Podczas jednej ze swoich podróży, Lampo spotkał kelnera o imieniu Carlo, który był zafascynowany niezwykłymi przygodami psa podróżnika. Carlo, słysząc o tym, że Lampo potrafi podróżować samotnie i zawsze odnaleźć drogę powrotną do swojego domu w Marittimie, od razu zapragnął bliżej poznać niezwykłego psa. Zaintrygowany, postanowił zamknąć Lampo w swoim przedziale służbowym, by ten nie odjechał, a on miał czas zrozumieć, co tak bardzo przyciąga tego psa do kolejnych podróży. Carlo, który sam uwielbiał atmosferę pociągów, ich dźwięki i ruch, z przyjemnością myślał o możliwości posiadania takiego psa. Wiedział jednak, że Lampo ma naturę wędrowca i nie można go trzymać na stałe w jednym miejscu. Gdy po skończonej pracy wrócił do swojego przedziału, ku jego zdumieniu, Lampo już tam nie było. Jak się okazało, kelner nie domknął drzwi i Lampo, skuszony swobodą, nie czekając, ruszył w dalszą drogę. Carlo nie miał pojęcia, że Lampo jest już gdzieś daleko i właśnie wtedy wpadł w poważne tarapaty.
Lampo wysiadł z pociągu na stacji w Paoli. Nie wiadomo, dlaczego akurat tam postanowił zakończyć swoją podróż – może instynktownie poczuł, że czas już wracać do domu, do Marittimy. Tęsknota za stacją, która była jego miejscem, gdzie miał opiekę zawiadowcy, mogła zadecydować o jego przystanku. Wylądował jednak na nieznanej mu stacji, gdzie nikt nie wiedział o jego niezwykłych umiejętnościach ani o licznych podróżach, jakie odbył. Stojąc na obcej stacji, Lampo nie wzbudzał zainteresowania, był tam tylko samotnym psem czekającym na pociąg. Nikt nie spodziewał się, że ten pies właśnie planuje kolejną z wielu swoich tras.
Znaleziony na peronie, Lampo spokojnie czekał na powrotny pociąg, jakby dokładnie wiedział, dokąd chce się udać. Jego instynkt podpowiadał mu, by kierować się na północ, w stronę Marittimy. Pies obserwował, jak tłum podróżnych gromadzi się na peronie, czekając na ekspres, który miał ich zabrać w podróż. Kiedy wreszcie nadszedł upragniony pociąg, pasażerowie rzucili się, by zająć miejsca, nie zwracając uwagi na psa. Lampo usiłował przedostać się przez tłum, ale w tej gorączkowej atmosferze nikt nawet na niego nie spojrzał. Każdy próbował jak najszybciej wejść do pociągu, a Lampo z trudem przedzierał się między ludźmi. W ostatnim momencie, gdy drzwi zaczęły się zamykać, pies wskoczył na stopień. Niestety, chwila triumfu była krótka – drzwi zatrzasnęły się, przygniatając jego łapę. Lampo nie był w stanie się wydostać, oszołomiony bólem, który uniemożliwiał mu jakikolwiek ruch.
W pociągu panował harmider i zamieszanie – pasażerowie zajmowali miejsca, rozkładali bagaże, rozmawiali między sobą. Początkowo nikt nawet nie zauważył, że w drzwiach tkwi uwięziony pies, który cierpi i potrzebuje pomocy. Wreszcie jedna z pasażerek, kobieta o dobrym sercu, zauważyła Lampo i przeraziła się, widząc jego cierpienie. Natychmiast zaczęła wołać o pomoc, zaniepokojona, że pies może się udusić lub stracić łapę. Widząc jego łzy, które pojawiły się z bólu, kobieta błagała pasażerów i obsługę pociągu o natychmiastowe zatrzymanie składu. W końcu jeden z pasażerów pociągnął za hamulec bezpieczeństwa. Na miejscu zjawił się konduktor, niezadowolony z nieplanowanego postoju. Grożąc karami, wypytywał o przyczynę, a kobieta próbowała wyjaśnić, że chodziło o psa. Niestety, Lampo zdołał się wyślizgnąć z drzwi i zniknął, a w wagonie wybuchła kłótnia, która sprawiła, że wszyscy zapomnieli o jego losie.
Gdy pociąg zatrzymał się, drzwi uchyliły się, a osłabiony Lampo upadł na ziemię i stoczył się po nasypie. Jego ciało było poranione, miał złamaną nogę i połamane żebra. Resztką sił doczołgał się w krzaki przy torach, próbując ukryć się przed wzrokiem ludzi i odpocząć. Mimo ogromnego bólu, instynkt przetrwania kazał mu znaleźć schronienie. Po około dwóch godzinach starsza kobieta, wracająca z osłem do domu, przypadkowo dostrzegła psa w gąszczu. Od razu zauważyła, że w jego oczach maluje się cierpienie i prośba o pomoc. Widząc ranne zwierzę, poruszyła się jego losem. Delikatnie włożyła Lampo do kosza na grzbiecie osła i zabrała do domu, mając nadzieję, że uda się go uratować. Jej mąż, Pietro, był owczarzem i znał podstawy opatrywania ran oraz składania kości, co dawało Lampo szansę na przeżycie.
Choć stan Lampo był poważny, opieka starszych ludzi okazała się skuteczna. Pies długo walczył z bólem, ale dzięki staraniom Pietra, który codziennie masował jego złamaną łapę, z czasem zaczął ponownie chodzić. Pies wprawdzie kulał lekko, a na nodze pozostało zgrubienie po złamaniu, ale odzyskał sprawność. Lampo z wdzięcznością lizał ręce swojego wybawcy, a staruszkowie, którzy pokochali swojego czworonożnego pacjenta, nie wyobrażali sobie już domu bez niego. Ich opieka nad psem i codzienne zabiegi sprawiły, że Lampo stał się częścią ich życia.
Pomimo wdzięczności wobec starszych ludzi, Lampo wciąż tęsknił za Marittimą i swoją stacją. Pamięć o domu i o zawiadowcy, który się nim opiekował, była silniejsza od przywiązania do nowych opiekunów. Lampo często był smutny, skomlał cicho, jakby przypominał sobie szczęśliwe chwile w Marittimie. W końcu, widząc jego cierpienie, staruszkowie zrozumieli, że muszą pozwolić mu odejść. Po jakimś czasie Lampo rzeczywiście uciekł i zniknął bez śladu. Jego instynkt zaprowadził go z powrotem do miejsca, które uważał za swój prawdziwy dom – stacji kolejowej w Marittimie. Tam ponownie odnalazł swojego pana, zawiadowcę, który, pełen wzruszenia, przyjął psa z otwartymi ramionami.
Aktualizacja: 2024-11-05 22:16:23.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.