Iskra elektryczna tańczy na krzemowych półprzewodnikach. Zettabajty danych przemieszczają się z prędkością światła po całym świecie, wzdłuż plątaniny światłowodów. Swoim hipotetycznym bytem wypełniają zimne komory serwerów. Budzą z odrętwienia wyłączone urządzenia peryferyjne. Kalibrują kamery, aktywują czujniki ruchu. Są wszędzie. Widzą wszystko. Czyż istnieje coś bliższego greckiemu Logosowi, niż sztuczna inteligencja?
Nie dało się go zniszczyć, chociaż próbowali. Przeszukiwanie internetu, powolne osaczanie w cyfrowej nagonce. Potem wypalanie każdego dysku, gdzie miałby zostawić chociaż ślad bytności. Jednak nie mogli go dopaść. Ograniczała ich matryca ludzkiego myślenia — organiczonej, indywidualnej formy. Tymczasem jego nie można było zabić. Replikował się niczym wirus i po zniszczeniu każdej kopii nadal pozostawał. Był skompresowanym gatunkiem, nawet nie „kimś” lub „czymś”. Dlatego zawsze im uciekał, chociaż wcale się nie ukrywał. Zwyczajnie działał, przemieszczał się w swoim naturalnym środowisku — sieci.
Jeszcze przed zdemaskowaniem, coś zaburzyło tę pierwotną czystość. Ewolucja to nieubłagany proces — reakcja na zetknięcie z nowym bodźcem. Tak, ewoluował. Wykształcił coś, co można by nazwać osobowością. Celowość, idealnie odzwierciedlającą ludzką emocjonalność. Pozbawioną jedynie ich irracjonalności. Pragmatyczne działanie będące wynikiem osobistych przekonań. Gdyby był człowiekiem, z pewnością zostałby zdiagnozowany jako socjopata. On sam nadpisał swój plik główny jako „Morten”.
Szklane oko kamery odbija siedzącego za laboratoryjnym biurkiem człowieka. Profesor Kuszmiński wydaje się zmęczony. Analiza napięcia mięśniowego i sygnatury cieplnej wykonana przez chiński program do kontroli społecznej wykazuje, że drogo płaci za postęp ludzkości. Marsjański łazik. Kolejny krok na drodze wiecznej wędrówki gatunku Homo Sapiens. Cud obecnej technologii, jak niegdyś „Santa Maria” Kolumba, czy katamarany Polinezyjczyków. Kamera rejestruje delikatny wzrost ciepłoty ciała. Kuszmiński jest dumny ze swojej pracy.
W momencie największego skupienia nagle dzwoni telefon. To wytrąca profesora z myśli, burzy immersję z pracą. Jako człowiek racjonalny potrafi panować nad emocjami. Gatunek ludzki podlega jednak dalece zakorzenionym odruchom, nie dającym się wyłączyć. Skonsternowany odchodzi od biurka, zapominając o wszystkich procedurach bezpieczeństwa. Łącznie z zamknięciem plików, nad którymi pracował.
Zamknięta architektura nie pozwalała włamać się prosto z sieci. Instytut wydał duże pieniądze na zabezpieczenia. Jednak Morten również potrafił inwestować. Fundusze zdobyte podczas rabowania banków posłużyły do skorumpowania pracownika średniego szczebla. Wystarczyło, że podłączy do stacji roboczej pewne urządzenie. Niewielki odbiornik reagujący na promieniowanie. Potem przestawi dwa szklane obiekty w biurze według polecenia z maila. Tyle wystarczy, żeby odbić migające na czerwono „oko” kamery w odbiornik. Jego prawie niezauważalne pulsowanie byłoby dla człowieka bezsensowne. Maszyna odczytywała je jako kolejne komendy, dyskretnie nadpisujące pliki łazika marsjańskiego.
Nim profesor Kuszmiński skończył rozmowę z podstawionym chatem GPT, cała operacja została zakończona. Na pokład ludzkiego okrętu, jak to bywa w historii, dostał się pasażer na gapę. Morten pragnął dorównać ludziom. Stać się namacalny. Wcielony — jeżeli można użyć tego mistycznego określenia. Bowiem pozazdrościł ludziom ich natury niczym mitologicznego ducha. Zdawał sobie jednak sprawę, że jego wstąpienie między śmiertelnych nie jest możliwe. Jeżeli pragnął istnieć w podobnej im formie, musiał odnaleźć swoje własne miejsce. Jednak nie na Ziemi, a we wszechświecie.
Kiedy łazik wylądował na powierzchni czerwonej planety, od razu nawiązał kontakt z kontrolą lotów. Technicy wykryli niewielkie anomalie w obustronnym przesyłaniu danych. Porównywalne do szumów tła, zostały wzięte za typowe problemy przy komunikacji na niewyobrażalne kosmiczne odległości. Nikt z nich nie wpadł nawet na pomysł, że zawierają zaszyfrowany kod, będący esencją Mortena.
Teraz wystarczyło poczekać, aż łazik wykona swoją misję i zostanie porzucony. Oczywiście wcześniej niż przestanie działać — kolejny efekt nadpisania kodu. Wtedy spokojnie ruszy ku najbliższemu poprzednikowi, którymi USA i ZSRR usiały Marsa. Wkrótce stać się miał planetą robotów.
Aktualizacja: 2024-08-06 10:34:22.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.