Jak martwy szkielet, w kir owinięta,
Stoi nad wodą wierzba wyschnięta.
Korona zwiędła na drzewie chorem,
Potem ją ludzie ścięli toporem.
Czarny, obdarty pień strupieszały
Przeraża gwarne ptaków hejnały.
Po drugiej stronie tej samej wody
Zielonej wierzby pień stoi młody,
A taki bujny — taki kwitnący —
A taki życia siłą dyszący!
Nie tylko głowę przystroił w wieńce,
Liście na całej nosi sukience.
Bujne wyrostki ze wszech stron miota,
Które wilczkami zowie prostota.
I stary szkielet był kiedyś młody
I on miał swoje zielone gody.
Gorące niegdyś płynęły soki
Po wszystkich żyłach wierzby wysokiej.
Z nadmiaru życia na wszystkie strony
Okrywał wierzbę wilczek zielony!
Wilczki złośliwe — wysiłki drobne —
Żądze jałowe — na zło sposobne,
Wyście to wierzbę zagryzły starą,
Że dziś jest tylko cmentarną marą!
O, młoda wierzbo, gromadź swe siły,
Lecz by ci wilki krwi nie wypiły!
Rozkołysana życia nadmiarem,
Za bujnie kwitniesz zieleni czarem.
Ach, wilki-żądze moc ci zabiorą
I dusza twoja ocknie się chorą;
Krew ci przepalą, jak tę spaliły
I, przepalona, padniesz bez siły...