„Nie tak to diabeł straszny, jak malują ludzie,
„Stary rak do rodziny rzekł w kuchennej budzie,
„Wprawdzie znów naszych w torbę chwycono podrywką,
„Lecz zaraz nakarmiono grysem i pokrzywką;
„Wprawdzie raki już nadal cofać się nie mogą,
„Ha! cóż robić! duch czasu — naprzód nową drogą.
„Teraz jakiś pan biały, z fartuchem w szlafmycy,
„Raczył nas wsunąć gładko do jakiejś ciemnicy.
„Ach! jakże tu przyjemnie, ach jakże tu miło;
„O świętym Janie w wodzie tak ciepło nie było.
„Rozkosz, tu się podniosę, a tam się położę,
„Ciepło i coraz cieplej!... No, no, trochę dużo,
„Ba, nadto, wściekle kipi! aż się ściany kurzą;
„Hej! Hola! piecze, parzy, duch w piersiach zaparty,
„Niechże was piorun trzaśnie, o wy wściekłe czarty!“
Nie pomogło Ach i Och! koniec końców taki,
Że radykalnie były zgotowane raki.