„Święty Janie, Józefie, Gerwazy, Protazy!
„Pomóż mi dosiąść szkapy, popchnij parę razy“.
Błagał kmiotek podpity i w różne zygzaki
Rznął sieczkę, jak to mówią, dzierząc się kulbaki
A gdy żaden z patronów pomódz mu nie raczy,
Jak ostatnie refugium zawołał w rozpaczy:
„Wszyscy Święci! ratujcie! bo zginę wśród drogi!“
Przytém tak zamaszysto jakoś ściągnął nogi,
Że nietylko wyskoczył, ale i przeskoczył
Aż na drugą gdzieś stronę, i w błocie się zoczył.
O! stara dykteryjka, bardzo stara — zgoda!
Lecz przecie niejednemu hamulca dziś poda.