Opowiadanie „Martwy sezon” Brunona Schulza pochodzi z tomu „Sanatorium pod Klepsydrą” z r. 1937. Temat utworu stanowi sklep bławatny Jakuba, kupca kultywującego tradycje handlowe. Utrapieniem bohatera są nierzetelni subiekci. Sfrustrowany ich zachowaniem Jakub doświadcza metamorfozy zwierzęcej i zamienia się w muchę.
Spis treści
Opowiadanie „Martwy sezon” Brunona Schulza pochodzi z wydanego w r. 1937 tomu „Sanatorium pod Klepsydrą”. Pierwodruk utworu ukazał się rok wcześniej na łamach periodyku „Wiadomości Literackie”. Głównym bohaterem opowiadania jest Jakub, kupiec prowadzący sklep bławatny (czyli taki, w którym można było nabyć tkaniny). Funkcję narratora pełni syn, Józef, wypowiadający się w formie podmiotu zbiorowego. Narracyjne „my” poza nim tworzą subiekci i jego matka (żona Jakuba). Co ciekawe, sam kupiec nie zabiera głosu w opowiadaniu. Wszystkie sformułowane przez niego wypowiedzi Józef przytacza w formie mowy pozornie zależnej. Tytułowy martwy sezon oznacza okres przestoju w handlu w czasie lipcowego upału. Przedstawione wydarzenia mają miejsce w małym miasteczku na początku XX wieku i rozgrywają się w kamienicy Jakuba zlokalizowanej przy rynku.
„Martwy sezon” należy do najważniejszych opowiadań Schulza. W krótkiej formie skupia większość cech charakterystycznych dla jego twórczości. Dzieło to, w przeciwieństwie do wielu innych opowiadań autora „Sanatorium pod Klepsydrą”, posiada fabułę. Niezależnie od tego warstwa opisowa pełni tu ważną funkcję. Za nadrzędny temat „Martwego sezonu” można uznać prezentację Jakuba jako kupca. Utwór przedstawia jedną dobę z jego życia i natężenie w tym czasie różnych niecodziennych zdarzeń. Podejmuje także kwestię kryzysu tradycyjnego kupiectwa i trudności w rzetelnym prowadzeniu handlu.
Akcja opowiadania rozgrywa się na początku XX wieku. Tytułowy martwy sezon oznacza przestój w handlu w okresie upalnego lipca. Czas funkcjonuje tu w sposób typowy dla prozy Brunona Schulza, tj. wydaje się mieścić w sobie więcej wydarzeń, niż to możliwe w rzeczywistym świecie. Jakub pracuje od 5 rano, a po bardzo aktywnym dniu kładzie się spać po 2 w nocy. Mimo to następnego dnia jest pełen energii już od świtu. Taki stan rzeczy wydaje się mało prawdopodobny, zwłaszcza w odniesieniu do starzejącego się człowieka. Buduje to nadrealistyczną warstwę utworu. Jednocześnie zabieg ten podkreśla zaangażowanie Jakuba w pracę w sklepie. Ukazane wydarzenia obejmują jeden dzień z życia Jakuba jako kupca. Stąd można sformułować wniosek, że utwór spełnia regułę jedności czasu, typową dla klasycystycznego dramatu.
Wydarzenia mają miejsce w małym, wschodniogalicyjskim miasteczku. Przestrzeń akcji stanowi sklep bławatny Jakuba. Znajduje się on na parterze jego własnej kamienicy przy rynku. Na piętrze natomiast bohater mieszka z rodziną. W opowiadaniu przedstawione zostaje także obejście. W utworze pojawia się też warstwa nadrealistyczna, na którą składają się oniryczne wyobrażenia.
Jakub jest głównym bohaterem „Martwego sezonu”. To ojciec Józefa. W opowiadaniu występuje również jego żona. Jej imię nie jest jednak znane. Jakub to kupiec pochodzenia żydowskiego. Prowadzi sklep bławatny w należącej do niego kamienicy. Znajduje się ona przy rynku w małym miasteczku. Magazyn zlokalizowany jest na dole, na górze zaś mężczyzna mieszka wraz z rodziną. W pracy pomagają mu subiekci. Jakub jest zwolennikiem tradycyjnego podejścia do handlu. Doskonale zna się zatem na oferowanych towarach i potrafi je umiejętnie prezentować w sklepie. Jako handlowiec odznacza się również kurtuazją. Zauważalna jest ona zarówno w jego osobistych negocjacjach z kontrahentami, jak i w prowadzonej z nimi korespondencji. Stąd długo namyśla się on nad treścią listu do Chrystiana Seipla, właściciela przędzalni i tkalni mechanicznych. Ogromne zaangażowanie Jakuba widać też w tym, jak dużo czasu spędza w sklepie.
Bohater wyznaje wzniosłe idee na przekór rzeczywistości. Inni kupcy bardzo się od niego różnią w negatywnym znaczeniu tego słowa. Nie umieją np. odpowiednio układać towarów na półkach. Obce są im też rytuały związane z negocjacjami handlowymi. Wyznawane przez Jakuba wartości sprawiają, że pozostaje w konflikcie z żoną, będącą prostą kobietą. Jednym z większych zmartwień mężczyzny jest postawa pracujących w jego sklepie subiektów. Nierzetelnie wykonują oni swoje zadania. Stąd nie są dla Jakuba wystarczającym wsparciem. Sytuacja ta osiąga apogeum w momencie, gdy pryncypał przyłapuje podopiecznych na żartowaniu z przychodzącego do sklepu ubogiego kmiotka. Wówczas Jakub przeobraża się w ogromną muchę. Metamorfoza ta stanowi materialny wyraz tego, jak jest postrzegany przez subiektów. Czują oni do niego niechęć niczym do natrętnego owada. Pryncypał wykorzystuje tę metamorfozę do wyrażenia negatywnych emocji związanych z tym, jakie ma zastrzeżenia do postawy sprzedawców, a przy okazji także do swojej żony. Ci wraz z kobietą posiadają zresztą wobec niego ograniczoną empatię. Owa przemiana stanowi jeden z przejawów mityzacji kreacji Jakuba. Obok niej można wskazać więcej przykładów, w tym również uwznioślających jego postać. Stąd narrator porównuje go m.in. do greckiego tytana Atlasa, Jezusa, Mojżesza czy jego biblijnego imiennika w czasie walki z Aniołem.
Jakub utrzymuje kontakty z ludźmi z zewnątrz, między innymi przyjmuje on u siebie w domu tajemniczego gościa, nazywanego przez Józefa „czarnobrodym”. Wprawdzie w negocjacjach z nim ponosi porażkę, ale za to nazajutrz po spotkaniu z powodzeniem kończy ważny list. Spędzenie czasu z gościem wydaje się stanowić dla niego cenną inspirację, służącą realizacji tego zadania. Co ciekawe, narrator-syn ani razu nie dopuszcza Jakuba do głosu. Wszystkie jego wypowiedzi relacjonuje on w formie mowy pozornie zależnej. Ponieważ nie przytacza żadnych monologów Jakuba ani sformułowanych przez niego odpowiedzi w dialogach, stanowi to wyraz swoistej depersonalizacji postaci. Ten formalny zabieg służy wyeksponowaniu jego klęski jako kupca i mężczyzny.
Subiekci tworzą w „Martwym sezonie” Brunona Schulza bohatera zbiorowego. Zajmują się sprzedażą towarów w sklepie bławatnym Jakuba. Ich postawa wobec pracy pozostawia wiele do życzenia, dlatego pryncypał na nich narzeka. Jedną z sytuacji, która dobrze charakteryzuje sprzedawców, jest zabawa w sklepie w czasie południowej sjesty. Wykorzystują oni w niej znajdujące się w magazynie tkaniny m.in. do budowania namiotów, huśtawek czy trampolin. W ten sposób niszczą kosztowny towar. Robią przy tym bałagan w sklepie i narażają na uszkodzenia także sam magazyn. Druga sytuacja, w której subiekci dają się bliżej poznać, dotyczy ich postawy wobec przychodzącego do sklepu kmiotka. Traktują go z kurtuazją, celowo zadając mu pytania nieadekwatne do jego statusu społecznego, których on nie rozumie. Mężczyzna nie mówi o tym wprost, gdyż nie wie, jak się zachować. Ponadto subiekci proszą go o pomoc w otwarciu szuflady. Pochodzący ze wsi człowiek stara się ich wesprzeć, co jednak nie jest możliwe. Dzieje się tak najprawdopodobniej z powodu tego, że owa szuflada stanowi jedynie ozdobny front w meblach. Subiektów śmieszy brak ogłady kmiotka i jego nieumiejętność zachowania się w tak zwykłej sytuacji. Choć przedstawione wydarzenia można uznać za zabawne, w rzeczywistości źle świadczą one o sprzedawcach. Ich zadaniem jest bowiem obsługiwanie wszystkich klientów z szacunkiem, także tych ubogich.
Gdy Jakub przyłapuje pracowników na dowcipkowaniu z kmiotka, w rezultacie negatywnych emocji zamienia się w monstrualną muchę. Mimo że dzieje się tak wskutek zachowań sprzedawców, nie przychodzą im na myśl w związku z tym istotne refleksje. Na domiar złego dynamiczne zdobywanie przestrzeni sklepu w locie i bzyczenie kupca bardzo ich irytuje. Do tego stopnia, że przez myśl przechodzi im jego unicestwienie. W obrazie subiektów bez wątpienia przeważają cienie. Należy jednak podkreślić, że nie jest on jednoznacznie negatywny. O ich zaangażowaniu w pracę świadczy np. to, że do późnych godzin nocnych są w sklepie razem z Jakubem. Odmawiają także wspólnego wypicia alkoholu z pryncypałem.
Matka Józefa i żona Jakuba pozostaje bezimienna. Funkcją tego zabiegu jest podkreślenie jej pospolitości. Stanowi przeciwieństwo męża. O ile on kieruje się w życiu wzniosłymi wartościami związanymi z handlem, o tyle ona w swojej postawie bliższa wydaje się subiektom, którzy nierzetelnie wykonują pracę i działają na niekorzyść pryncypała. Matka jest ze sprzedawcami w niepisanym porozumieniu. Na jego mocy ukrywa przed Jakubem to, że w czasie południowej sjesty urządzają sobie w sklepie zabawy, niszcząc towary i bałaganiąc w magazynie. Nie przejawia także zbyt dużej empatii wobec męża, kiedy podopieczni doprowadzają go do ostateczności. Dzieje się tak wtedy, gdy Jakub przyłapuje ich na żartowaniu z kmiotka, po czym sam przeobraża się w monstrualną muchę. W momencie tym matka jedynie przez krótki czas współodczuwa jego cierpienie. Później zaś irytuje ją w poczynaniach męża dynamiczne zdobywanie w locie przestrzeni sklepu i bzyczenie. Mimo to wspiera ona Jakuba w trakcie ważnych dla niego negocjacji.
Za nadrzędny temat „Martwego sezonu” Brunona Schulza należy uznać tradycyjne kupiectwo o korzeniach XIX-wiecznych. Wówczas miał miejsce dynamiczny rozwój handlu. W I i II RP zajmowali się nim mieszczanie, niejednokrotnie pochodzenia żydowskiego. Rozwój kupiectwa był rezultatem dużego postępu w przemyśle. W sposób szczególny rozkwitało wówczas włókiennictwo. W sklepie Jakuba oferowane są właśnie przynależne do tej gałęzi produkcji wyroby, tj. tkaniny. Miejsca, w których je sprzedawano, nazywano przed laty sklepami bławatnymi.
Dawne kupiectwo rządziło się zupełnie innymi zasadami niż współczesny handel. Przede wszystkim sklepy przed laty zwykle były stosunkowo niewielkie w porównaniu do dzisiejszych. Większe z nich nazywano też wtedy magazynami. Niejednokrotnie charakteryzowały się gustownie urządzonymi wnętrzami. W sklepach sporo wysiłku wkładano w niebanalne ułożenie towarów. Wizytówką każdego magazynu zaś była elegancka wystawa. Prezentowała to, czego w danej chwili najbardziej potrzebowali klienci.
Sklepy w dawnej Polsce prowadzili właściciele. Byli oni rozpoznawalnymi postaciami w lokalnych społecznościach. Imię i nazwisko kupca zawsze znajdowało się na szyldzie magazynu, zawierającego także informacje o zakresie jego oferty. Handlarzom prowadzącym sklepy pomagali subiekci, czyli sprzedawcy. Możliwość realizowania się w tym zawodzie nie była łatwym zadaniem i wymagała nauki od dziecięcych lat. Edukacja nie polegała jednak w tym przypadku na zdobywaniu wiedzy w szkole, a na kształceniu praktycznym. Odbywało się ono w sklepie u doświadczonego kupca i nazywano je terminowaniem. Taki przedsiębiorca zapewniał swoim podopiecznym utrzymanie w zamian za pracę. Często udostępniał im przy tym własny dach nad głową. Po osiągnięciu pełnego przygotowania do zawodu subiekci mogli pracować u swojego pryncypała, otrzymując wówczas już pełne wynagrodzenie. Nierzadko finalnie podejmowali też pracę w innych sklepach. Przysposobieni do zawodu sprzedawcy cieszyli się szacunkiem w społeczeństwie. Zwłaszcza w porównaniu z ich obecnym statusem.
Dawny handel obejmował rzadkie obecnie praktyki. Zarówno kupcy, jak i subiekci przede wszystkim znali się na oferowanych towarach. Prezentowali je w sklepach wyszukany i atrakcyjny dla klientów sposób. Charakteryzowała ich także wysoka kultura osobista i duża ogłada umysłowa. Byli biegli w kurtuazyjnych rozmowach, a także w prowadzeniu korespondencji handlowej zgodnie ze sztuką epistolografii. Jednocześnie nie rozliczano ich z efektywności w taki sposób, jak ma to miejsce w dzisiejszym handlu. Z tego powodu mogli poświęcić klientom znacznie więcej czasu.
Z wszystkimi wymienionymi właściwościami niegdysiejszego kupiectwa mamy do czynienia w „Martwym sezonie”. Jakub bez wątpienia jest bowiem przedsiębiorcą z tradycjami. Stąd też m.in. świetnie się zna na oferowanych tkaninach i układa je w sklepie z pieczołowitością. Długo również namyśla się nad treścią ważnego listu do Chrystiana Seipla. Jest bardzo zaangażowany w pracę w sklepie, który stanowi dla niego nadrzędną wartość. Jednak obok wzorowo praktykowanego kupiectwa w analizowanym opowiadaniu przedstawiony zostaje także jego kryzys.
Jakub narzeka na upadek całej branży handlu tkaninami. Utyskuje np. na to, że niewielu praktyków jego zawodu potrafi prawidłowo, czyli zgodnie z hierarchią, ułożyć towary na półkach. Rozczarowują go także zanikające rytuały związane z negocjacjami. Jednak najbardziej wyraziste przejawy kryzysu tradycyjnego kupiectwa przynoszą zachowania jego subiektów. Do wykonywania swojej profesji wydają się zupełnie nieprzygotowani. Podczas południowej sjesty pod nieobecność Jakuba bawią się zatem, wykorzystując przy tym sklepowe towary. Kosztowne tkaniny służą im m.in. do budowania namiotów, huśtawek i trampolin. Nie martwi ich własne bałaganiarstwo ani to, że uszkadzają materiały i mogą doprowadzić do zniszczeń w magazynie. Źle świadczy o nich także naigrywanie się z ubogiego kmiotka. Na tym akurat przyłapuje ich pryncypał. Doświadcza on wówczas tak negatywnych emocji, że sfrustrowany zamienia się w ogromną muchę. Choć za to, co się z nim dzieje, odpowiadają sprzedawcy, ich empatia wobec Jakuba okazuje się nad wyraz ograniczona. Do tego stopnia, że subiekci myślą o jego unicestwieniu.
W czasach Schulza z powodzeniem można było mówić o istnieniu tradycyjnego kupiectwa. Ale już wtedy powoli odchodziło ono do lamusa. Działo się tak za sprawą jego postępującego umasowienia. Konsekwencje tego procesu obserwujemy dziś, gdy handlem z tradycjami zajmują się jedynie nieliczne przedsiębiorstwa rodzinne. Poza tym niewielkim obszarem zadaniem większości sprzedawców jest zbycie jak największej ilości towaru w krótkim czasie. Ten zresztą klient często wybiera sam. Wówczas rola sprzedawcy ogranicza się do ułożenia rzeczy na półkach i przyjęcia zapłaty, co zresztą bywa procesem w pełni zautomatyzowanym i wtedy nie wymaga jego udziału.
Mityzacja jest jedną z podstawowych cech świata przedstawionego twórczości Brunona Schulza. Można ją rozpatrywać w dwóch aspektach. Po pierwsze, polega na szeroko pojmowanym uniezwyklaniu rzeczywistości. Po drugie, na wykazywaniu jej związków z mitologią i rozmaitymi tekstami kultury, obejmującymi również Biblię. Autor „Sanatorium pod Klepsydrą” opisał ten proces w znanym eseju pt. „Mityzacja rzeczywistości”. „Martwy sezon” zawiera zarówno proste zabiegi konstytuujące wyjątkowość przedstawionego mikrokosmosu, jak i bardziej rozbudowane. Utkana jest z nich właściwie cała treść owego gęstego znaczeniowo opowiadania. Wśród tych pierwszych można zatem wskazać np. wizję Jakuba, który stojąc przed własnym sklepem w czasie upalnego ranka, wydaje się zlewać z jego fasadą. Z kolei wzmagający się skwar zostaje skojarzony z ogromną złotą banią, pokrywającą cały świat.
W „Martwym sezonie” obserwujemy także znacznie bardziej rozbudowane przejawy mityzacji. Za jeden z nich można uznać metamorfozę pryncypała w muchę. Ta jest bowiem owadem o bogatej symbolice. Oznacza m.in. słabość i małość. Takie cechy można też przypisać Jakubowi, który samotnie i heroicznie zmaga się z rzeczywistością. W rejestrze tym istotne jest także uwypuklanie w kreacji pryncypała związków z istotnymi postaciami pochodzącymi z kultury antycznej. Stąd ojciec Józefa zostaje porównany m.in. do greckiego tytana Atlasa, a także do bohaterów biblijnych i jednocześnie historycznych: Jezusa, Mojżesza i jego imiennika Jakuba, toczącego walkę z Aniołem. Ważne odwołanie do Pisma Świętego występuje także w zakończeniu „Martwego sezonu”. Mowa w nim o tym, że w przedstawionym dniu okres przestoju w handlu dobiega końca na długi czas. Oto bowiem rozpoczyna się siedem lat „tłustych”. Stanowi to aluzję do snu starotestamentowego Józefa o latach „chudych”, będących zapowiedzią biedy, oraz o latach „tłustych”, charakteryzujących się bogactwem. Tak długi okres prosperity można interpretować jako hiperbolę obrazującą to, że w sklepie w dłuższej perspektywie ma teraz panować spory ruch. Wśród innych ciekawych przejawów mityzacji w „Martwym sezonie” można także wymienić pojawiający się w opowiadaniu opis obrazu przedstawiającego kupców. Wisi on w sklepie Jakuba. Jeden z zaprezentowanych na nim bohaterów jest zwolennikiem kredytów, drugi zaś woli operowanie gotówką. Eksponuje to odwieczny problem w handlu. Mimo ogromnego doświadczenia w odniesieniu do niego Jakub nie umie sformułować jednoznacznego stanowiska. Co ważne, sklep w świecie jego wartości jawi się jako istotny w kulturze artefakt. Stanowi on centralny układ odniesienia w mikrokosmosie idei Jakuba.
W wielu opowiadaniach Brunona Schulza Jakub doświadcza metamorfoz zwierzęcych. Właściwie za każdym razem zamienia się on w przedstawicieli fauny konstytuujących nieprzyjazną człowiekowi wizję świata. W utworze „Ostatnia ucieczka ojca” przeobraża się zatem w raka, skorpiona i jednocześnie kraba (określenia te występują zamiennie). W „Martwym sezonie” z kolei staje się monstrualną, odrażającą muchą. W tym akurat utworze metamorfoza w owada ma miejsce wówczas, gdy Jakub przyłapuje subiektów na niestosownych zachowaniach wobec ubogiego kmiotka. Jego emocje są wtedy tak silne, że przemiana sprzyja ich ekspresji. W takiej postaci ojciec Józefa dynamicznie zdobywa w locie przestrzeń sklepu i nieregularnie przy tym bzyczy. Tak rozładowuje swoje zdenerwowanie.
Zaistniała sytuacja obrazuje to, jak bohater jest postrzegany przez sprzedawców, a przy okazji przez żonę. Czują oni do niego niechęć z powodu tego, że wyznaje on obce im wartości, związane z tradycyjnym handlem. Stąd odbierają go jak narzucającego się im owada. Dlatego w krytycznym momencie Jakub rzeczywiście się nim staje. Metamorfoza pryncypała stanowi jednocześnie przejaw mityzacji jego postaci. Mucha jako motyw w kulturze charakteryzuje się bowiem bogactwem semantycznym, oznaczając m.in. małość i marność. Stąd przemiana Jakuba sytuuje się w kontekście posiadania przez niego według bliskich takich cech. Za zapowiedź tej metamorfozy można uznać przedstawione wcześniej w opowiadaniu owady latające po sklepie oraz w jego obejściu. Przemiana Jakuba trwa jednak krótko. Niedługo po niej odzyskuje on swoją ludzką postać i funkcjonowanie sklepu wraca do normalnego stanu.
Estetyka nadmiaru, nazywana też estetyką przepełnienia, jest jedną z cech charakterystycznych kreacji świata przedstawionego Brunona Schulza. To technika obrazowania polegająca na prezentacji eskalacji różnych zjawisk, ich nabrzmiewania czy osiągającej punkt krytyczny dynamiki. Obejmuje też wychodzenie obiektów poza granice przyjętych przez nich kształtów. Przejawia się ona na różne sposoby. Jej artykulacji służą np. krótkie zdania współrzędnie złożone, zawierające czasowniki nazywające ruch czy liczne przymiotniki. W „Martwym sezonie” pojawia się ona np. w deskrypcji otaczającej sklep nieujarzmionej natury. Występuje też w relacji dotyczącej pełnej dynamiki zabawy subiektów w sklepie. Można ją również wskazać w opisie negocjacji Jakuba z tajemniczym gościem, nazywanym przez Józefa „czarnobrodym”. W każdym przypadku funkcją takich zabiegów jest uczynienie świata przedstawionego żywym i plastycznym, silnie przemawiającym do wyobraźni czytelnika. Pozwalają one na immersję w mikrokosmosie utworu.
Oniryzm to konwencja literacka przedstawiająca rzeczywistość w sposób przypominający marzenie senne. W „Martwym sezonie” Brunona Schulza przejawia się on dwojako. Po pierwsze, występuje w samej strukturze ukazanego mikrokosmosu. Przejścia pomiędzy niektórymi scenami, mającymi miejsce w nocy, przypominają bowiem zapis marzeń sennych. Po drugie, sen pojawia się tu również jako stan określający świadomość postaci. W czasie przerwy od pracy w sklepie śpią zatem subiekci i matka. Z kolei Jakub udaje się wtedy w tym celu na piętro, do mieszkania. We wskazanym obszarze najważniejszy jest jednak nocny odpoczynek pryncypała oraz jego tajemniczego gościa, zwanego przez Józefa „czarnobrodym”. Obaj doświadczają wtedy lunatykowania i walczą ze sobą niczym biblijny Jakub z Aniołem.
W „Martwym sezonie” Brunona Schulza mamy do czynienia z tragikomizmem sytuacyjnym. Ta kategoria estetyczna polega na eksponowaniu w zabawny sposób scen prezentujących niepomyślne dla bohaterów wydarzenia, obiektywnie o nieszczęśliwym charakterze. Wśród nich należy wymienić przede wszystkim sytuacje z udziałem subiektów. W czasie południowej sjesty, gdy Jakuba nie ma w sklepie, urządzają sobie w nim beztroskie zabawy. Wykorzystując znajdujący się w magazynie towar w postaci kosztownych tkanin, budują m.in. namioty, trampoliny czy huśtawki. Ich swawole odznaczają się przy tym sporą dynamiką. Działania sprzedawców narażają Jakuba na straty. Bałaganią oni bowiem w sklepie, uszkadzając przy tym towar. Ponadto w czasie nieodpowiedzialnych zabaw narażają samych siebie na niebezpieczeństwo. Efekt tragikomiczny tworzy tu kontrast między ich niefrasobliwymi aktywnościami a tym, do jak poważnych konsekwencji mogą one doprowadzić.
W podobnym kręgu znaczeń sytuują się zachowania subiektów wobec ubogiego kmiotka. Obsługują go oni w sposób nieadekwatny do jego statusu społecznego. Z wyszukaną kurtuazją zadają mu pytania, których mężczyzna nie rozumie, nie mając przy tym odwagi na zakomunikowanie tego w jasny sposób. Wykorzystują także jego naiwność, prosząc go o pomoc w otwarciu szuflady, która w rzeczywistości jest jej atrapą. Tragikomizm tej sytuacji buduje to, że zachowując pozory stosowania się do zasad kultury osobistej, w gruncie rzeczy wyrażają swoją pogardę wobec biednego kmiotka. I narażają przy tym reputację Jakuba jako kupca na nadszarpnięcie. W tej akurat sytuacji pryncypał przyłapuje subiektów na gorącym uczynku. I doświadczając wtedy skrajnie negatywnych emocji, zamienia się w ogromną muchę. Również on wygląda w tej roli śmiesznie i zarazem tragicznie.
Twórczość Brunona Schulza najczęściej kojarzy się z pięknem poetyckiego języka. W „Martwym sezonie” nie brakuje jednak przykładów, w którym jest ono neutralizowane dosadnymi określeniami. Urozmaica to styl opowiadania, czyniąc go żywym. Choć narrację Józefa tworzy wypowiedź pełna artyzmu, tego rodzaju wtrącenia zwiększają realizm przekazu. I tak np. bale ze znajdującymi się w sklepie materiałami porównywane są do ciał ludzkich bez głów i kończyn. Narrator chwilami popada też w ton naturalistyczny. Świadczy o tym chociażby fragment, w którym wspomina on o tym, że Jakub zmaga się z diareą, czyli biegunką. Józef z pasją eksponuje też obejście reprezentacyjnej kamienicy, w której mieści się sklep. Opisuje to, co w ramach mimetycznego obrazowania mogłoby zostać pominięte, a więc np. brzydotę znajdującego się za nią terenu wraz z obecną tam nieujarzmioną roślinnością. Z kolei moment nocnego wyjścia ze sklepu Jakuba z tajemniczym gościem narrator-syn porównuje do cięcia wykonanego z użyciem gilotyny.
„Martwy sezon” skupia w sobie większość cech charakterystycznych dla twórczości Brunona Schulza. Wśród zastosowanych środków artystycznych można wymienić przede wszystkim mityzację (w szczególności obejmującą inspiracje biblijne), estetykę przepełnienia, oniryzm, komizm oraz typową dla autora „Sanatorium pod Klepsydrą” koncepcję czasu, w którym wydaje się mieścić więcej zdarzeń niż w zwykłym biegu chwil. Za główny temat opowiadania należy uznać obraz dawnego kupiectwa z tradycjami z początków XX wieku.
Najważniejszym przedstawicielem tego świata jest główny bohater utworu, Jakub, szanowany w lokalnej społeczności kupiec. Pozostaje on bezgranicznie oddany prowadzeniu swojego sklepu bławatnego. W praktykowanych zasadach bardzo różni się on od otoczenia. Wykonywany zawód nie jest bowiem dla niego zwykłą pracą, a powołaniem i wielką pasją. Świetnie zna się on na oferowanych towarach. Każdy z nich ma w jego magazynie swoje miejsce. Jakub z kurtuazją podchodzi też do komunikacji z kontrahentami, obejmującej także prowadzenie korespondencji. Jego największym zmartwieniem jest postawa subiektów, ponieważ nierzetelnie wykonują oni swoją pracę. Posuwają się nawet do działania na jego niekorzyść. Sfrustrowany takimi zachowaniami pryncypał przyłapuje ich na naigrywaniu się z ubogiego kmiotka. Doświadcza wtedy negatywnych emocji do tego stopnia, że w ich rezultacie przeobraża się w ogromną muchę. Potwierdza to klęskę Jakuba, typową dla męskich bohaterów opowiadań Schulza.
Dysharmonia obejmuje nie tylko jego relacje z subiektami, bo problematyczna jest dla niego także więź z żoną. Zostaje ona przedstawiona jako prosta kobieta, która nie przystaje intelektualnie do wzniosłych idei Jakuba. Pod tym względem bliżej jej do subiektów, dlatego też zawiera z nimi niepisane porozumienie, przyzwalając na ich zaniedbania. Pozostaje bezimienna, co podkreśla jej pospolitość. Co ciekawe, w „Martwym sezonie”, w przeciwieństwie do innych opowiadań Schulza, matka Józefa nie jest ukazana migawkowo. W tym akurat utworze stanowi pełnoprawną postać literacką.
Będący samotnym outsiderem pryncypał wielokrotnie zostaje uwznioślony na drodze mityzacji. Służą temu porównania m.in. do greckiego tytana Atlasa, Jezusa, Mojżesza, a także do jego biblijnego imiennika walczącego z Aniołem. Choć w swoich ideach jest odosobniony, zakończenie opowiadania zapowiada mający trwać siedem lat czas prosperity sklepu. Nawiązanie do biblijnego okresu urodzaju poddaje magazyn Jakuba sakralizacji. Co ciekawe, akcja utworu obejmuje około dwadzieścia cztery godziny. Spełnia w ten sposób antyczną zasadę jedności czasu. W sukurs temu idzie także to, że wszystkie wydarzenia rozgrywają się w kamienicy Jakuba i dotyczą jego perypetii jako kupca. To zaś zbliża przedstawione w opowiadaniu wypadki do klasycystycznego dramatu.
Opowiadanie „Martwy sezon” Brunona Schulza pochodzi z tomu pt. „Sanatorium pod Klepsydrą” z 1937 roku. Pierwodruk dzieła ukazał się w r. 1936 na łamach czasopisma „Wiadomości Literackie”. Utwór ten należy do najważniejszych dzieł autora „Sklepów cynamonowych”. W stosunkowo krótkiej formie skupia w sobie bowiem większość cech jego pisarstwa. W przeciwieństwie do innych opowiadań artysty, mających charakter rozbudowanych deskrypcji, można wskazać w nim fabułę. Jednak niezależnie od tego warstwa opisowa odgrywa tutaj istotną rolę.
W „Martwym sezonie” bohater-narrator o imieniu Józef przedstawia sklep swojego ojca, Jakuba. Sprzedawane są w nim tkaniny. Wykorzystując ten przykład, Schulz obrazuje świat tradycyjnego handlu z początku XX wieku, mającego korzenie dziewiętnastowieczne. W opowiadaniu są ukazane zarówno zwykłe, jak i całkiem niebanalne, a niekiedy wręcz komiczne lub fantastyczne sytuacje z życia właściciela magazynu i jego subiektów. Akcja obejmuje opis wszystkich wydarzeń z dnia kupca, na który składa się cała doba. Widzimy zatem to, co on robi od wczesnych godzin rannych, poprzez południe, popołudnie i wieczór, aż do późnej nocy, po której nadchodzi czas na sen. Pojawia się także opis wypadków mających miejsce nazajutrz rano.
Józef relacjonuje akcję w pierwszej osobie liczby mnogiej. Odnosi się przy tym do swoich wspomnień z dzieciństwa. Z podobnie ukształtowaną narracją mamy do czynienia w większości opowiadań Schulza. W sklepach kupców prowadzących rodzinne firmy z tradycjami dzieci często spędzały z nimi czas w pracy. Podobnie postępowali np. wspierający ich małżonkowie. Ilekroć w „Martwym sezonie” pojawia się forma podmiotu zbiorowego, można ją zatem odnosić do bliskich i pracowników pryncypała. Są nimi zatem syn Józef, nieznana z imienia żona Jakuba, prowadząca zresztą magazyn razem z nim, oraz subiekci. Poza tym zastosowanie pierwszej osoby liczby mnogiej pełni taką samą funkcję, jak w innych utworach Schulza. Stanowi ona formę gry z czytelnikiem. Służy uzyskaniu jego przychylności na drodze swoistego zaanektowania go do rzeczywistości opowiadania.
Co ciekawe, Józef ani razu nie dopuszcza do głosu Jakuba, choć jest on głównym bohaterem „Martwego sezonu”. Gdy przedstawia poglądy i uczucia swojego ojca, czyni to przy pomocy mowy pozornie zależnej, pojawiającej się w jego trzecioosobowej narracji. Polega ona na wtapianiu w nią wypowiedzi, które mógłby wyartykułować bohater, formułowanych z jego perspektywy. Jednak bez wprost dokonanych przytoczeń. Funkcją zastosowania tego zabiegu w „Martwym sezonie” jest swoista depersonalizacja Jakuba i odebranie mu sprawczości. Ojciec, do którego subiekci oraz żona mają negatywny stosunek, samotnie walczący o kupieckie zasady, nie zostaje zatem nawet dopuszczony do głosu.
Przedstawione w „Martwym sezonie” Brunona Schulza wydarzenia rozgrywają się w małym, wschodniogalicyjskim miasteczku na początku XX wieku w Austro-Węgrzech. Czas akcji to lipiec, a ściśle rzecz biorąc, właściwy dla niego martwy sezon w handlu, czyli okres, w którym pojawia się niewielu klientów.
Warto w sposób szczególny przyjrzeć się temu, jak w opowiadaniu tym funkcjonuje czas. Biegnie on tutaj w charakterystyczny sposób dla twórczości Schulza. Mieści się w nim zatem więcej wydarzeń niż w ciągu zwykłego biegu chwil. Akcja rozpoczyna się w upalnym, lipcowym dniu o godz. 5 rano. Jakub oraz jego gość, nazywany przez Józefa „czarnobrodym”, kładą się spać po 2 w nocy, przy czym następnego dnia widzimy Jakuba w pełni sił już o świcie. Taka sytuacja nie jest niemożliwa, jednak wydaje się mało prawdopodobna. W tym też przejawia się charakterystyczny dla prozy Schulza sposób funkcjonowania czasu. Gdy zachodzi taka potrzeba, możliwe jest zaistnienie w nim większej liczby zdarzeń niż w trakcie zwykłego biegu chwil. Takie działanie czasu sprzyja też ukazaniu Jakuba jako w pełni zaangażowanego w swoją pracę kupca. Można odnieść bowiem wrażenie, że prawie w ogóle on nie śpi, a mimo to jest w stanie z werwą zajmować się sklepem.
Rozpatrywany pod tym względem „Martwy sezon” jawi się jako dzieło realizujące zasadę trzech jedności, charakterystyczną dla klasycystycznego dramatu lub tragedii. Uwagę zwraca w nim przede wszystkim jedność czasu. Akcja rozpoczyna się bowiem o świcie i kończy się nazajutrz o zbliżonej porze. Jedność miejsca z kolei zasadza się tu na tym, że wszystkie wydarzenia rozgrywają się w kamienicy Jakuba. Natomiast jedność akcji tworzy tutaj prezentacja tytułowego martwego sezonu i perypetii głównego bohatera związanych z jego przeżywaniem. Za przedstawiony w opowiadaniu problem pryncypała można uznać namysł nad treścią korespondencji do Chrystiana Seipla. Wychodząc z takiego założenia, należy dojść do wniosku, że akcja przynosi jego rozwiązanie, gdyż utwór kończy się pomyślnym sfinalizowaniem przez Jakuba pisania listu. Rzecz jasna, z taką tezą można polemizować. Z pewnością jednak wskazany motyw jest istotny. Stanowi on bowiem klamrę kompozycyjną utworu. Bez wątpienia taka interpretacja może służyć odczytywaniu opowiadania przez pryzmat klasycystycznego dramatu. Nawet jeśli w zakresie poetyki „Martwy sezon” zdradza pod tym względem pewne odstępstwa..
Właściwie wszystko, co robią bohaterowie, dzieje się w należącej do Jakuba kamienicy, znajdującej się przy rynku. Bohater jest kupcem, na dole prowadzi sklep, a na górze mieszka. Większość ukazanych wypadków dzieje się w magazynie. Akcja chwilami przenosi się także na zewnątrz budynku. Obserwujemy więc rynek w czasie upalnego dnia, obejście kamienicy, w tym zarośla znajdujące się na jej tyłach. Oprócz tego widzimy jeszcze bohaterów śpiących w mieszkaniu Jakuba, a wcześniej zaglądających do pokoju Adeli, zlokalizowanego przy tylnym ganku. Tak zatem kształtuje się fizycznie rozumiany świat przedstawiony. Oprócz tego w utworze istnieje wymiar nadrealistyczny, obejmujący oniryczne wyobrażenia. Ich opisy przeplatają doświadczenia bohaterów, zwłaszcza te mające miejsce w nocy.
Jakub to ojciec Józefa i mąż swojej żony, której imienia nie znamy. Jest on kupcem bławatnym. Specjalizuje się zatem w handlu tkaninami i sprzedaje je we własnym sklepie. Pomagają mu w tym subiekci. Obecna przy nim w pracy jest także jego żona. Jej rola pozostaje jednak w tym obszarze ograniczona. Dzieje się tak dlatego, że różni się ona od męża znacząco pod względem charakteru i wyznawanych wartości. Toteż w funkcjonowaniu małżeństwa brakuje harmonii. Uwidacznia się to również we wspólnej pracy w magazynie. Mimo że Jakub jest głównym bohaterem, nie zabiera głosu w opowiadaniu ani razu. Jego syn Józef, pełniący w utworze rolę narratora, przytacza wszystkie wypowiedzi ojca w formie mowy pozornie zależnej. Zabieg ten świadczy o swoistej depersonalizacji postaci. Przebiega tu ona na drodze odebrania Jakubowi sprawczości w dysponowaniu władzą w wypowiadaniu się na własny temat.
Sklep Jakuba zlokalizowany jest na parterze kamienicy przy rynku. Na piętrze zaś mieszka on wraz z rodziną. Pryncypał wykonuje swój zawód zgodnie zasadami wyznaczonymi przez wieloletnią tradycję. Mówiąc o nich, nazywa je skrótowo „sprawą sklepu” czy „sprawą sklepową”. Jest bardzo zaangażowany w realizację wszystkich swoich obowiązków. Stąd magazyn otwiera o 5 rano, a pracę kończy w późnych godzinach nocnych. Sen ogranicza więc do minimum. Bardzo dobrze zna się na materiałach, które sprzedaje. Obchodzi się z nimi z najwyższym szacunkiem. Sporo zaangażowania wkłada w ich odpowiednią prezentację w sklepie. Prowadzi również korespondencję handlową ze swoimi kontrahentami. Co ciekawe, sceptycznie podchodzi do sztywnych zasad, takich jak np. przyjmowanie płatności tylko gotówką i niezgoda na zaciąganie kredytów.
Jednocześnie w swojej postawie jest odosobniony, co go martwi. Jako outsider funkcjonuje zarówno w rodzinie, jak i wśród pracowników. Józef opisuje to następująco: „Od tego świata lekkomyślnej beztroski odgraniczał się ojciec coraz bardziej, uciekał w twardą regułę swego zakonu. Przerażony rozwiązłością szerzącą się wokoło, zamykał się w samotnej służbie wysokiego ideału. Nigdy ręka jego nie popuszczała zaciągniętych cugli, nigdy nie pozwalał sobie na zwolnienie rygoru, na wygodną łatwiznę”. W sposób szczególny sen z powiek spędza mu postawa subiektów. Ci w przeciwieństwie do niego bardzo lekko traktują swoje obowiązki. Z tego powodu ojciec Józefa lęka się o przyszłość sklepu. Zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że wśród niego nie ma nikogo, kto w przyszłości mógłby go zastąpić. Jego emocje osiągają apogeum, gdy przyłapuje sprzedawców na tym, że żartują z ubogiego kmiotka, który odwiedza magazyn. Wówczas, wskutek doświadczanej wtedy frustracji, Jakub zamienia się nagle w ogromną muchę. W takiej postaci lata po sklepie, wydając irytujący i nieregularny dźwięk bzyczenia. Owa metamorfoza staje się dla niego środkiem do wyrażenia pretensji wobec subiektów i żony. W znaczeniu symbolicznym stanowi także sposób na doraźne i pokojowe rozwiązanie konfliktu. Dokonuje się ono na drodze ekspresji związanych z nim emocji. Bliscy mają jednak ograniczone współczucie dla pryncypała. Jego przekaz w dużej mierze trafia w próżnię i nie wywołuje w sprzedawcach ani w małżonce pogłębionych refleksji.
Istotną rolę w przedstawionych w „Martwym sezonie” obowiązkach Jakuba odgrywa jego namysł nad treścią ważnego listu do Chrystiana Seipla. Człowiek ten wraz z synami prowadzi mechaniczne przędzalnie i tkalnie. Ojciec Józefa zastanawia się w ciągu kolejnych dni nad tym, jak ująć swoje słowa w korespondencji. Przyjmuje także u siebie tajemniczego gościa, nazywanego przez Józefa „czarnobrodym”. Nie wiadomo, kim dokładnie jest ów mężczyzna. Pewne natomiast okazuje się to, że pozostaje on ważnym przedstawicielem Krajowego Związku Kredytorów. Jakub prowadzi z nim negocjacje. Posługuje się przy tym nieznanym jego bliskim językiem, którym najprawdopodobniej jest jidysz lub hebrajski. To zaś przypomina o tożsamości narodowej Jakuba, będącego Żydem. W niełatwej rozmowie z przybyłym towarzyszy mu sporo silnych emocji. Jego zapędy tonuje wówczas żona. Jej wsparcie w tym akurat momencie akcji okazuje się istotne. Wynik ustaleń jest jednak bardziej korzystny dla „czarnobrodego” niż dla pryncypała. Mimo to Jakub nie tylko nie ujawnia swojego rozczarowania, ale decyduje się także na wypicie z gościem większej ilości alkoholu. Dzięki temu obu mężczyznom bardzo poprawia się humor. Gdy nazajutrz wychodzi na jaw, że tajemniczy „czarnobrody” wyjechał bez pożegnania, kupiec z powodzeniem kończy ważny list, nad którego treścią długo się namyślał. Stąd można dojść do wniosku, że nie do końca udane spotkanie z gościem stanowiło dla niego przy tym cenną inspirację.
Główny bohater „Martwego sezonu” wielokrotnie poddawany zostaje mityzacji. Jako kupiec stylizowany jest np. na mitycznego Atlasa, który dźwiga na swoich barkach glob ziemski. Obraz ten stanowi metaforę bezmiaru jego obowiązków związanych z pracą w sklepie. W wizji narratora upodabniany jest także do Jezusa. Józef wykorzystuje znane słowa Zbawiciela z „Pisma Świętego”, w których porównuje się on do pasterza opiekującego się owcami. W ten sposób symbolicznie obrazuje on swoją wspierającą rolę w relacji z wiernymi. Wbrew temu, czego można by się spodziewać, w wyobrażeniu narratora stadem Jakuba okazują się nie pracownicy, a… sklepowe materiały, wśród których znajduje się owcza wełna. Jednak najbardziej wyrazisty przejaw mityzacji kreacji pryncypała przynosi jego walka z „czarnobrodym” we śnie, którą toczy on z nim w dosłownym znaczeniu tego określenia. Zdarzenie to można uznać za objaw jednoczesnego lunatykowania obu mężczyzn. Ich potyczka stylizowana jest na walkę biblijnego Jakuba z Aniołem.
Ojciec Józefa bez wątpienia jawi się jako wzór kupca. Rysę na jego etosie stanowi jedynie to, że przesadnie i w sposób trudny do opanowania pociąga go Adela, młoda służąca. Pryncypał nie podejmuje w związku ze swoim popędem żadnych istotnych działań. Jednak trudności w ujarzmieniu pożądania sprawiają, że z perspektywy zdystansowanego obserwatora w niestosownych zalotach upokarza on sam siebie.
Subiekci, czyli po prostu sprzedawcy w sklepie (według dawnych określeń), tworzą bohatera zbiorowego w „Martwym sezonie”. Wśród nich z imienia zostaje wymieniony tylko Teodor. Pracują oni w magazynie Jakuba, który znajduje się na parterze w kamienicy przy rynku. Subiekci zajmują się sprzedażą tkanin. Ich obraz zostaje wyraźnie skontrastowany z kreacją pryncypała. O ile bowiem ojciec Józefa stanowi wzór kupca, o tyle oni jako jego podwładni lekko traktują swoje obowiązki. Widać to bardzo wyraźnie, gdy w czasie południowej sjesty bawią się w sklepie. Wykorzystują oni znajdujące się w nim kosztowne materiały m.in. do budowania namiotów, huśtawek czy trampolin. Oddają się z ich użyciem wielu ruchowym aktywnościom.
Jak czytamy: „Subiekci koziołkowali na balach sukna, rozbijali na półkach sukienne namioty, zwieszali huśtawki z draperii. […] Ślepe mole wysypywały się w zmroczniałym powietrzu, puszki pierza i wełny krążyły po całym sklepie z tym wysiewem ciemności i zapach apretury, głęboki i jesienny, napełniał to ciemne obozowisko sukna i aksamitu. Biwakując wśród tego obozowiska, myśleli subiekci o figlach i kawałach. Dawali się kolegom zawijać ciasno aż po uszy w ciemne, chłodne sukno i leżeli tak rzędem, błogo znieruchomieni pod stosem bali – żywe postawy, mumie sukienne, toczące oczyma z udanym przerażeniem nad swą nieruchomością. Albo dawali się bujać i podrzucać aż pod sufit na ogromnych rozpostartych obrusach sukna. Głuchy łopot tych płacht i wianie wachlowanego powietrza wprawiało ich w nieprzytomny zachwyt. Zdawało się, że cały sklep zrywa się do lotu, sukna wstawały natchnione, subiekci wzlatywali z rozwianymi połami, jak prorocy, w krótkotrwałych wniebowstąpieniach”.
W czasie swoich pełnych entuzjazmu aktywności sprzedawcy nie przejmują się tym, że bałaganią w magazynie. Ani tym, że niszczą towar, który później nie będzie nadawał się do sprzedaży. Co więcej, wszystko to robią na oczach żony Jakuba. Wydają się być w niepisanym porozumieniu z nią. Subiekci wraz z magazynem zostają poddani sakralizacji. Stanowi ona przejaw charakterystycznej dla twórczości Schulza mityzacji świata przedstawionego. W tym przypadku rozdźwięk między beztroską nieodpowiedzialnej zabawy a powagą świętości tworzy efekt tragikomiczny. Potęguje go to, że z racjonalnego punktu widzenia wniebowstąpienie subiektów wydaje się ostatnią możliwą konsekwencją, jaką w odniesieniu do nich można by sobie wyobrazić. Działają oni bowiem na niekorzyść pracodawcy, który niczym im nie zawinił.
Nie na tym jednak koniec. O ich postawie źle świadczy także zachowanie wobec przychodzącego do sklepu kmiotka. Żartują z niego, wykorzystując jego naiwność, nieobycie i brak wiedzy o świecie. Zadają mu pytania, których mężczyzna nie rozumie, nie wiedząc jednocześnie, jak to zakomunikować. Pozornie wykazują przy tym wysoką kulturę osobistą, a w rzeczywistości drwią z ubogiego mężczyzny. Proszą go też o pomoc w otwarciu szuflady. Kmiotek stara się, jak tylko potrafi. Wykonanie tego zadania jest jednak niemożliwe. Dzieje się tak najprawdopodobniej wskutek tego, że owa szuflada stanowi jedynie ozdobny front lady. Stąd nie da się jej wysunąć. Jakub przyłapuje sprzedawców na naigrywaniu się z ubogiego mężczyzny. Swoim karygodnym postępowaniem subiekci doprowadzają go do ostateczności. W rezultacie doświadczania skrajnych emocji przeobraża się on na ich oczach w ogromną muchę. Choć sprzedawcy są świadomi popełnionych win, ich empatia wobec pryncypała jest ograniczona. Nie deklarują żadnej zmiany swojego postępowania. Na domiar złego czują się mocno zirytowani przeobrażeniem Jakuba, choć sami do niego doprowadzili. Na ich nerwy źle działa to, że lata on po sklepie i wydaje przy tym nieregularne dźwięki w postaci bzyczenia. Przez myśl przechodzi im nawet jego unicestwienie. Swawole subiektów w czasie sjesty i dowcipkowanie z kmiotka ukazane są w tonie humorystycznym. W gruncie rzeczy jednak świadczą o ich braku odpowiedzialności w pracy w magazynie. Dowodzą także bezpardonowego stosunku wobec prostego człowieka.
Ale przedstawiony w „Martwym sezonie” obraz subiektów nie jest jednostronny. Wraz z Jakubem pracują oni w sklepie do późnych godzin nocnych. Odmawiają także wypicia alkoholu z pryncypałem i jego gościem. Zarzuty ojca Józefa, że nie są oni wystarczająco zaangażowani w funkcjonowanie sklepu, wydają się uzasadnione wyłącznie częściowo. Jakub bez wątpienia ma rację, zwracając im uwagę na przejawianą przez nich nierzetelność czy brak odpowiedzialności. Jednak w przeciwieństwie do niego są oni pracownikami, a nie właścicielami magazynu. Trudno więc oczekiwać, by uważali zatrudnienie w sklepie za swoje powołanie i najistotniejszy układ odniesienia w ich rzeczywistości.
Matka Józefa i żona Jakuba pozostaje bezimienna. Z kontekstu przedstawionych w opowiadaniu sytuacji wynika, że sporo czasu spędza ona wraz z mężem w sklepie. Ukazana zostaje przy tym jako osoba, która nie jest w stanie udzielić Jakubowi godnego jego roli wsparcia. W porównaniu z nim jej spojrzenie na świat charakteryzuje się prymitywizmem. Stąd nie rozumie ona wartości, którymi kieruje się jej mąż jako kupiec. Józef komentuje to następująco: „Cóż mogła mu pomóc matka z całą swą lojalnością i oddaniem? Refleks tej rzeczy nadmiernej nie dosięgał jej duszy prostej i niezagrożonej. Nie była stworzona do zadań heroicznych. Czyż nie widział, jak poza jego plecami porozumiewała się prędkim spojrzeniem z subiektami, rada z każdej chwili nie nadzorowanej, w której mogła brać udział w ich bezmyślnych błazeństwach?”. Według syna Jakuba w prezentowanej postawie matka okazuje się bliższa sprzedawcom, którym obce jest wzniosłe powołanie ich pryncypała. O zachowaniu kobiety najdobitniej świadczy jej ignorancja wobec beztroskiej zabawy subiektów w magazynie w czasie południowej sjesty. Nie zwraca ona uwagi np. na to, że w swoich swawolach wykorzystują sklepowy towar o sporej wartości.
Ale nie jest tak, że matka Józefa zupełnie nie myśli o mężu. Bez wątpienia wspiera go w różnych sytuacjach. Dla przykładu reaguje z niepokojem na metamorfozę pryncypała w muchę. Chce mu wówczas pomóc, lecz okazuje się to niemożliwe. Jest także w stanie poskromić jego trudne emocje w czasie negocjacji z gościem. Ale mimo tego rodzaju zachowań zaangażowanie kobiety w relację wydaje się niewystarczające. Nie jest ona bowiem przy mężu przez cały czas, a dodaje mu sił tylko w niektórych, krytycznych momentach. Jej cierpliwość wobec Jakuba okazuje się przy tym ograniczona. Stąd po tym, gdy zamienia się on w muchę, tylko przez chwilę przejawia wobec niego empatię. Później zaś wpada w gniew. Choć więzi w małżeństwie nie są idealne, Jakub bez wątpienia liczy się ze zdaniem żony. Świadczy o tym to, że jest ona przy nim w czasie ważnych negocjacji z „czarnobrodym”.
Ważnym tematem „Martwego sezonu” jest obraz tradycyjnego, dawnego kupiectwa. W dawnej Polsce zajęciem tym zwykle zajmowali się mieszczanie. Bardzo często i z dużym powodzeniem wykonywali je Żydzi. Dynamiczny okres handlu w Polsce miał miejsce w XIX wieku. Uwarunkowany był szybkim rozwojem przemysłu i masową produkcją towarów. Zaczęto wówczas odchodzić od nabywania ich bezpośrednio od rzemieślników prowadzących manufaktury i coraz częściej kupowano je w sklepach. Szczególną rolę odgrywał w tym obszarze przemysł włókienniczy. Obejmował on produkcję różnego rodzaju tkanin, służących m.in. do wyrabiania odzieży. Właśnie takie materiały oferowane są w przedstawionym w „Martwym sezonie” sklepie bławatnym Jakuba, czyli w lokalu handlowym, w którym można było kupić tkaniny. Większe sklepy nazywano też wówczas magazynami. Pracowali w nich subiekci. Formuła ta stanowi odpowiednik dzisiejszych sprzedawców.
Przed laty, tj. na początku XX i w XIX wieku, aby zostać subiektem, konieczne było przygotowywanie się do tego zawodu przez wiele lat, właściwie od dziecka. Nie wymagało tego prawo, a ówczesne praktyki i oczekiwania wobec sprzedawców. Naukę nazywano terminowaniem. Rozpoczynało je pomaganie doświadczonemu kupcowi w pracy w sklepie. Obejmowało ono wszystkie obowiązki związane z tego rodzaju działalnością. Wśród nich znajdowała się zatem obsługa klienta, rozkładanie towarów czy przygotowywanie dokumentacji. Ważne było także zdobywanie wiedzy o oferowanym w magazynie towarze. Z czasem początkowa pomoc ewoluowała w stronę realizowania obowiązków wymagających coraz większej odpowiedzialności – aż po bycie subiektem z prawdziwego zdarzenia.
Kupcy często zapewniali swoim młodym podopiecznym dach nad głową i utrzymanie w zamian za pracę. Udostępniali im wtedy mieszkania lub pokoje w swoich kamienicach. Bo nierzadko prowadzili oni sklepy w budynkach, które w całości lub w istotnej części były ich własnością. Przygotowani w ten sposób do pracy subiekci z czasem mogli podejmować u nich pełnoprawne zatrudnienie. Niekiedy wówczas dalej u nich mieszkali, gdy była taka możliwość lub gdy odpowiadały im oferowane warunki. Mogli także, rzecz jasna, podejmować pracę w magazynach innych kupców. Niektórzy w miarę zdobywanego doświadczenia zakładali również własne sklepy.
Handel na początku XX wieku oraz w XIX wieku znacząco różnił się od praktyk obowiązujących obecnie. Przede wszystkim właściwie w każdym magazynie obecny był przez sporą część czasu jego właściciel. Choć zatrudnienie subiektów zwykle stanowiło konieczność, to na ogół nie powierzano im pełnej odpowiedzialności za wszystkie obowiązki. Najważniejsze z nich właściciel na ogół wykonywał osobiście. Kupiec z tradycjami prowadzący sklep w przeszłości zawsze był osobą znaną w lokalnym środowisku z imienia i nazwiska. Umieszczano je zresztą na szyldzie magazynu – wraz ze zwięzłym opisem zakresu jego oferty. Gdy w mieście mówiono o czyimś sklepie, często posługiwano się nie nazwą firmy, jak obecnie, a nazwiskiem właściciela.
W przeciwieństwie do dzisiejszych sprzedawców subiekci sprzed dekad odznaczali się bardzo wysoką kulturą osobistą. Ich zawód cieszył się też znacznie większym szacunkiem w porównaniu do statusu osób pracujących w handlu obecnie. Bardzo różnili się też od nich tym, że doskonale znali się na oferowanych towarach i mogli poświęcić klientom znacznie więcej czasu. Z wszystkim tym wciąż można się aktualnie spotkać, ale wyłącznie w nielicznych sklepach specjalistycznych.
Dawne magazyny niejednokrotnie były gustownie urządzone. Znajdowały się w nich nie tylko półki z towarami (jak we współczesnych sklepach), ale także np. różne ciekawe meble czy przestrzenie przeznaczone do odpoczynku w trakcie oczekiwania na obsługę. Wszystkie produkty miały w takich sklepach określone miejsce. Wyznaczały je zasady obowiązujące w danej branży (nie zaś np. chęć kierowania uwagą klientów, jak ma to miejsce w dzisiejszych marketach). Wizytówką każdego magazynu była także jego estetyczna wystawa, która prezentowała najbardziej atrakcyjne towary, odpowiadające bieżącym zapotrzebowaniom klientów.
W „Martwym sezonie” mamy do czynienia z większością opisanych tutaj elementów dawnego handlu. Jakub jest tu zatem w pełni oddanym swojej profesji kupcem. Własny sklep stanowi dla niego największą w życiu wartość. Do tego stopnia, że można dopatrywać się w jego postawie przesadnego wręcz zaangażowania, którego nie podzielają subiekci i żona. Stąd mówi on o „sprawie sklepu”, o „sprawie sklepowej” czy o „idei sklepu”. Jako pryncypał bardzo dba o magazyn. Świetnie zna się na towarach i obchodzi się z nimi z najwyższym szacunkiem. Charakteryzuje się także wysoką kulturą osobistą, o czym świadczy np. prowadzona przez niego korespondencja handlowa. Józef następująco opisuje wysiłek ojca wkładany w napisanie listu do Chrystiana Seipla oraz jego synów, prowadzących przędzalnie i tkalnie mechaniczne: „Była to cięta odprawa dana nieuzasadnionym roszczeniom tych panów, replika urwana właśnie w decydującym miejscu, gdzie styl listu miał podnieść się do mocnej i dowcipnej pointy szczytowej, w momencie której następowało to spięcie elektryczne, wyczuwalne lekkim dreszczem wewnętrznym, a po którym już tylko opaść mógł zwrotem zrobionym z rozmachem, z elegancją, i już zamykającym i definitywnym. Czuł kształt tej pointy, która mu się od dni wymykała, miał ją nieomal między palcami, wciąż nieuchwytną. Brakło mu tej chwili szczęśliwego humoru, momentu szczęśliwej werwy, ażeby wziąć szturmem przeszkodę, o którą za każdym razem się rozbijał. Wciąż na nowo sięgał po czysty arkusz, ażeby ze świeżego rozpędu sforsować trudność urągającą jego wysiłkom”.
Niepokojąca na tym tle okazuje się postawa subiektów przedstawionych w „Martwym sezonie”. Ci bowiem nad wyraz beztrosko podchodzą do swoich obowiązków. I tak w czasie południowej sjesty oddają się zabawom, wykorzystując do tego celu sklepowe towary. Z perspektywy zasad tradycyjnego kupiectwa takie zachowanie było niedopuszczalne. Magazyn nie stanowił przecież odpowiedniego miejsca do swawoli. A poza tym z wszystkimi produktami należało obchodzić się ostrożnie, by ich nie zniszczyć. Źle o sprzedawcach świadczy także dowcipkowanie z kmiotka, który przychodzi do magazynu. Najpierw zadają mu nieadekwatne do jego sytuacji pytania, jakich człowiek ten nie rozumie, nie umiejąc jednocześnie tego zakomunikować. Pod pozorem kurtuazji naigrywają się oni z biednego klienta. Żartują z niego także, prosząc go o pomoc w otwarciu szuflady. Jest ona atrapą, której nie da się jej wyciągnąć. Ale kmiotek tego nie dostrzega i siłuje się z meblem. Tymczasem zgodnie z praktykami panującymi w niegdysiejszym kupiectwie szacunek przynależał każdemu, nawet najuboższemu człowiekowi. Niepozorny motyw szuflady sporo mówi też o wyglądzie dawnych sklepów, gdyż znajdujące się w nich meble często były bogato zdobione. Stąd zapewne pomysł stolarza, by w celu dopasowania lady do wnętrza zrobić przy niej ozdobną atrapę frontu szuflady – w miejscu, gdzie jej umieszczenie nie było możliwe. Jednocześnie okazuje się, że jest ona wykonana tak solidnie, że nawet przy użyciu dużej siły jej przednia część nie odpada.
Gdy Jakub dostrzega zachowania subiektów wobec kmiotka, nagle zamienia się w ogromną muchę. W takiej postaci lata po sklepie i wydaje przy tym nieregularne dźwięki w postaci bzyczenia. W ten sposób uzewnętrznia on swoją frustrację postawą podopiecznych. Przeobrażenie się w odpychającego owada stanowi z jego strony materializację tego, jak jest postrzegany przez sprzedawców. A przy okazji także przez żonę. Metamorfoza pryncypała staje się tu tymczasowym środkiem na rozładowanie napięcia. Służy mu też wyrażeniu emocji. Niestety, subiekci i żona Jakuba mają ograniczoną empatię wobec jego rozpaczy. Dostrzegają popełnione przez siebie winy, ale szybko tracą cierpliwość do latającego po magazynie bohatera. Sprzedawcy przez moment myślą nawet o jego unicestwieniu. Wprawdzie nie robią krzywdy Jakubowi, ale sam pomysł stawia ich w nad wyraz złym świetle.
Ojciec Józefa niepokoi się tym, że w jego otoczeniu nie ma nikogo, kto w przyszłości mógłby go zastąpić. Subiekci nie tylko nie są zainteresowani kontynuacją jego idei, ale także rozczarowują go przy realizacji najprostszych obowiązków. Z tego też powodu Jakub czuje się samotny. Pozbawiony wsparcia otoczenia ponosi ciężar zmagania się z wieloma zmartwieniami w pojedynkę.
Choć na początku XX wieku istniał jeszcze tradycyjny handel, już wówczas stanowił on stopniowo odchodzące w przeszłość zjawisko. Działo się tak za sprawą jego postępującego umasowienia. Powoli rezygnowano więc np. z prezentowania w sklepach towarów zgodnie z obowiązującymi zasadami, coraz trudniej też było o kompetentnych subiektów. „Martwy sezon” przynosi zapis tego procesu. Józef następująco relacjonuje związane z tym utyskiwania Jakuba: „Kto z dzisiejszej generacji kupców bławatnych znał jeszcze dobre tradycje dawnej sztuki, kto z nich wiedział jeszcze na przykład, że kolumna bali sukiennych, ułożona w półkach szafy w myśl zasad sztuki kupieckiej, musiała pod zjeżdżającym z góry na dół palcem wydać ton jak gama klawiszy? Komu z dzisiejszych dostępne były ostatnie finezje stylu w wymianie not, memorandów i listów? Kto znał jeszcze cały urok dyplomacji kupieckiej, dyplomacji dobrej starej szkoły, cały ten pełen napięcia przebieg negocjacyj, od nieprzejednanej sztywności, od zamkniętej rezerwy przy pojawieniu się pełnomocnego ministra zagranicznej firmy poprzez powolne tajanie pod wpływem niezmordowanych zabiegań i umizgów dyplomaty aż do wspólnej kolacji, z winem, podanej na biurku, na papierach, w podniosłym nastroju”.
Negatywne zmiany postępowały stopniowo. Ich kumulację możemy obserwować w dzisiejszych czasach. W chwili obecnej handel w znacznej mierze podlega industrializacji. Sprzedawcy na ogół niewiele wiedzą o sprzedawanych towarach. Ich rola zazwyczaj sprowadza się do rozłożenia towaru i przyjęcia zapłaty do klienta. Obca jest też im kurtuazja. Na jej praktykowanie nie ma zresztą czasu ani przyzwolenia ze strony przełożonych. Tradycyjny handel obecnie funkcjonuje w bardzo ograniczonej formie. Zajmują się nim najczęściej niewielkie przedsiębiorstwa rodzinne.
Mityzacja spaja świat wszystkich opowiadań Brunona Schulza. Autor „Sanatorium pod Klepsydrą” ukazał to, jak ją rozumie, w znanym eseju zatytułowanym „Mityzacja rzeczywistości”. Polega ona na obrazowaniu świata w taki sposób, aby wykazywać jego związki z mitologią. W szerszym znaczeniu występuje też w postaci uniezwyklania rzeczywistości. Z mityzacją w „Martwym sezonie” mamy do czynienia wielokrotnie. Pojawia się ona tutaj zarówno migawkowo, w formie erudycyjnych tropów stylistycznych rozsianych w całym opowiadaniu, jak i w bardziej rozbudowanych motywach. Wymieńmy zatem przykłady z pierwszej grupy. Oto np. widzimy Jakuba, który wskutek działania gorącego, lipcowego powietrza wydaje się zlewać z bogato zdobioną fasadą swojej kamienicy od strony rynku. Z kolei silne słońce oświetla wnętrze sklepu tak intensywnie, że można odnieść wrażenie, że dokumenty pryncypała płoną. To zaś przywołuje biblijną wizję z Apokalipsy św. Jana.
Mityzacja występuje także tutaj w nieco bardziej rozwiniętych motywach. Widzimy więc np. Jakuba, który w wyobrażeniu Józefa przypomina greckiego tytana, Atlasa. Ta postać mitologiczna przedstawiana jest na rzeźbach jako mocarny mężczyzna, dźwigający na swoich barkach kulę ziemską. Zaprezentowanie w ten sposób Jakuba służy podkreśleniu jego roli w prowadzeniu sklepu. Wobec większości wyzwań pozostaje on sam i musi sprostać licznym obowiązkom, które go przerastają. O ile Atlas w pojedynkę dźwiga na swoich ramionach glob ziemski, o tyle on ma na własnych barkach prowadzenie magazynu. Pomoc, jakiej udzielają mu przy tym subiekci, jest nad wyraz ograniczona. Metafora ta stanowi hiperbolę podkreślającą wysiłek Jakuba we wkładaną pracę.
Istotną rolę w mityzacji odgrywają także nawiązania do Biblii. Józef wskazuje na zbieżność między postawą jego ojca a działalnością Jezusa. Zbawiciel przedstawiał siebie jako pasterza. Swoich wiernych zaś nazywał owcami. Symbolizują one w jego wypowiedziach zagubione zwierzęta, które wymagają troski. Mając to na uwadze, można by spodziewać się, że Jakub będzie jawił się jako przypominający pasterza opiekun swoich subiektów. Tak się jednak nie dzieje. W wyobraźni Józefa staje się podobny do Jezusa z racji tego, że w jego magazynie oferowane są… owcze skóry. Stąd przemieszczając się wokół nich, prezentuje się w wizji syna niczym pasterz.
Fantazję tę dopełnia też stylizacja kreacji Jakuba na Mojżesza prowadzącego żydów z niewoli do Ziemi Obiecanej. Kolejne ważne nawiązanie do Biblii pojawia się w jednej ze scen finałowych „Martwego sezonu”. Chodzi o czas, gdy pryncypał śpi, przyjąwszy u siebie tajemniczego gościa, nazywanego przez Józefa „czarnobrodym”. Lunatykujący kupiec toczy z nim wtedy walkę, przypominając przy tym swojego biblijnego imiennika w potyczce z Aniołem. Podobnie jak ów patriarcha nazajutrz kuleje on na jedną nogę. Istotne odwołanie do Pisma Świętego pojawia się też w zakończeniu opowiadania. Mowa w nim o tym, że obecny dzień kończy martwy sezon w handlu. Po nim ma przyjść czas „siedmiu długich lat urodzaju”, czyli okres obfitujący w wielu klientów. Stanowi to nawiązanie do snu biblijnego Józefa dotyczącego siedmiu lat „tłustych” oraz siedmiu lat „chudych”, implikujących konieczność przygotowań do okresu nieurodzaju. Lata „tłuste” to oczywiście czas dostępności wszystkich dóbr i zasobności w materialne bogactwo. „Chude” zaś stanowią okres biedy i głodu. Zakończenie opowiadania przynosi więc zapowiedź bogactwa i obfitości.
Mityzacji w analizowanym utworze można dopatrzyć się także w opisie obrazu. Zdobi on ścianę w sklepie Jakuba i przedstawia kupców. Jeden z nich, zabiedzony, jest zwolennikiem zaciągania kredytów. Drugi, otyły, preferuje posługiwanie się gotówką. Dzieło to przedstawia odwieczny problem w handlu i dwa rozbieżne stanowiska w stosunku do pieniędzy. Józef relacjonuje: „Był to obraz-talizman, obraz niedocieczony, obraz-zagadka, interpretowany bez końca, wędrujący z generacji w generację”. Jakubowi bliższy wydaje się pierwszy z kupców, lecz w sformułowanej konkluzji nie opowiada się po stronie żadnego z nich.
W „Martwym sezonie” uwagę zwraca niebanalna symbolika sklepu. Nie jest on zwykłym magazynem, w którym kupowane są tkaniny, lecz artefaktem godnym poważnych refleksji. Jak czytamy, „sklep był niezgłębiony. Był on metą wszystkich myśli, nocnych dociekań, przerażonych zadumań ojca. Niedocieczony i bez granic stał on poza wszystkim, co się działo, mroczny i uniwersalny”. Magazyn Jakuba jawi się jako centralny punkt odniesienia w przedstawionej rzeczywistości, który stanowi zminiaturyzowaną wizję świata. W takiej postaci skupia on liczne zagadnienia charakterystyczne dla kondycji człowieka, jak np. relacje międzyludzkie, kryzys wartości czy problemy kupiectwa.
Ważnym tematem w twórczości Brunona Schulza są doświadczane przez Jakuba metamorfozy zwierzęce. Właściwie zawsze przeobraża się on w przedstawicieli fauny kojarzących się z nieprzyjazną człowiekowi wizją świata. Sporo takich przemian można wskazać w opowiadaniach z tomu „Sklepy cynamonowe”. Jakub zamienia się w nich m.in. w ślepego kondora oraz w odrażającego karalucha. W zbiorze „Sanatorium pod Klepsydrą” poza „Martwym sezonem” tego rodzaju przykłady pojawiają się w opowiadaniu „Ostatnia ucieczka ojca”. Widzimy w nim Jakuba przeobrażającego się w raka, skorpiona i kraba (określenia te stosowane są zamiennie).
W analizowanym opowiadaniu subiekci przyrównują niezadowolonego z ich pracy pryncypała do jadowitego skorpiona oraz do myszy. Z wydawanymi przez nią dźwiękami kojarzy im się bowiem szelest papieru generowany przez niego podczas pracy nad dokumentami. To jednak tylko wzmianki. Najistotniejsza w utworze jest przemiana Jakuba w ogromną muchę. W tej roli staje się podobny do jednego z owadów krążących wokół sklepu, którego sam podkarmia. Incydent ten ma miejsce wtedy, gdy zauważa on, że subiekci żartują z przychodzącego do sklepu kmiotka. Metamorfoza Jakuba stanowi wyraz jego frustracji wobec postawy sprzedawców, a przy okazji także żony. Doprowadzony do ostateczności nie wybucha gniewem, lecz zmienia swą postać, stając się odrażającym, pospolitym owadem.
Muchy zresztą krążą po sklepie bohatera, zakłócając jego funkcjonowanie. Zaznaczają także swoją obecność w obejściu. Bez wątpienia irytują one subiektów, podobnie jak pryncypał. Sprzeciwiający się ich postawie Jakub przeobraża się więc w wyróżniającego się przedstawiciela tych owadów – za sprawą swoich monstrualnych wymiarów. Ponieważ sprzedawcy uważają muchy za zbędne stworzenia, jednocześnie czując niechęć do przełożonego, natura narzuca Jakubowi rolę jednego z owych owadów. W ten sposób boleśnie uświadamia on sobie to, jak postrzegają go pracownicy. Jednocześnie sytuacja ta pozwala mu na rozładowanie emocji bez agresji.
Jakub przyjmujący postać muchy dynamicznie zdobywa przestrzeń magazynu, nieregularnie przy tym bzycząc. Subiekci i jego żona dopatrują się w tych działaniach wyrażania przez niego rozpaczy i pretensji. Pozostają świadomi własnej odpowiedzialności za ten stan rzeczy. Jednak ich empatia jest ograniczona, a przejawiana przez nich cierpliwość szybko się wyczerpuje. Sprzedawcom przez myśl przechodzi nawet unicestwienie Jakuba. Ostatecznie nie robią mu jednak krzywdy. Przemiana pryncypała w ogromną muchę tworzy efekt tragikomiczny. Doświadczenie to zdaje się rezultatem tego, że jest on negatywnie postrzegany przez pracowników. Do tego stopnia, że jawi się on w ich wyobraźni jako naprzykrzający się im owad. Metamorfoza Jakuba trwa krótko. Jeszcze tego samego dnia wieczorem wraca on do swojej ludzkiej postaci. Wówczas w sklepie wszystko dzieje się tak, jakby sytuacja ta nie miała miejsca. Ani Jakub, ani subiekci do niej nie nawiązują.
W wielu fragmentach „Martwego sezonu” można zaobserwować charakterystyczne dla twórczości Brunona Schulza obrazowanie, zwane m.in. estetyką nadmiaru lub przepełnienia. Obejmuje ona partie tekstu, w których dochodzi do eskalacji różnych zdarzeń. Ta technika pisarska polega na piętrzeniu licznych określeń danego zjawiska w wybranym fragmencie tekstu. Wykorzystuje m.in. enumeracje precyzujące coraz bardziej opisywany obiekt lub obiekty, czasowniki nazywające ruch czy sformułowania budujące atmosferę nabrzmiewania i przekraczania przyjętych kształtów.
Przy pomocy estetyki przepełnienia ukazana zostaje np. nieujarzmiona w obejściu sklepu natura, w której uwagę zwracają dynamicznie krążące wokół magazynu muchy. Technika ta służy też przedstawieniu bohaterów. Przez pryzmat jej poetyki zaprezentowani są beztrosko bawiący się w sklepie subiekci, Jakub w momencie doświadczania metamorfozy w ogromną muchę czy w czasie spotkania z tajemniczym gościem, nazywanym przez Józefa „czarnobrodym”. Negocjacje pryncypała z nim wydają się pod tym względem szczególnie wyraziste. Narrator relacjonuje: „Korzenne cygara w kątach ust, z twarzą ściągniętą w grymas opryskliwego ukontentowania wymieniali panowie krótkie parole, jednozgłoskowe znaki porozumiewawcze, palcem przytrzymując kurczowo właściwą pozycję księgi, z filuternym błyskiem augurów w spojrzeniu. Z wolna dyskusja stawała się gorętsza, znać było z trudem hamowane wzburzenie. Zakąsywali wargi, cygara wisiały, gorzkie i wygasłe, z twarzy nagle zawiedzionych i pełnych niechęci. Drżeli z wewnętrznego wzburzenia. Ojciec mój oddychał przez nos, z wypiekami pod oczyma, włosy zjeżyły mu się nad spoconym czołem. Sytuacja zaogniała się. Była chwila, iż obaj panowie zerwali się ze swych miejsc i stali nieprzytomni, sapiąc ciężko i błyszcząc ślepo szkłami okularów”. Takie ukształtowanie wypowiedzi sprawia, że przedstawiony kadr, podobnie jak wiele innych, utrzymanych w zbieżnej poetyce, jest niezwykle żywy i plastyczny. W ten sposób czytelnikowi łatwo go sobie wyobrazić i doświadczyć immersji w świecie przedstawionym opowiadania.
W wielu fragmentach opowiadania „Martwy sezon” Brunona Schulza mamy do czynienia z obrazowaniem onirycznym. Polega ono na upodabnianiu ukazanej rzeczywistości do marzenia sennego. Oniryzm występuje tutaj w dwojakiej postaci. Po pierwsze, funkcjonuje jako zasada organizująca świat przedstawiony. Nie w całości, a w wybranych jego obszarach. Przypominające senne wyobrażenia fragmenty pojawiają się tutaj w przejściach między istotnymi scenami rozgrywającymi się o późnej porze. Stąd czytamy na przykład: „Noc za drzwiami była jak z ołowiu – bez przestrzeni, bez powiewu, bez drogi. Po paru krokach kończyła się ślepo. Dreptało się, jak w półśnie, w miejscu u tej prędkiej granicy i podczas gdy nogi więzły, wyczerpawszy skąpą przestrzeń, myśl biegła dalej, bez końca, indagowana nieustannie, brana na spytki, prowadzona przez wszystkie manowce tej czarnej dialektyki. Dyferencjalna analiza nocy toczyła się z siebie samej. Aż w końcu nogi ustawały zupełnie w tym głuchym zaułku bez odpływu”.
Po drugie zaś, oniryzm w „Martwym sezonie” występuje również jako czynność określająca stan świadomości bohaterów, którzy śpią. W ten sposób Jakub oraz subiekci odpoczywają od pracy w sklepie w czasie południowej sjesty. Ale najważniejsza pod tym względem scena obejmuje śpiącego pryncypała i jego tajemniczego gościa, nazywanego przez Józefa „czarnobrodym”. Obaj jednocześnie lunatykują i w stanie ograniczonej świadomości toczą ze sobą walkę. Przypomina ona potyczkę biblijnego Jakuba z Aniołem.
Istotną rolę w „Martwym sezonie” Brunona Schulza odgrywa tragikomizm sytuacyjny. Polega on na prezentowaniu niecodziennych i zarazem niepomyślnych wypadków, które wydają się śmieszne, choć w gruncie rzeczy takie nie są. Większość tragikomicznych scen w analizowanym opowiadaniu dotyczy zachowań subiektów. Pod nieobecność Jakuba w sklepie oddają się oni beztroskim zabawom, narażając przy tym towar na zniszczenie. Wykorzystują zatem tkaniny m.in. do stawiania namiotów, huśtawek czy budowania trampolin. Obserwowani z zewnątrz harcują ze sporą dozą entuzjazmu i energii. Jednak tragikomiczne jest przy tym to, że przy wszystkich tych działaniach obecna jest żona Jakuba. I całkowicie je ignoruje. A przecież uszkadzają oni towar i doprowadzają do zniszczeń w sklepie.
W sukurs temu idzie scena, w której sprzedawcy naigrywają się z przychodzącego do magazynu kmiotka. W tym przypadku efekt tragikomiczny tworzy m.in. to, że pozorując wysoką kulturę osobistą, celowo zadają mężczyźnie zbyt skomplikowane dla niego pytania, nieadekwatne do jego sytuacji materialnej. Drwią zatem z klienta w zawoalowany sposób. Józef relacjonuje: „Błyskawicznie spuszczali się z drabin, jak pająki na widok muchy, i wnet otoczony, ciągniony i popychany, zasypywany tysiącem pytań odcinał się chłopek z zawstydzonym uśmiechem indagacjom natrętów. Skrobał się w głowę, uśmiechał się, patrzył z nieufnością na przymilnych lowelasów. A więc o tytoń chodziło? Ale jaki? Czy najprzedniejszy, macedoński, bursztynowozłoty? Nie? Wystarczał zwykły, fajkowy? Machorka? Tylko bliżej, bliżej proszę”. Człowiek ten nie rozumie tego, co subiekci do niego mówią. Nie komunikuje jednak swojego stanowiska wprost i staje się zdezorientowanym odbiorcą ich powierzchownych uprzejmości.
Sprzedawcy żartują z niego także wówczas, gdy proszą go o pomoc o wysunięciu szuflady, której nie da się otworzyć. Nieświadomy tego kmiotek wykorzystuje w tym celu sporo siły. Jednak jego starania okazują się daremne. Tragikomizm zachowań subiektów konstytuuje to, że pod pozorem kurtuazji dowcipkują z klienta, działając w ten sposób na szkodę sklepu. Na domiar złego gdy w sytuacji tej Jakub przyłapuje ich na gorącym uczynku, zamienia się w ogromną muchę. Stanowi to uzewnętrznienie tego, jak postrzegają go subiekci. W ich oczach nie jest on szlachetnym kupcem, a natrętnym owadem. Komizm tej sceny buduje więc piętrowa struktura. Na tragikomiczne zachowania subiektów Jakub reaguje odpowiadającą temu metamorfozą.
Twórczość Brunona Schulza zwykle kojarzona jest z bogatym i pełnym tropów stylistycznych językiem. Choć ten stan rzeczy celnie ją określa, warto pamiętać o tym, że poetyka autora „Sanatorium pod Klepsydrą” bywa też niekiedy dosadna czy wręcz obrazoburcza. Bez wątpienia takie jej cechy stanowią przeciwwagę dla wysublimowanej estetyki, która w nadmiarze mogłaby wywoływać wrażenie przesytu. Jednocześnie odstępstwa od zasadniczego stylu urozmaicają narrację, co rusz zaskakującą czytelnika i czyniącą świat przedstawiony nieprzewidywalnym. Wymieńmy zatem kilka przykładów. Oto Jakub, mówiąc o zanikającym praktykowaniu zasad tradycyjnego kupiectwa, wspomina o kolacji z kontrahentami „wśród szczypania pośladków usługującej Adeli i wśród pieprznej i swobodnej rozmowy”. Jak się okazuje, w świecie jego wartości kurtuazja nie wyklucza wulgarnych zalotów do młodej służącej w obecności innych mężczyzn. Tego rodzaju uwaga wynika zapewne z tego, że w czasach Schulza kobiety najmujące się do pracy w domach zamożnych ludzi uważano za osoby gorszej kategorii. Stąd jeśli ktoś zachowywał się w ten sposób, często nie zarzucano mu braku kultury. Niemniej wspomnienie o tym w kontekście dobrych praktyk wśród kupców tworzy efekt komiczny.
Narrator nie stroni też od dosadnych sformułowań w innych sytuacjach, co konstytuuje naturalistyczny wymiar „Martwego sezonu”. Wspomina więc np. o tym, że Jakub cierpi na diareę, czyli biegunkę. Z kolei sprzedawane w sklepie tkaniny, ułożone na półkach w formie bali, porównuje do ciał ludzi pozbawionych głów i kończyn. Nie stroni też od opisywania latających po sklepie much, a także brzydoty znajdującego się za kamienicą podwórza i nieujarzmionej w tym miejscu natury. Józef dosadnie wypowiada się również o swoim ojcu wychodzącym ze sklepu wraz z tajemniczym gościem, zwanym przez niego „czarnobrodym”. Stwierdza mianowicie: „Tuż za drzwiami gilotyna nocy ucięła im jednym zamachem głowy, plusnęli w noc jak w czarną wodę”. W ten sposób opisuje opuszczenie przez nich magazynu o bardzo późnej porze w nocy i konieczność stanięcia w obliczu jej niepokojącego bezmiaru.
„Martwy sezon” Brunona Schulza niczym w soczewce skupia większość zagadnień i środków artystycznych typowych dla prozy pisarza. Bohater-narrator o imieniu Józef przedstawia w tym utworze sklep bławatny swojego ojca, Jakuba. Przy okazji prezentuje go jako zaangażowanego w swoją pracę kupca, który nie może liczyć na wsparcie zatrudnionych przez siebie subiektów. Opowiadanie ukazuje obraz handlu z tradycjami i obowiązujące w nim praktyki ukształtowane w XIX wieku. Już na początku XX w., wskutek umasowienia produkcji, standardy kupców znacząco się obniżyły. Stąd „Martwy sezon” obok tradycyjnego handlu przedstawia także jego kryzys.
Świat ukazany w analizowanym opowiadaniu wykreowany jest w sposób charakterystyczny dla prozy Schulza. Jego integralną cechą staje się więc mityzacja. Związane z tym poglądy estetyczne pisarz wyraził w znanym eseju pt. „Mityzacja rzeczywistości”. Zgodnie z wyrażoną w nim koncepcją „Martwy sezon” uwydatnia związki zaprezentowanego mikrokosmosu z mitologią i uniezwykla licznie obecne w nim motywy. Stąd Jakub przypomina m.in. greckiego tytana Atlasa, Jezusa, Mojżesza, a także swojego biblijnego imiennika walczącego z Aniołem. Z kolei wpadające do sklepu silne światło słoneczne jawi się niczym apokaliptyczny ogień. Muchy latające po magazynie przypominają zaś druidów, czyli celtyckich kapłanów. Sklep prezentuje się przy tym nie jako zwykły magazyn, a jako miejsce promieniujące wzniosłymi ideami, dla których Jakub decyduje się poświęcić życie.
Kolejną ważną jakość świata przedstawionego „Martwego sezonu” konstytuuje występująca w nim charakterystyczna dla twórczości Schulza estetyka nadmiaru, nazywana też estetyką przepełnienia. Obejmuje ona ukazywanie zjawisk uchwyconych w momencie eskalacji ich przebiegu, związanego np. z uosabianą przez nie dynamiką czy natężeniem. Poetyce tej służą m.in. liczne precyzujące określenia. Z estetyką nadmiaru mamy do czynienia np. w opisie zabaw subiektów w sklepie, w deskrypcji przyrody występującej w obejściu magazynu czy w relacji dotyczącej zachowania Jakuba przemienionego w muchę. Wszystko to sprawia, że przedstawiona rzeczywistość zdaje się niezwykle plastyczna i żywa.
Na „Martwy sezon” można też spoglądać przez pryzmat obecnych w nim wyobrażeń onirycznych. Sen pojawia się tutaj przede wszystkim jako zasada występująca w strukturze świata przedstawionego. Podyktowane jego poetyką obrazowanie uwidacznia się w przejściach między scenami mającymi miejsce w nocy. Sen występuje tu też jako motyw określający stan świadomości bohaterów. Czas w „Martwym sezonie” rządzi się przy tym typowymi dla prozy Schulza prawami. Wydaje się zatem bardziej pojemny w wydarzenia niż zwykły bieg chwil. Cała przedstawiona akcja zamyka się w okresie około dwudziestu czterech godzin. Zaczyna się bowiem o świcie jednego dnia i kończy o podobnej porze nazajutrz. Patrząc z tej perspektywy, „Martwy sezon” wykazuje związki z klasycystycznym dramatem. W dużej mierze spełnia bowiem reguły trzech jedności: czasu, miejsca i akcji. Chodzi jednak o zbieżności, a nie o niekwestionowaną realizację wymienionych zasad. Wątpliwości wywołuje przy tym chociażby to, że występujący w opowiadaniu czas wydaje się obejmować więcej zdarzeń, aniżeli może mieć miejsce w rzeczywistości.
Istotną rolę w świecie przedstawionym odgrywa kreacja matki Józefa i żony Jakuba. W „Martwym sezonie”, w przeciwieństwie do wielu innych utworów Schulza, nie jest ona migawkowo ukazaną postacią. W tym akurat przypadku obserwujemy ją w kilku różnych scenach. Pozostaje ona nieznana z imienia. Funkcją tego zabiegu jest podkreślenie jej pospolitości. I rzeczywiście – bliższy wydaje się kobiecie materialny świat niż wzniosłe idee Jakuba. Z tego powodu przyzwala ona na zaniedbania subiektów. Jednocześnie wspiera męża w najistotniejszym z perspektywy akcji momencie, tj. w czasie negocjacji z tajemniczym gościem. Niestety, co do jej roli w tym wydarzeniu można mieć zastrzeżenia. Dzieje się tak dlatego, że wynik pertraktacji okazuje się dla ojca Józefa niepomyślny. To zaś odbiera splendor jego matce w finalizacji tego zadania. Jakub ponosi wówczas klęskę w sposób charakterystyczny dla męskich bohaterów twórczości Schulza. Stara się tego jednak nie okazywać. Toteż uczucie niezadowolenia z podjętych decyzji ukrywa za wymuszonym uśmiechem i neutralizuje alkoholem.
W sukurs temu idzie jego przemiana w ogromną muchę. Rola ta symbolizuje to, że jest negatywnie postrzegany przez subiektów oraz żonę. Energicznie panując nad sklepem i aktywizując sprzedawców, do których pracy ma zastrzeżenia, przypomina owada. I staje się nim w krytycznym momencie. Nadchodzi on wówczas, gdy odczuwane przez niego rozczarowanie postawą sprzedawców, będących w porozumieniu z jego żoną, osiąga apogeum. Ale sytuacja szybko wraca do normy. Mimo to konflikt między subiektami a pryncypałem nie zostaje rozwiązany. Metamorfoza Jakuba służy jednak wyrażeniu przez niego negatywnych emocji i zmniejsza towarzyszące mu napięcie. Ze strony subiektów zdarzenie to nie wywołuje żadnych znaczących reakcji, które rokowałyby zmianę ich postępowania. Sprawy mają się wprost przeciwnie. Sfrustrowani wydawanym przez Jakuba dźwiękiem bzyczenia przez moment nawet chcą go unicestwić.
„Martwy sezon” przedstawia świat kupiectwa z zasadami, którego już nie ma. Jednocześnie wskazuje na to, że epoka jego świetności była nad wyraz krótka. Już bowiem na początku XX wieku obserwowano problemy, jakie kumulowały się w ciągu stulecia, prowadząc do dominującej obecnie industrializacji handlu. Jednocześnie o minionym świecie warto pamiętać, choćby dlatego, aby czerpać z niego pozytywne wzorce.
Aktualizacja: 2025-05-13 20:00:15.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.