żyjące istoty!
Kwiat jeden, o pani, tu wolno wziąć tobie;
Bierz: złoto, błękity, szkarłaty;
A który z nich zerwiesz — na wieki ten w grobie —
Już takie nie zrodzą się kwiaty.
Czerwony kwiat zwie się Miłością gorącą,
A złoty kwiat Piękność oznacza.
Błękitny — Wiernością się zwie niegasnącą,
Twa ręka tu jedno w grób stacza —
Podziwia królowa nieznane te kwiaty,
Ach, który z nich zerwać, ach, który?
Bo, gdyby zerwała przecudne szkarłaty,
To zginą Miłości purpury.
A gdyby zerwała przecudny kwiat złoty,
To Piękność by znikła na świecie:
A Miłość i Piękność — toż boskie istoty...
Więc któreż mam zerwać tu kwiecie?
Bo gdyby zerwała tę Miłość czerwoną —
To Piękność i Wierność zostanie.
Lecz nigdy już serca pożarem nie spłoną,
Nie pozna nikt, czym jest kochanie.
A gdyby Piękności zerwała kwiat złoty —
To Miłość i Wierność zostanie,
Lecz nic nie wybawi już nas od brzydoty,
Okropnej, jak Boże skaranie..
Królowa coś marzy, królowa coś waży —
I, jakby przez czar nieuchwytny,
Ogniami czerwonych i złotych miraży
Skuszona, — kwiat zrywa błękitny!
I odtąd na ziemi przez wolę kobiety
Miłości purpurzy się kwiecie;
I Piękność się złoci, jak sen Afrodyty,
Lecz niema Wierności na świecie.
Wieczorem królowa małżonka zdradziła,
Astrolog jej serce posiada,
A zaraz nazajutrz (ach, czarów to siła!)
Kto inny już sercem jej włada.