Hymn do Słońca

Duszo istot po wielkim rozproszonych świecie,
O ty, prawicy twórczej najdroższy sygnecie!
Oceanie światłości, którą w krąg twój biegły
Zlewa tron wszechmocnego latom niepodległy.
Sprawco płodów wszelakich! twojej darem ręki
Poziomy nasz świat bierze życie, blask i wdzięki.
Twoim dzielnym uśmiechem tknięta ziemia licha
Porusza się, odmładza, rodzi i oddycha;
A żywotnemi nawskroś groty przenikniona,
Dobywa dziwnych skarbów z upornego łona.

 Ty unosząc po niebie swe koła potoczne,
Piszesz godzinom płochym kresy nieprzeskoczne:
Przed twym idzie powozem na koniu udatnym,
Siejąc perły wilgotne po trakcie szkarłatnym,
Srebrnowłosa jutrzenka, i gościniec zmacza:
Ciebie pompa, wielmożność, blask, wielkość otacza.
Majestat przy twym tronie wolnym idzie krokiem,
Na który człek ułomnym nie śmie rzucić okiem.
Z twej karocy złocistej żyzność plon bogaty
Sypie na ziemię, owoc, ziarno, wdzięczne kwiaty.
Skąd wszelka dusza żyjąc, co lata, co pływa,
Co chodzi, głosu na twe pochwały dobywa.
Twe bystrym upierzone ogniem jasne pręty,
Przenikając grunt twardy z morskiemi odmęty,
Sposobią gnuśne żużle i bryły niezgrabne
Na kosztowne kanaki, na kruszce powabne.
Stąd na płótnie, na drzewie, ciał twórca kłamliwy
Rodzi misternym pędzlem świat bez głosu żywy;

Stąd ma pilny rzemieślnik naczynia sposobne;
Stąd uprawia swe role chłopstwo chleborobne;
Stąd zbytek swe przepychy chlubnym zdobi blaskiem,
Stąd ludzkiego przemysłu cudnym wynalazkiem
Krągłe się złoto wijąc nieustannym ruchem,
Łączy świat różno-usty handlownym łańcuchem.

 Bez ciebie wszystko martwym snem ujęte leży,
Gdy się skrzepłym oddechem Arktów czas zaśnieży;
Wszystko sępi ćma sroga, czarnych strachów pani,
Zdaje się świat do pierwszej powracać otchłani.
Ale skoro łagodnym zabłyśniesz promykiem,
Wnet raźniejszym natura cała idzie szykiem.
Igrają wypuszczone rzeki z groźnej kluby,
Drzewa się w różno-liście przyozdobią szuby;
Strzelają młodą trawką, zrzuciwszy niezbędne
Z karków ciężary, pola, żywiąc trzody błędne.
Sama na bystrych falach Kloto w klęski płodna,
Choć kopie mokre groby, ryjąc morze do dna,
Nie tak się zdaje sroga i wraca nadzieje,
Gdy się twa śliczna postać od wschodu rozśmieje.

Wszystko tobie ulega: niech się jak chce burzy,
I czarnemi obłoki niebo dzień zachmurzy;
Niech szyje piorunami, a strasznym łoskotem
Grozi trwożliwej ziemi niechybnym wywrotem;
Skoro nań łuk wymierzysz z farb uwity cudnych,
Wioną na pierwszy widok roty cieniów brudnych,
Powraca luby pokój, a z cienistej cieśni
Wywodzą stada w pole pastuszkowie leśni.

Lecz ty, o wielki Twórco! któryś dziwnym czynem
Osypał dla nas niebo licznym świateł gminem;
I w pośrzodku ich wodza złotego posadził,
By pewnym trybem lata i wieki prowadził;
Jakąż za to odbierzesz od zlepków śmiertelnych
Chwałę? któryż-to język sprawy twych rąk dzielnych
Godnie opieje? twojej przedwiecznej istoty
Mądrość kieruje wszystkie niebieskie obroty;
Ty niemi lotnych duchów obarczywszy skrzydła,
Jednym ostrogi, drugim przydajesz wędzidła;
By krążąc po powietrzu rozlicznemi koły,
Śliczną sceną bawiły podniebne żywioły.

Bez twej wodzy opatrznej bądź na chwilę drobną
Światby się cały okrył ruiną żałobną;
A rozhukane sfery, wzorem bystrych koni,
W pierwszej sprzecznych żywiołów pogrążyły toni.

Jeżeli człek niewdzięczny w twych przybytkach, Panie!
Tłumi w niegodnych ustach dziwnych łask wyznanie,
Samo cię, od połudnej do północnej osi,
Niebo swojego sprawcę pochwałami wznosi.

 1772 (Zab. V, 251 — 6).

Czytaj dalej: Balon - Adam Naruszewicz