„Wszystkie lajki Marczuka” Pawła Beręsewicza to powieść młodzieżowa, która z pozoru opowiada o szkolnym projekcie, a w istocie stawia ważne pytania o prawdę, pamięć i siłę współczesnych mediów. Autor w lekki, ale przemyślany sposób pokazuje, jak fikcja może stać się rzeczywistością, a jeden wpis w Wikipedii – narodzinami bohatera. To opowieść o manipulacji, dojrzewaniu i moralnych dylematach, które okazują się bardziej aktualne, niż mogłoby się wydawać.
Spis treści
Gimnazjalista Adam Zieliński postanawia wziąć udział w szkolnym konkursie na najlepszy projekt edukacyjny. Kieruje nim chęć zemsty na dawnym przyjacielu – charyzmatycznym i popularnym Rafale Koneckim. Adam wymyśla fikcyjną postać wojennego bohatera – Jana Marczuka – i tworzy jego hasło w Wikipedii. Jego plan opiera się na tym, by ktoś inny – najlepiej właśnie Konecki – przejął temat i skompromitował się, promując nieistniejącą postać. Ku jego zaskoczeniu, to się udaje. Konecki wybiera Marczuka jako temat swojego projektu, przekonany, że odkrył prawdziwego, zapomnianego bohatera.
Tymczasem Adam i jego grupa prowadzą szeroko zakrojoną kampanię promującą Marczuka – w internecie, w mediach społecznościowych i na ulicach. Z pomocą nauczyciela WOS-u przeprowadzają ankiety, zakładają fanpage, tworzą memy i hasła reklamowe. Postać Marczuka zdobywa popularność ogólnopolską, a kolejne osoby zaczynają dzielić się rzekomymi wspomnieniami o nim. Działania przybierają ogromną skalę – pojawiają się reportaże, petycje, akcje społeczne, a nawet plany budowy tablicy pamiątkowej i wyjazdu uczniów do Izraela w ramach symbolicznego podziękowania od potomków ocalonych Żydów.
W tle śledzimy także fikcyjne losy samego Jana Marczuka – od momentu, gdy pomaga uciec żydowskiej rodzinie podczas niemieckiej obławy, przez jego zaangażowanie w działalność konspiracyjną, aż po bohaterską śmierć w czasie Powstania Warszawskiego. Te retrospekcje – spisane z wielką dbałością o szczegóły – budują emocjonalną głębię postaci, która nigdy nie istniała.
W kulminacyjnym momencie Adam zamierza zdemaskować całą mistyfikację, ale przeszkadza mu w tym dyrektor, który ogłasza, że szkoła otrzymała zaproszenie do Izraela, a Marczuk zostanie oficjalnym patronem gimnazjum. W końcu chłopak decyduje się na szczere wyznanie – prywatnie, w rozmowie z dyrektorem. Ten jednak przekonuje go, że nie ma sensu burzyć idei, która wyzwoliła w ludziach tyle dobra. Postać Marczuka, choć fikcyjna, stała się symbolem odwagi i empatii. Adam, rozdarty moralnie, milknie.
Powieść kończy się sugestią, że fikcja stała się częścią rzeczywistości – szkoła nosi imię Jana Marczuka, a jego legenda trwa, niosąc wartości ważniejsze niż prawda.
Janek Marczuk, chłopak z Choszczówki, miał mieszane uczucia wobec Żydów – niektórych nie znosił, innych lubił. Jego życie toczyło się w podwarszawskiej osadzie, gdzie chodził do szkoły i żył zwyczajnym rytmem codzienności.
Pewnego dnia, po donosie Zenona Słowika na ukrywającą się żydowską rodzinę, Janek przeczuwał, że wydarzy się coś złego. Gdy zauważył niemieckie ciężarówki jadące w stronę domu mecenasa Mielnikowskiego, ruszył biegiem, by ostrzec domowników. Mecenas, widząc powagę sytuacji, pomaga ukrywanej kobiecie i dwóm dziewczynkom uciec tylnym wyjściem do lasu, a Janek ich prowadzi.
Opowieść kończy się we współczesności – całą historię przedstawia Konecki na szkolnej prezentacji. Publiczność słucha w skupieniu, a jeden z uczniów – Adam Zieliński – czeka na moment zemsty na Koneckim.
Rafał Konecki był jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w Gimnazjum nr 12 – przystojny, utalentowany i lubiany, zarówno przez nauczycieli, jak i uczniów. Jego dawny przyjaciel z dzieciństwa, Adam Zieliński, coraz częściej miał wobec niego mieszane uczucia. Oboje znali się jeszcze z przedszkola i przez lata tworzyli z Anką Barską „trójkę muszkieterów”, jednak ich przyjaźń zaczęła się rozpadać, gdy Anka zaczęła bardziej identyfikować się z dziewczęcym gronem.
Wspólne rozmowy Adama i Rafała, choć początkowo utrzymywały resztki ich relacji, ujawniały też rywalizację – nie tylko o względy Anki, ale i o popularność. Podczas jednej z rozmów za szkołą, Konecki zaczął opowiadać o dziewczynach w sposób wulgarny, a Adam z zażenowaniem reagował na jego komentarze. Konecki był także pomysłodawcą i liderem reaktywowanego radiowęzła szkolnego. Zorganizował jego pracę, wprowadził muzyczne „przerwy gatunkowe” oraz audycje autorskie, co szybko przyniosło mu ogromną popularność. Kulminacją działań była audycja z okazji Dnia Kobiet – pełna muzyki z dedykacjami, żartów i wypowiedzi różnych osób na temat dziewcząt. Na koniec programu wyemitowano kompromitujące nagranie głosu Adama, zarejestrowane potajemnie przez Koneckiego, w którym ten mówił o dziewczynach w sposób seksistowski, a także krytykował ich umiejętności sportowe. Wspomniał też Ankę, co szczególnie go zawstydziło. Upokorzony Adam natychmiast ruszył w stronę radiowęzła.
Po ostrzeżeniu rodziny Mielnikowskich Janek Marczuk ucieka przez las, ogarnięty strachem i odgłosami niemieckiej obławy. Początkowo chce ratować tylko siebie, ale zawraca, by pomóc kobiecie i jej córkom, które się zgubiły. Spotyka je w lesie i, choć sam nie wie, skąd bierze się jego determinacja, decyduje się przeprowadzić je w bezpieczne miejsce. Omijając centrum obławy, prowadzi uciekinierki okrężną drogą przez las i boczne ścieżki, aż do obrzeży Choszczówki. Tam, w pobliżu torów kolejowych, znajduje starą szopę, którą pamięta z dzieciństwa. Chociaż droga do niej prowadzi przez niebezpieczny, widoczny odcinek, matka dziewczynek ryzykuje i jako pierwsza przechodzi na drugą stronę. Marczuk dołącza do niej, udając obojętnego chłopaka z sąsiedztwa. Cała czwórka ukrywa się w szopie. Kobieta jest przerażona, przekonana, że Niemcy ich znajdą. Janek próbuje ją uspokoić, wierząc – lub przynajmniej próbując uwierzyć – że to miejsce zapewni im schronienie przed zbliżającą się obławą.
Rozdział rozpoczyna się sceną konfrontacji: wściekły Adam Zieliński wpada do radiowęzła i oskarża Koneckiego o zdradę i ośmieszenie go podczas szkolnej audycji. Na oczach całej szkoły Adam wygłasza emocjonalne oświadczenie, próbując wyjaśnić sytuację i przeprosić Ankę. Konecki, udając niewinność, kpi z jego reakcji, co tylko pogłębia upokorzenie Adama. Adam próbuje poradzić sobie z publicznym zawstydzeniem, licząc na solidarność kolegów i sympatię Anki, ale spotyka się z obojętnością. Próbuje ignorować Koneckiego, lecz szybko orientuje się, że nie ma szans wygrać z jego popularnością. Z czasem zaczyna grać pozory i przestaje go demonstracyjnie unikać, choć w głębi duszy pała żądzą zemsty. Impulsem do działania staje się ogłoszenie dyrektora szkoły o konkursie na najlepszy projekt edukacyjny z szansą na wyjazd do Australii. Konecki z Anką zamierzają stworzyć wspólny projekt, ale Adam postanawia przygotować własny – jako formę cichej rywalizacji i zemsty. Pod koniec rozdziału, kiedy dawni przyjaciele proponują Adamowi dołączenie do ich zespołu, ten z chłodnym dystansem odmawia, sugerując, że ma własne plany. Symbolicznie zrywa więzi z Koneckim i Anką, co ostatecznie zamyka pewien etap ich przyjaźni.
Ukrywający się w szopie Janek Marczuk, żydowska kobieta i jej dwie córeczki trwają w napięciu, podczas gdy niemiecka obława w Choszczówce nabiera intensywności. Dzieci próbują zachować ciszę, choć są głodne i zaniepokojone. Marczuk znajduje skrzynkę z jabłkami i pozwala dziewczynkom się posilić. W tym czasie kobieta, coraz bardziej znerwicowana, zaczyna panikować i chce uciekać, ale Janek stanowczo ją powstrzymuje.
W kulminacyjnym momencie do szopy niespodziewanie wchodzi Zenon Słowik – ten sam, który wcześniej doniósł na rodzinę Żydów. Przyszedł po butelkę bimbru, ale zauważa ukrywających się. Marczuk natychmiast reaguje – zwraca się do niego z udawaną wdzięcznością i aluzją, że to właśnie Słowik ich ukrył i im pomógł. Kobieta podchwytuje jego taktykę i w podobnym tonie dziękuje za „ratunek”, dając Słowikowi do zrozumienia, że jeśli wyda ich Niemcom, będzie to jego koniec. Zastraszony szmalcownik nie podejmuje ryzyka – prosi tylko, by byli cicho, i wychodzi z trzema butelkami bimbru. Napięcie opada, a dziewczynki nadal widzą w nim „miłego pana”. Matka milczy, przytulając córkę i głaszcząc ją po włosach.
Adam Zieliński organizuje spotkanie swojej grupy projektowej w ramach konkursu ogłoszonego przez dyrektora szkoły. Tym razem udaje mu się zebrać zespół, w którym każdy ma określone umiejętności – od znajomości mediów, przez popularność w social mediach, po dobrą znajomość angielskiego. Choć nie wszyscy są entuzjastyczni, Adam wzbudza ich zainteresowanie swoją propozycją: chcą wypromować osobę związaną z Choszczówką, o której nikt dziś nie pamięta. Pomysł Adama opiera się na przeprowadzeniu kampanii promocyjnej – w internecie, prasie, a nawet w telewizji – i sprawdzeniu jej skuteczności przez ankiety. Wspólnymi siłami grupa przeszukuje Wikipedię i trafia na dwa nazwiska: Mieczysława Olszewskiego, pilota zestrzelonego w pobliżu Choszczówki, oraz Jana Marczuka – żołnierza Armii Krajowej, który pomagał Żydom i zginął podczas Powstania Warszawskiego. Ostatecznie grupa decyduje się promować postać Marczuka – lokalnego bohatera, który łączy cechy odwagi, lokalnego pochodzenia i zapomnianej historii. Wszyscy – oprócz niechętnego Burchackiego – zgadzają się co do wyboru i deklarują udział w projekcie.
Po zakończonej obławie niemieccy żandarmi opuszczają Choszczówkę. Słowik, wściekły i pobity przez oficera za „zmarnowany czas”, wyrzuca z szopy ukrywającą się kobietę z córkami oraz Janka Marczuka. Kobieta jednak udaje wdzięczność, zmuszając szmalcownika do dalszego udawania „dobroczyńcy”. Na chwilę wracają do szopy, by Janek mógł zastanowić się, co dalej. Chłopak wraca do domu. Z ulgą stwierdza, że wszystko jest względnie w porządku, choć matka – przerażona i roztrzęsiona – wypytuje go o szczegóły. Janek kłamie, by ją uspokoić i wymyka się, nie zdradzając prawdziwego celu swojej misji. Wraca do szopy z mętlikiem w głowie i pomysłem, by spróbować poprosić o pomoc stryja spod Wyszkowa. To rozwiązanie możliwe jest dopiero za kilka dni. W międzyczasie kobieta ujawnia, że pod podłogą skrytki znajduje się zapas niemieckich wojskowych konserw i prawdopodobnie broń. To dowód na to, że Słowik handluje z Niemcami i ukrywa wojenne zaopatrzenie. Dzięki temu nieoczekiwanemu atutowi Janek i kobieta zdobywają przewagę. Zastraszony Słowik zgadza się na przedłużenie ich pobytu – oferuje nawet pokój z łazienką na piętrze własnego domu. Janek opuszcza posesję z dwiema puszkami żywności – zmęczony, dojrzalszy i świadomy powagi sytuacji, w którą się wplątał.
Pan Piętak, nauczyciel WOS-u, z entuzjazmem przyjął pomysł Adama Zielińskiego na projekt edukacyjny promujący postać zapomnianego bohatera z Choszczówki – Jana Marczuka. Po podpisaniu kontraktu przez uczestników i ich rodziców rozpoczęto działania. Pierwszym krokiem była ankieta, sprawdzająca wiedzę młodzieży na temat Marczuka. Dzięki kontaktom nauczyciela udało się zebrać aż 675 odpowiedzi z siedmiu szkół. Wyniki okazały się obiecujące: niemal nikt nie kojarzył tej postaci, co stwarzało idealne warunki do kampanii.
Równolegle Adam i jego zespół gromadzili informacje o Marczuku. Korzystali z książek, stron internetowych i relacji świadków, które znaleźli na portalu wojennabialoleka.pl. Marta przetłumaczyła biogram Marczuka na angielski i dodała do amerykańskiej Wikipedii. Adam natomiast promował go poprzez wzmianki w różnych hasłach Wikipedii oraz w komentarzach na internetowych forach. Kluczowym elementem kampanii okazał się fanpage na Facebooku, założony przez Piotrka „Fejsa” Kozłowskiego. W ciągu kilku dni liczba polubień wzrosła z 4 do prawie 15 tysięcy. Posty, komentarze i udostępnienia poszybowały w górę, a kampania szybko nabrała ogólnopolskiego rozgłosu. Zespół był dumny, a Adam cieszył się, że jego plan zemsty na Koneckim przybrał tak spektakularną formę. Radość z sukcesu została jednak przyćmiona zaskakującą wiadomością: Konecki również zgłosił projekt o... Janie Marczuku. Grupa Adama oskarżyła go o kradzież pomysłu. Konecki udawał zdziwionego i twierdził, że myślał o tym projekcie od dawna. Prawda była jednak taka, że skłonił go do tego dopiero esemes od dyrektora Gorlińskiego z sugestią, by zainteresował się postacią Marczuka.
Janek Marczuk, by nie wzbudzać podejrzeń, tłumaczy matce obecność wojskowych konserw wymyśloną historią o niemieckiej zgubie. Kobieta nie wierzy mu do końca, ale nie drąży tematu. Chłopak zasypia mimo napięcia, a rano wraca do codzienności – pracy w tartaku – rozważając w myślach plan bezpiecznego przetransportowania kobiety i dziewczynek do stryja pod Wyszkowem. Z myślą o ich głodzie Janek próbuje zanieść kolejną puszkę jedzenia, ale Słowik, coraz bardziej wrogi i nieprzyjemny, wyrzuca go sprzed domu. Marczuk czuje się bezsilny i pełen wyrzutów sumienia. Postanawia więc odwiedzić posesję Słowika i porozmawiać z nim stanowczo – tym razem używając wiedzy o jego nielegalnych zapasach jako argumentu.
Kiedy podchodzi do domu Słowika, przypadkowo staje się świadkiem brutalnej sceny: do domu wkraczają żołnierze podziemnego sądu Rzeczypospolitej, by wykonać wyrok śmierci na Słowiku za zdradę i donos na mecenasa Mielnikowskiego. W krytycznym momencie Słowik próbuje się ratować, informując, że na piętrze ukrywa żydowską rodzinę. Chwilę później Marczuk zostaje wciągnięty przez okno do środka – jego obecność komplikuje sytuację oprawców. Na dźwięk zamieszania z góry schodzi pani Leitmannowa i stanowczo, choć spokojnie, przekonuje oprawców, że wykonanie wyroku teraz narazi ją i jej dzieci na śmiertelne niebezpieczeństwo. Jej argumentacja – odwołująca się nie do litości, ale do rozsądku i sprawiedliwości – robi wrażenie na dowódcy akcji. Mimo nacisków towarzysza decyduje się on nie zabijać Słowika od razu. Wydaje rozkaz: Słowika związać i zamknąć w piwnicy, wyznaczyć strażnika, a sam jedzie po nowe rozkazy. Rodzina żydowska ma pozostać na górze, a Janek – pozostać na miejscu, jako świadek wydarzeń.
Choć obie grupy – Adama Zielińskiego i Rafała Koneckiego – wybrały jako temat projektów postać Jana Marczuka, ich podejścia były zupełnie różne. Grupa Adama skupiła się na szeroko zakrojonej kampanii społecznej, wykorzystując nowoczesne media i działania promocyjne, by dotrzeć do jak największej liczby osób. Kampania na Facebooku osiągnęła ogromny zasięg, a fani zaczęli dzielić się osobistymi historiami i pamiątkami związanymi z wojenną przeszłością Choszczówki i samego Marczuka. Zespół działał również poza siecią. Po nieudanej próbie rozwieszenia transparentu z hasłem „Bocian przyniósł Marczuka”, która skończyła się wizytą na komisariacie, wpadli na pomysł, by wykorzystać znane marki do reklamy postaci bohatera. Marta zaproponowała hasło „Cola napojem Marczuka”, które trafiło na ulotki i – ku zaskoczeniu wszystkich – ostatecznie znalazło się także na oficjalnych etykietach produktów Coca-Coli, co tylko zwiększyło zasięg akcji.
Kampania nabrała ogólnopolskiego rozgłosu. Internauci organizowali petycje, akcje pomocowe i inicjatywy edukacyjne, a Marczuk zyskał status szeroko rozpoznawalnego bohatera. Media zaczęły o nim pisać i mówić, a dyrektor Gorliński zorganizował apel poświęcony jego pamięci – jednak to projekt Koneckiego został w nim oficjalnie wyróżniony.
Mimo frustracji zespołu Adama, sam lider pozostał spokojny, zdeterminowany, by doprowadzić sprawę do końca. Kulminacją kampanii było brawurowe działanie w dniu protestu górników – uczniowie rozwiesili transparenty „Pamiętajcie o Marczuku” w czasie transmisji telewizyjnej. Wywołało to medialny efekt lawiny: kolejne materiały prasowe i reportaże zwiększyły zainteresowanie postacią bohatera z Choszczówki. Pod koniec roku szkolnego przeprowadzono ponowną ankietę. Wyniki były miażdżące: 89% uczniów potrafiło poprawnie wskazać, kim był Jan Marczuk. Nawet pan Piętak był pod wrażeniem. Według niego, zespół Adama mógł zacząć pakować walizki na wymarzoną wycieczkę do Australii.
Po dramatycznych wydarzeniach u Słowika, Marczuk, dzięki wstawiennictwu pani Leitmannowej, uzyskuje zgodę od Białego, by wrócić na noc do domu. Dowódca ruchu oporu początkowo niechętnie przystaje na tę prośbę, ale ostatecznie uznaje, że obecność chłopaka mogłaby wzbudzić niepożądane podejrzenia sąsiadów. Marczuk przypomina, że opieka nad panią Leitmannową została mu powierzona przez mecenasa Mielnikowskiego, lecz Biały stwierdza, że teraz oni przejmują tę odpowiedzialność. W kolejnych dniach Janek wielokrotnie przejeżdża rowerem w pobliżu domu Słowika, jednak nie widzi żadnych oznak życia. Ciszę przerywa pojawienie się niemieckich żandarmów, którzy przeszukują dom i wywożą skrzynki z komórki – prawdopodobnie z nielegalnym towarem. Matka Janka informuje go, że Słowik handlował wojskowym prowiantem i zniknął, zanim Niemcy zdołali go schwytać.
W połowie września do domu Marczuków trafia tajemnicza wiadomość ukryta w starej czapce. „Chcesz pomóc? Stacja. 18.” – głosi krótka notatka. Na peronie czeka mężczyzna od Białego, który proponuje Marczukowi udział w tajnej akcji: opiekę nad opuszczonym domem zmarłej pani Łybackiej, przekształconym w punkt przerzutowy i schronienie dla osób ukrywających się, głównie Żydów. Chłopak godzi się bez wahania. W ciągu roku przez domek przewinęło się około trzydziestu osób. Pierwszym „gościem” był młody dziennikarz Abram. Dzięki wsparciu łączniczki Iwony, Marczuk zorganizował transport, pożywienie i utrzymywał pełną dyskrecję. Zimą, gdy śnieg utrudniał tajność działań, miejscowe dzieci przypadkiem „zacierały” ślady wokół domu. Janek, by uniknąć podejrzeń, rozlepia fałszywe ogłoszenia o rzekomym wynajęciu domu przez właściciela, a następnie sam ogłasza się „nowym lokatorem”, planując urządzenie warsztatu rowerowego. Matka i sąsiedzi pukają się w czoło, lecz plan działa. Ostatnim gościem „pensjonatu” był starszy pan, profesor Goldszmit, który czekał w Choszczówce na nadejście Armii Czerwonej. Jednak w przeddzień wybuchu Powstania Warszawskiego Niemcy rozpoczęli łapanki. Piotrek Rogiński ostrzega Marczuka, który ucieka z profesorem do lasu. Tam Piotrek, żołnierz AK, namawia Janka do udziału w powstaniu. Janek dołącza do Grupy Kampinos, a 21 sierpnia ginie w ataku na Dworzec Gdański.
Historia Marczuka staje się kulminacją prezentacji zespołu Koneckiego. Zakończona wzniosłymi słowami i muzyką Chopina prezentacja spotyka się z ogromnym aplauzem i zachwytem dyrektora Gorlińskiego. Po tej prezentacji wchodzi zespół Adama Zielińskiego – autorzy kampanii społecznej. Choć przyjęcie początkowo jest chłodne, ich prezentacja zyskuje przychylność sali dzięki poczuciu humoru, pomysłowości i zaangażowaniu.
Adam planuje zakończyć występ mocnym uderzeniem i drobnym upokorzeniem Koneckiego, wspominając jego ignorancję z początku roku. Zanim jednak zdąży wygłosić ostatnią, decydującą puentę, dyrektor przerywa mu i ogłasza dwie sensacyjne wiadomości: powstanie w szkole tablicy pamiątkowej ku czci Jana Marczuka oraz wyjazd całej szkoły do Izraela, sfinansowany przez potomka rodziny ocalonej przez Marczuka. Wybucha entuzjazm, oklaski i ogólna euforia. Adam staje z mikrofonem w ręku, gotów jeszcze coś dodać, ale w końcu cicho mówi: „Albo już nic nie chciałem powiedzieć”.
Rozdział dwunasty rozpoczyna się opisem zwyczajnego jesiennego dnia – dnia, w którym symbolicznie „urodził się” Jan Marczuk. Nie było to jednak narodziny fizyczne, lecz wirtualne – na ekranie komputera Adama Zielińskiego, który tworzy nowe hasło w Wikipedii. Tak właśnie zaczęła się historia bohatera z Choszczówki – od fikcyjnego wpisu, który z czasem zaczął żyć własnym życiem.
Kilka miesięcy po wielkiej prezentacji projektów gimnazjalnych Adam udaje się do dyrektora Gorlińskiego, by wyznać prawdę: Jan Marczuk nigdy nie istniał. To on – Adam – zmyślił tę postać i stworzył jej hasło w internecie, licząc na to, że jego rywal, Rafał Konecki, wybierze temat Marczuka jako swój projekt, ośmieszy się i skompromituje. W rzeczywistości wszystko wymknęło się spod kontroli. Ludzie zaczęli masowo reagować na historię Marczuka, tworzyć własne wspomnienia, uzupełniać fakty, organizować działania społeczne, a postać fikcyjna zaczęła funkcjonować jak realny bohater. Dyrektor początkowo jest oburzony. Zarzuca Adamowi fałszerstwo, oszustwo i naiwność. Jednak po chwili zaczyna dostrzegać drugie dno sprawy. Pyta chłopaka, czy naprawdę musi wyjawiać prawdę, skoro historia ta przyniosła tyle dobra: pobudziła do działania młodzież, połączyła ludzi, zainspirowała do szlachetnych czynów, a nawet doprowadziła do powstania tablicy pamiątkowej i planów nadania szkole imienia Jana Marczuka. Dyrektor argumentuje, że idea Marczuka jest ważniejsza niż faktyczna prawda. Przypomina, że w czasie wojny rzeczywiście działali podobni, bezimienni bohaterowie, którzy nie zostali upamiętnieni. Według niego Adam nie wymyślił kłamstwa, ale dał twarz i nazwisko wszystkim tym, którzy naprawdę istnieli i pomagali, choć dziś ich nazwiska są zapomniane. Pzedstawia Adamowi brutalne konsekwencje ujawnienia prawdy: uczniowie stracą wycieczkę do Izraela, sponsorzy się wycofają, kampania społeczna runie, a jej uczestnicy zostaną zniechęceni. Co więcej, sam Adam może ponieść poważne konsekwencje, podobnie jak szkoła. Zrozpaczony i zgaszony Adam nie widzi dobrego wyjścia. Gdy dyrektor pyta, czy podjął decyzję, chłopak milcząco kiwa głową i odpowiada, że „powie”. Obaj długo jeszcze rozmawiają.
Rozdział kończy się głosem narratora, który wspomina, że przypadkiem natknął się w Wikipedii na hasło o gimnazjum w Choszczówce i zauważył, jakie imię nosi szkoła. Tym samym czytelnik otrzymuje subtelne potwierdzenie, że imię Jana Marczuka zostało oficjalnie przyjęte, a fikcyjna postać na trwałe wpisała się w historię i świadomość społeczną – jako symbol dobra, odwagi i działania dla innych.
Aktualizacja: 2025-06-07 00:47:41.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.