Do ojczyzny

....En, quo discordia cives
 Perduxit miseros!
 Virgil.


Małoż na tylu klęskach, ojczyzno strapiona,
Które ci tysiąc sztychów topiąc wpośrzód łona
I ostatnich już prawie kresów stawiać blisko,
Podają na łup obcym i urągowisko?

Małeżeś, przez twych synów dumę i niezgody,
Dała zdumionej na cię Europie dowody,
Żeśmy prawie pod słońcem jedynym przykładem,
Gdzie swoboda rozpustą, rząd stoi nieładem?

Trzeba-ż ci było jeszcze po tylu łez godnych
Szwankach, nowy cios odnieść od zdrajców wyrodnych
I dla sprośnych rozbójców gawiedzi wszetecznej
Widzieć na całym kraju cechę hańby wiecznej?

Patrz, jaka się bezbożność w twej stolicy dzieje!
Wstyd pisać, łzy mi broczą kartę, myśl truchleje!
Twój król, boski namieśnik, twój ociec życzliwy
Gdzież jest? który go porwał los nielitościwy?

Gdzie twój król? woła senat głowy pozbawiony,
Woła rycerstwo, woła kmiotek rozrzewniony,
Woła rodzeństwo, woła czeladka troskliwa,
Woła wszelka rozumna, wszelka dusza żywa.

Gdzie twój król? Taż-to jego czujna straż, niestety!
Świętokradzkie nakoło kordy i muszkiety!
Tenże-to tron? łożysko zwierząt, las ponury;
Ta szata napojona krwią, miasto purpury.

W tejże-to głowie, którą chciałeś mieć w koronie,
Godzien dłoni pohańskiej miecz siepacki tonie?
Też-to ręce, skąd płynie strumień łask obfity,
Targa poczet, w swych zbrodniach i we mgle ukryty?

Jako gdy krwią złechcony niewinnego stada
Na żarłocznym się brzuchu wilk z ostępu skrada
I choć straż wierna czuwa i dozorcy zbrojni,
Umyka z pastwą w pysku do czarnej rozbojni; —

Sroższy z kniei zbójeckich tłum ludzi od zwierza,
Porwał ci, błędna trzodko, czujnego pasterza,
Porwał wiernym wiernego sercom przyjaciela,
Poddanym króla razem i obywatela.

Co na to świat zdumiany rzeknie, gdy się dowie,
Że się w twym łonie krwawi lęgną Huronowie,
Że wskrzeszając odludnej dziczy brzydkie sprawy,
Gwałcą wiary, rozumu najświętsze ustawy?

Broń twych swobód, broń przodków starożytnej wiary!
Te są najgruntowniejsze narodu filary.
Lecz czy na tym się wolność i wiara zasadza,
Że swe króle zbestwiona tłuszcza z życia zgładza?

Z którego-to wyssany ten jad alkoranu,
By prawo wybranemu dni ukracać panu?
Czy wiara uczy zbrodni i pod swym płaszczykiem
Każe być pomazańców boskich rozbójnikiem?

Na toż stoją twe, Boże, najświętsze przybytki,
By w nich imienia twego wzywał zbójca brzydki,
I pieczęcią tajemnic szkarady cechował,
By ciebie w swych namiastkach samego mordował?

Nie lżyj, bluźnierska gębo, matki twej, kościoła!
Na tysiącu w nim miejscach Bóg w swych pismach woła;
A jeśli go nie słuchasz przez moc zaślepienia,
Drżyj przynajmniej, wyrodku, na głos przyrodzenia!

Gdzież widziany tak dziki lekarz, co złożone
Tysiącem srogich chorób i napół skażone
Chcąc aby członki pierwsze odzyskały zdrowie,
Duszy siedlisku, zgubny raz zadawa głowie?

Jaki sobie zysk uprządł stąd zapał szalony?
Czy szkaradą być mniemał kraj uszczęśliwiony?
Lub że ta krew nie miała nowych klęsk wynurzyć
I powszechnym pożarem świat cały zaburzyć?

Któżby się z was poważył, książęta Europy,
Na zbroczonym krwią przodka tronie stawić stopy,
Podobnych się przypadków nie bojąc, lub aby
Spólnikiem go nie mniemał przynajmniej gmin słaby?

Nie sięga umysł ludzki, ani tam przenika,
Jaki nam los w swych tajniach potomność zamyka:
To wiem, zacny narodzie, żeś jeszcze nie liczył
Z twych królów, coćby lepiej i sprzyjał i życzył.

Ale cnoty obecnej takowa jest dola,
Że ją ludzka chce zawsze pognębić swawola,
I naówczas dopiero poczyna żałować,
Gdy straty poniesionej trudno powetować.

Chciwy zawsze odmiany człowiek, póki żywie,
Gani, co ma, rojąc coś w dalszej perspektywie.
Wszytko nam przecie jedno opiewa kronika:
Nawę trzeba połatać, nie mieniać sternika.

Tegoć-to tylko jeszcze w niesłychanej fali,
Gdyśmy się sami własną niechęcią zmieszali,
Czekał wróg nieżyczliwy do zguby ostatniej,
Żeby tylko ster złamał złością ręki bratniej.

Już dokazał po części, już, o, nocy sroga!
Powszechna ogarnęła całe miasto trwoga.
Niemasz cię, zorzo nasza, o, nasze kochanie!
Rzuciłeś twe sieroty w najburzliwszym stanie.

Przebóg! co mi za obraz przed oczyma stawa?
Już napół kark z Tenaru wzniosła jędza krwawa,
Jędza, co swe roztaczać nawykła sztandary,
Gdy królów na żałobne Kloto wkłada mary.

Już duma, zemsta, chciwość, bezkrólewiów dwory,
W sprośne smoczemi grzywy uplątane sfory
Na twe, nędzna ojczyzno, wylatują progi,
Siejąc mordy szalone, gwałty i pożogi.

Już jako w nieprzyjaznym, szturmem wziętym mieście,
Głos się męski ozywa i wrzaski niewieście,
Strach z rozpaczą się miesza, blask ogniów, szczęk broni,
Krzyk gminu, kołat wozów, tętent bystrych koni.

Czeladka ręce łamie, jęczą przyjaciele;
Sama się złość obawia okazać wesele;
Przędzie smutek, a radość ukrywa przeklętą.
Każdy woła: Ojca nam kochanego wzięto!

Nie dopuszczaj, o rządco wiecznego Syona!
By niewinność być miała kiedy potłumiona,
By sama dobroć, słodycz, sama szczerość twojej
Nie doznała w tak ciężkim razie dzielnej zbroi.

Wszak ty sam królów stawisz nad twojemi trzody,
Ty sam przez nich poddane sprawujesz narody,
Ich moc — twoja moc, panie; kto targa przysięgę
Im uczynioną, na twą targa się potęgę.

Słaby w ludziach ratunek: ty sam chyba z góry
Wejrzysz na troski nasze, o dawco natury!
Ty nam chyba przywrócisz mocą twórczej ręki,
Wydzierając go z wściekłych lwów srogiej paszczęki.

Twoja chyba moc boska cudownie dokaże,
Co królom licznych duchów przystawuje straże,
Co świat waży na palcach, morzom sypie szańce
I piastuje na łonie swoje pomazańce.

Wysłuchałeś próśb naszych, Boże sprawiedliwy!
Żyje nasz król, żyje pan, ociec dobrotliwy,
Żyje głowa narodu, żyje nasza rada.
Ciesz się, Polsko! niechaj się złość od żalu pada!

O! ktokolwiek kropelkę ludzkiej krwi masz w sobie,
Pomóż mi radosnych łez lać w tak słodkiej dobie,
Pomóż dziękować Twórcy, że moc jego dłoni
Wydźwignęła ojczyznę z ostatecznej toni!

On go swemi w złej chwili skrzydłami obronił
I od gradu knl zbójczych paiżą zasłonił,
On bezbożnych głów mózgi szalone pomieszał,
On drżące na powietrzu szable pozawieszał.

On ciemne roty wiewem ust swoich rozrzucił,
On serca głazem skrzepłe w giętki wosk obrócił,
On smoku paszczę zawarł wściekłych jadów pełną,
On wilka krwawożercę miękką pokrył wełną.

On pokazał, że kogo w swej twierdzy posadzi,
Nic mu złośliwych ludzi rada nie zawadzi.
On trwalej tym przypadkiem tron mu ugruntował,
I ratując go, królem powtórnie mianował.

Ojczyzno ukochana! jeśli pospolity
Te ci zawsze głos przyznał szlachetne zaszczyty:
Że każdy twój monarcha (tak-eś mu życzliwa)
Spokojnie na swych łonie poddanych spoczywa;

Łącz twą miłość, twój honor, twe dobro istotne
Z wolą tego, którego wyroki niewrotne
Przez ludzkie pierwej serca, dziś przez własne usta
Wskazały Stanisława królem twym Augusta.

Kochaj go, broń życzliwie, wspieraj jego chęci:
Niech sromotny traf w wiecznej zniknie niepamięci.
A ty pokaż Europie uprzejmym dowodem,
Że garść złoczyńców niema nic z całym narodem.

Czytaj dalej: Balon - Adam Naruszewicz