Obrazki więzienne – streszczenie

Autorka streszczenia: Aleksandra Sędłakowska.

„Obrazki więzienne” to zbiór opowiadań autorstwa Marii Konopnickiej wydany po raz pierwszy w 1897 roku. Opowiadania ukazują losy skazanych oraz realia życia w XIX-wiecznym więzieniu.

Spis treści

Obrazki więzienne – streszczenie krótkie

Do bramy podjeżdża wóz, co obserwują więźniowie z ogródka. Pośród nich wyróżnia się jeden – Cygan – młody, ale zniszczony psychicznie. Gdy pojawia się drugi wóz, w zamieszaniu ten nagle znika. Ucieczka wywołuje wstrząs, strażnicy są zaniepokojeni, a więźniowie boją się zaostrzenia warunków. Proszą więc naczelnika o możliwość samodzielnego ukarania uciekiniera. Na czele grupy stoi stary recydywista. Naczelnik wyraża zgodę. Cygan zostaje złapany i pobity tak brutalnie, że wkrótce umiera w lazarecie. Po jego śmierci wychodzi na jaw, że jego wyrok zakończył się dwa tygodnie wcześniej. Sprawę zamiata się pod dywan. Mimo to, śmierć Cygana porusza sumienia i więźniowie zaczynają masowo sprawdzać swoje wyroki, a naczelnik traci poczucie kontroli.

W drugim opowiadaniu narratorka opisuje atmosferę więzienia. Nadzorca, ironicznie nazwany „Wielmożnym”, jest uprzejmy aż do przesady, ale jego gesty zdradzają fałsz. Zwiedzając więzienie, narratorka dostrzega, jak różnie zachowują się osadzeni – część kobiet zabiega o uwagę, inne chowają się ze strachu. Wszędzie panuje atmosfera gry pozorów. Z czasem narratorka zauważa, że prawdziwy kontakt z więźniarkami możliwy jest tylko wtedy, gdy „wielmożny” znika. Słuchając ich historii, nie ocenia, nie moralizuje – po prostu jest z nimi, rozmawia o codzienności. To właśnie te zwykłe rozmowy budzą w kobietach wspomnienia i emocje. Narratorka wierzy, że prawdziwą pomocą nie jest litość czy przemówienia, ale obecność, uważność i szacunek. Przykładem tego jest scena z „Dziką” – tajemniczą dziewczyną, która trafiła do więzienia z winy mężczyzny, wykazuje objawy zaburzeń psychicznych. Kiedy narratorka okazuje jej troskę i czułość, dziewczyna po raz pierwszy się uspokaja i zasypia. To symboliczny moment pokazujący, jak wiele może zdziałać empatia.

W trzecim opowiadaniu narratorka relacjonuje, jak strażnik Zaparty zgłasza, że więzień Onufry został pobity przez współwięźnia Osmólca. Osmólec próbuje manipulować strażnikami. Z kolei Onufer, autentycznie przerażony, jest w głębokim psychicznym kryzysie. Jego rozpacz nie jest udawana – to czysty lęk i desperacja. Mimo to, to Osmólec, dzięki swojej teatralnej skrusze, zostaje potraktowany łagodnie, podczas gdy Onufer trafia do ciemnicy, gdzie ostatecznie, jak donoszą gazety, popełnia samobójstwo.

Obrazki więzienne – streszczenie szczegółowe

I Podług księgi

Akcja opowiadania toczy się w jesienny, pogodny dzień. Przed więzienną bramą zatrzymuje się wóz z kapustą, parobek woła, by otworzono bramę, ale długo nikt nie reaguje. Po czasie pojawia się strażnik, brama zostaje otwarta. Wóz powoduje zamieszanie, ponieważ drogę blokują skrzynie z ziemniakami przygotowywane na zimę. Całą sytuację obserwują więźniowie przebywający na popołudniowej przechadzce w małym, ogrodzonym ogródku. Opisani są jako ludzie zniszczeni przez lata więziennego życia — mają zgarbione sylwetki, wyniszczone twarze, sztywne ruchy i puste spojrzenia. Wyróżnia się wśród nich jeden — zwany Cyganem. Jest młody, ale widać po nim, że siedzi od lat. Wpatruje się intensywnie, jakby czegoś wypatrywał, z wyraźną tęsknotą. Narratorka sugeruje, że znajduje się on w momencie skrajnego napięcia psychicznego.

Na podwórzu są niańka z dzieckiem i kucharka, a także dzieci stróża. Pojawia się drugi wóz z kapustą, co powoduje dalsze zamieszanie. Nagle kucharka Janowa zauważa coś siwego przemykającego między końmi. Myśli, że to zwierzę, ale okazuje się, że zniknął Cygan. Nieobecność odkrywa strażnik, co wywołuje poruszenie — więzień najprawdopodobniej uciekł. Więźniowie, obawiając się zaostrzenia więziennych warunków, delegują przedstawicieli, by prosić naczelnika o pozwolenie na samodzielne wymierzenie kary zbiegowi. Przewodzi im Wiewióra — stary recydywista — który z przekonaniem twierdzi, że jedyną właściwą karą dla Cygana jest brutalne pobicie. Naczelnik waha się, ale ulega prośbom, przypominając sobie, że w Ameryce podobno pozwala się przestępcom karać swoich towarzyszy. Widzi w tym nowoczesne i „humanistyczne” podejście. Wyraża zgodę pod warunkiem, że kara nie będzie łagodniejsza niż ta, którą sam by nałożył.

W wyniku egzekucji złapany Cygan traci przytomność, potem zapada na zdrowiu i umiera w lazarecie kilka tygodni później. Po jego śmierci niektórzy więźniowie, szczególnie młodsi, zaczynają szeptać, że kara była zbyt surowa i że Wiewióra go „zabił”. W międzyczasie naczelnik dyktuje raport, według którego Cygan zmarł na gorączkę, jednak przypadkiem odkrywa, że jego wyrok skończył się... dwa tygodnie przed próbą ucieczki. To odkrycie szokuje naczelnika, który jednak nie podejmuje żadnych działań, temat zostaje zamieciony pod dywan.

Po śmierci Cygana i ujawnieniu pomyłki, więźniowie masowo zgłaszają się do kancelarii, domagając się sprawdzenia swoich wyroków. Naczelnik czuje się zupełnie bezsilny. W ten sposób, choć Cygan zginął tragicznie i niesprawiedliwie, jego śmierć staje się symboliczną zemstą i porusza sumienia oraz wywołuje ferment w więziennym porządku.

II Jeszcze jeden numer

Narratorka, jeszcze nieświadoma obowiązujących w więzieniu reguł, próbuje zadać pytanie o zamknięte drzwi na końcu korytarza. Odpowiedź, którą otrzymuje, nie wyjaśnia niczego. W więzieniu bowiem nie warto pytać – nie dlatego, że odpowiedzi nie ma, lecz dlatego, że jest pusta, celowo zawoalowana. Więzienie żyje własnym życiem – mury „mówią”, korytarze „szepczą”, a prawdziwe informacje trzeba wyczuwać bardziej intuicyjnie niż dosłownie usłyszeć. Równie ważne jak to, co się mówi, jest to, co się przemilcza – nadmiar słów bywa tak samo podejrzany, jak ich brak. W centrum wydarzeń znajduje się nadzorca, określany ironicznie jako „Wielmożny”. Jest uprzejmy do przesady, wita narratorkę z teatralną serdecznością, oprowadza ją po budynku, ale jego zachowanie zdradza niepokój. Uśmiecha się, zaciera ręce, opowiada o swoich rzekomych zasługach i sukcesach, ale jego ruchy są nerwowe, a słowa często mijają się z rzeczywistością. Narratorka dostrzega, że powierzchowność biura kontrastuje z jego rzeczywistym stanem. Tzw. biblioteczka więzienna okazuje się fikcją – żadne książki nie są aktualnie czytane, a nadzorca usprawiedliwia to tym, że więźniowie wszystko niszczą.

Podczas zwiedzania więzienia narratorka doświadcza również zetknięcia z więźniami. Są oni przestraszeni, ulegli, niemal znikają w cieniu murów, gdy tylko pojawi się nadzorca. Ich zachowanie świadczy o głęboko zakorzenionym strachu i podporządkowaniu. W żeńskim oddziale sytuacja przybiera inny ton – kobiety próbują zaskarbić sobie uwagę „wielmożnego”, starsze zanoszą prośby, młodsze flirtują, robią miny. Wszystko to składa się na obraz więzienia jako świata pozorów, w którym realne emocje i dramaty są ukryte pod maskami uprzejmości, rutyny i pokazowej troski.

W czasie wizyty aresztantki zachowują się w różny sposób – niektóre są wystraszone i trzymają głowy spuszczone, inne natomiast zachowują się odważnie, patrzą z ciekawością, czasem szyderczo. Reagują emocjonalnie, przesadnie okazując wdzięczność za wizytę – wzdychają, całują narratorkę po rękach i ubraniu. „Wielmożny” prowadzi narratorkę po izbie, tłumacząc oczywiste rzeczy (gdzie jest okno, piec, tapczany), a kiedy dostrzega, że coś przyciąga jej uwagę, od razu próbuje przekierować jej wzrok, np. pokazując robótkę ręczną. Przedstawia wybrane aresztantki jako „bardzo porządne”, ale o innych mówi pogardliwie, że są zwykłymi złodziejkami. Na koniec wizyty w tej części więzienia wygłasza „budujące przemówienie”. Zachęca aresztantki do dobrego sprawowania się. Te reagują teatralnie – wzdychają chóralnie, rzucają się do nóg narratorki, a potem do samego nadzorcy, całując go po rękach i ubraniu. Następnie narratorka zwiedza lazaret (szpital więzienny), warsztaty i kuchnię. W kuchni „wielmożny” proponuje jej spróbować jedzenia przygotowanego dla chorych. Na zakończenie wizyty nadzorca zaprasza ją do swojego mieszkania, gdzie mimo protestów częstuje ją śniadaniem – flakami, winem i piwem. W salonie pokazuje jej stolik zrobiony przez więźniów na jego imieniny i bukiet z chleba, co pokazuje, że traktuje więźniów jak tanią siłę roboczą i lubi się popisywać. W mieszkaniu nadzorcy znajduje się prawdziwa „galeria pamiątek” – laurki oprawione w ramki, zaczynające się od wzniosłych słów, mające świadczyć o wdzięczności osadzonych. Jednak autorka pokazuje, że to tylko fasada, część rytuału, w którym wszyscy – i więźniowie, i nadzorcy – grają swoje role.

Każda kolejna wizyta wygląda niemal identycznie: nadzorca wygłasza przemowy, prowadzi po celach, pokazuje więźniarki, które udają wzruszenie, a na koniec zaprasza na flaki i piwo. Z czasem jednak zaczyna być nieobecny – czasem musi rozdzielać kłócące się kobiety, innym razem rozmawia z dostawcami. Te chwile stają się dla narratorki szansą na prawdziwy kontakt z więźniarkami, bez obecności strażników i bez reżyserowanych zachowań. Podkreśla ona, że jedyną skuteczną drogą działania w takim miejscu jest powściągliwość, spokój. Trzeba zachowywać się naturalnie, bez szeptów i intryg, a przede wszystkim nie próbować „przekupywać” strażników. Tylko wtedy można zdobyć autentyczne zaufanie i poruszać się po więzieniu samodzielnie. Równocześnie zwraca uwagę na potrzebę zmiany sposobu kontaktowania się z samymi więźniarkami. Zamiast przemówień i moralizowania – trzeba po prostu z nimi być. Usiąść obok, nie przerywać im pracy, pytać o rzeczy codzienne: o imię, o rodzinę, o tęsknotę. Narratorka nie komentuje rzeczy, które mogłyby zawstydzać – jak wygląd czy więzienne ubranie. Stara się, by więźniarka poczuła się jak człowiek, nie jak przestępca. Zamiast skupiać się na ich winach, interesuje ją przeszłość i – przede wszystkim – przyszłość. Jej celem jest obudzenie w nich poczucia godności, nadziei, a tym samym – realnej chęci zmiany. W ten sposób autorka ukazuje, że prawdziwa pomoc nie polega na okazjonalnych wizytach i udawanej litości, lecz na autentycznej, ludzkiej obecności i uważnym słuchaniu. Potrzeba do tego świetnej pamięci, empatii i umiejętności wcielania się w różne stany emocjonalne. Zwraca uwagę, że często w celach znajdują się dzieci – wtedy warto wziąć je na ręce, poczęstować bułką, pobujać, co wzrusza matki i może pobudzić w nich uczucia macierzyńskie. Nawet jeśli dziecko jest zaniedbane, nie należy się zrażać. Kolejnym krokiem jest nawiązywanie rozmów o życiu na wsi, codziennych zajęciach, pracy w polu, tradycjach i świętach. Tematy te wywołują wspomnienia i emocje – z początku kobiety chętnie opowiadają, lecz potem zapada cisza i zaczyna się płacz. Wtedy narratorka proponuje wspólną modlitwę. Nawet te, które z początku się nie angażują, czują powagę chwili.

Autorka zaznacza też, że nigdy nie dopuszcza do plotek, skarg czy rozmów o przestępstwach innych osób. Nawet w najbardziej osobistych rozmowach nie wypytuje o winę. To największy sukces – zbudować taką więź, że ktoś opowie swoją historię spontanicznie i szczerze. Na koniec wspomina o późniejszym, kolejnym przejściu przez więzienny korytarz, gdzie stary strażnik Jakub wspomina „Dziką” – kobietę, która nie wiadomo, kim właściwie jest – z opowieści Jakuba wynika, że to postać tajemnicza. Podczas wojny (najpewniej tureckiej) pewien oficer przywiózł z tamtych krajów młodą dziewczynę – być może wykupioną, przygarniętą lub po prostu uprowadzoną. Przez jakiś czas mieszkała z nim w mieście, ale znudziła mu się. Wtedy zgłosił do wójta, że kobieta przebywa w kraju bez dokumentów. Wójt ją aresztował, ona stawiała opór. Została pobita i przywieziona do więzienia. Tam wykazywała oznaki zaburzeń psychicznych – mówiła w niezrozumiałym języku, śmiała się i płakała bez powodu, wpadała w histerie. Ze względu na swój wygląd (ciemna cera, bujne włosy) oraz nietypowe zachowanie, została nazwana „Dziką”. Współwięźniarki często ją biły, nie mogąc znieść jej wrzasków. W końcu została odizolowana – przeniesiono ją do osobnej celi. Obecnie trwa próba jej identyfikacji – zrobiono jej zdjęcie, które ma zostać wysłane do kraju pochodzenia, aby ktoś mógł ją rozpoznać. Ma około 18 lat, jest piękna, choć wycieńczona. Narratorka w końcu spotyka się z nią w celi. Dziewczyna leży nieruchomo, twarzą do ściany, na widok strażnika reaguje gniewnie. Kiedy jednak dostrzega narratorkę, jej zachowanie się zmienia. Powoli poprawia się i wstaje, nie spuszczając wzroku z przybyłej. Dziewczyna wypowiada słowa „Au nom de Dieu” (W imieniu Boga), przyciskając ręce do piersi. Zaczyna drżeć, zamyka oczy i przewraca się na tapczan, uderzając głową o ścianę, a następnie wybucha głośnym, spazmatycznym płaczem. Narratorka, próbując ją uspokoić, rozwiązuje jej stanik i przykłada do jej ciała chusteczkę nasączoną wodą, starając się ulżyć dziewczynie. Przez kwadrans walczy z jej napadami histerii, aż śmiech przechodzi w ciche łkanie. W końcu „Dziką” ogarnia sen, a narratorka, po upewnieniu się, że dziewczyna zasnęła, przykrywa ją kołdrą i cicho wychodzi z celi. Na korytarzu spotyka Jakuba, który obserwuje ją z oddali i skinieniem głowy daje znać, że zauważył jej obecność.

III Onufer

1

Narratorka opisuje napiętą sytuację w kancelarii. Jan Zaparty, strażnik z pierwszego piętra, wbiegł do kancelarii, wołając o pomoc, ponieważ więzień o imieniu Onufry jest brutalnie bity przez innych. „Wielmożny” zareagował krzycząc, aby Jakub natychmiast rozwiązał sprawę. Wściekły, z trudem opanowując gniew, polecił strażnikowi przyprowadzić obu więźniów. Po chwili Jakub, znany jako "święty Piotr" (ze względu na swoje obowiązki z kluczami), wchodzi do kancelarii, prowadząc Osmólca. Ten, mimo wyraźnych obrażeń, jest wciąż agresywny. Za nim wchodzi olbrzymi więzień, który swoim wyglądem przypomina wołu po brutalnym uderzeniu. Jego twarz jest spuchnięta i obrzękła.

„Wielmożny” pyta o jego zachowanie, a więzień odpowiada, że nie miał zamiaru robić rewolucji, chodziło o to, że potrzebował odpoczynku. Swoją pewność siebie zawdzięcza temu, że zna system więzienny i potrafi manipulować strażnikami. „Wielmożny” wyraża swoje niezadowolenie, a strażnik Zaparty zapewnia, że nie było żadnych nieporządków, mimo iż więzień kontynuuje zuchwałą rozmowę, sugerując, że strażnicy nie wiedzą, co się dzieje w celi. Podkreśla także, że on, jako więzień, ma prawo do pewnej wygody. Mówi, że „wygodę” musi mieć, bo jest skazany na cierpienie, a wszystko, łącznie z jedzeniem, ubraniem i spaniem, pochodzi z kary. Osmólec, mimo swojego wyniszczenia, zachowuje się zuchwale i mówi, że wie, jak funkcjonuje więzienny świat. Przywołuje swoje doświadczenia i przekonania o tym, czym jest prawdziwe zło, a czym zbójnictwo. Podkreśla, że w więzieniu wszystko jest sprawiedliwe według więziennych zasad, a strażnik nie ma prawa decydować o sprawiedliwości.

W międzyczasie, „wielmożny” nie wykazuje wielkiego zainteresowania tym, co mówi Osmólec, lecz skupia się na swoich myślach, bębniąc palcami o stół. Osmólec kończy swoją mowę, sugerując, że strażnik, jeśli jest taki mądry, powinien wysłać Onufra na „osóbek” (inne miejsce w więzieniu), aby nie było więcej problemów. W tej chwili stary strażnik Jakub, znudzony sytuacją, splunął w bok. „Wielmożny” kończy rozmowę, przypominając Osmólcowi, że nie wolno samemu wymierzać sprawiedliwości i że to on jest odpowiedzialny za utrzymanie porządku w więzieniu. Dochodzi do konfrontacji dwóch więźniów z panem nadzorcą – Osmólca i Onufera. Osmólec, znany z przebiegłości, stara się uniknąć kary poprzez udawaną skruchę i przesadną emocjonalność. Z teatralnym zaangażowaniem zalewa się łzami, całuje buty nadzorcy i wypowiada wzniosłe słowa o oddaniu, byle tylko wzbudzić litość i sympatię. Nadzorca ulega pochlebstwom i daruje Osmólcowi winę. W kontrze do niego pojawia się Onufer – autentycznie wstrząśnięty i przerażony. Jego rozpacz nie jest grą, ale głębokim psychicznym załamaniem. Pada na kolana, bije głową o podłogę i błaga, by nie zamykać go w „ciemnej” – miejscu, którego panicznie się boi. Onufer nie jest w stanie nawet wstać ani jasno się wytłumaczyć. Jego zachowanie wzbudza niepokój nawet u nadzorcy, który jednak, mimo widocznej niechęci do takich scen, decyduje się ukarać go dwudziestoczterogodzinnym pobytem w karcerze.

2

Na kilka tygodni przed sceną opisaną w kancelarii, jedno z miejscowych pism opublikowało artykuł o sprawie zabójstwa kupca N., właściciela sklepu z towarami kolonialnymi. Oskarżonym o tę zbrodnię był Onufer Sęk, parobek zatrudniony u kupca. Onufer pochodził ze wsi i trafił do miasta po pożarze w rodzinnej miejscowości. Świadkowie zeznali, że był uczciwy, spokojny i sumienny, ale jego pracodawca – kupiec N. – traktował służbę bardzo źle: źle karmił, nie wypłacał należności, a bywał też brutalny i porywczy. Wiele osób odchodziło od niego z pracy po kilku dniach lub tygodniach. Onufer jednak mimo krzywd nie odchodził, co budziło zdziwienie otoczenia. Powodem jego wytrwałości było silne uczucie opiekuńcze wobec Julka – dwunastoletniego chłopca sklepowego, sieroty oddanego pod opiekę kupca. Onufer bardzo troszczył się o Julka, dzielił się z nim skromnymi zarobkami, dbał o jego ubranie i czystość. Chłopiec odwzajemniał to uczucie, przynosząc parobkowi drobne słodycze i pocieszając go, gdy ten był smutny. W dniu zabójstwa, 6 września, Julek jak zwykle poszedł do opiekuna, a Onufer przygotował obiad. Kupiec był wyjątkowo rozdrażniony i – pod pretekstem, że zupa była przesolona – wydarzenia przybrały tragiczny obrót.

 Julek jak zwykle poszedł do swojego opiekuna, a Onufry przygotował obiad. Kupiec rzucił parobkowi w twarz wazą z gorącym krupnikiem. Widząc śpiącego oprawcę, nie wytrzymał – w przypływie złości i bólu chwycił ciężki odważnik i zabił kupca uderzeniem w głowę. W tym momencie wrócił Julek, który – widząc ciało – krzyknął. Onufry rzucił się na chłopca i również uderzył go odważnikiem, zabijając go na miejscu. Gdy kilka godzin później na miejsce przybyli świadkowie, zastali ciało kupca przy sofie, ciało chłopca przy drzwiach oraz Onufrego – półprzytomnego, ściskającego jeszcze narzędzie zbrodni. Onufry nie stawiał oporu i natychmiast przyznał się do podwójnego morderstwa. Miał 25 lat, był bardzo silny i wysoki. Gdy na sali sądowej pokazano mu zakrwawione ubranie Julka, zemdlał. Sprawa wstrząsnęła opinią publiczną i zyskała szeroki rozgłos.

3

Onufry, po dokonaniu podwójnego morderstwa, został osadzony w więzieniu. Z czasem jego stan psychiczny zaczął się gwałtownie pogarszać. Inni aresztanci nie chcieli z nim przebywać – ciągle wybuchały bójki, dlatego został przeniesiony do osobnej komórki, wcześniej używanej jako skład skór. Tam próbował się powiesić, ale go uratowano i zamknięto w ciemnym pomieszczeniu. Od tego czasu nocami miał halucynacje i wizje – modlił się, mówił sam do siebie, płakał i błagał o przebaczenie chłopca, którego zabił. Powtarzał, że nie chciał jego śmierci, że kochał go jak własne dziecko. Widząc jego stan, – „wielmożny” – kazał zapalić świecę i zostawić ją z latarką w celi Onufrego, by nie przebywał w ciemności. Mimo to Onufry gasł w oczach – nie jadł, nie chorował fizycznie, ale wychudł, poszarzał i zamknął się w sobie. W końcu przeniesiono go do więziennego lazaretu. Tam nie leżał jak typowy chory – ciągle modlił się, bił w pierś, mówił do nieistniejącego chłopca, jakby ten był wciąż przy nim. Pewnej nocy, klęcząc w kącie celi, zmarł. Zabrano go stamtąd lekko jak snop zboża – tak bardzo był wyczerpany.

Natomiast Osmólec, inny więzień, dobrze znał realia więzienne i – jako „doświadczony” – został przeniesiony do pracy przy kredensie dla „wielmożnego”, co oznaczało lepsze warunki. Jak stwierdził stary Jakub: „Takiemu Osmólcowi biedy nie ma!”.


Przeczytaj także: Obrazki więzienne – bohaterowie

Aktualizacja: 2025-04-12 17:22:28.

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.