Wdzięczna ptaszyno! słowiku malutki,
Długoż to będziesz dawne kwilił smutki,
Kiedy ci na trosk serdecznych ulżenie
Wszytko się śmieje nadobne stworzenie?
Na twe przybycie dla miłéj zabawy
W rozliczne świat się odmładza postawy,
Dla twéj miłości odbiegają rady
Ponurych kniei odludne Dryady.
Szumny Akwilon gdzieś miedzy Lapony
Pierzchnąwszy, sypie z pyska ostre śrzony;
Ziemia ozdobnym majem zielenieje,
Jaśniejsze niebo żywszym ogniem sieje.
W świetne jutrzenka odziana szkarłaty,
Sączy łzy srebrne na spragnione kwiaty,
A płochy zefir, przelatując błonie,
Roznosi słodkie po powietrzu wonie.
Twój śliczny głosek gdy tylko usłyszy,
Zaraz się z gwarem swym ptastwo uciszy;
Sami mieszkańców leśnych zbójcy dzicy,
Nie zajrzą dniom twym niewinnym, ptasznicy.
Wszakże twe serce na samo wspomnienie
Nieszczęsnych losów, jakie obelżenie
Sławy potkało siostrę ukochaną,
Nową się zawsze zdaje jątrzyć raną.
Słuszniéj ja płakać na swą dolę mnszę,
Bo żal obecny nędzną trapi duszę.
A stojąc zawsze w niezłomnym uporze,
Coraz ją sztychem okrutniejszym porze.
I gdy cię niebo łaskawe swym darem
Słodkim żałości napawa kanarem,
Ja lubo nucę, cóż, kiedy me pienia
Większych przydają trosk, miasto ulżenia!
1770, Zab. I, 205 — 218.