O psie, który jeździł koleją – streszczenie

Autorka streszczenia: Adrianna Strużyńska. Redakcja: Aleksandra Sędłakowska.

Opowiadanie dla dzieci „O psie, który jeździł koleją” autorstwa Romana Pisarskiego ukazało się w 1967 roku. Opowiada o losach psa Lampo, który zamieszkał na włoskiej stacji kolejowej Marittima, z której wypuszczał się w podróże po Włoszech. Jego historia jest tym bardziej poruszająca, że opowiadanie jest inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. 

Spis treści

O psie, który jeździł koleją – streszczenie krótkie

Pewnego letniego dnia na włoskiej stacji Marittima z pociągu niespodziewanie wyskoczył samotny pies. Zaopiekował się nim zawiadowca. Jeden z jego kolegów nadał psu imię Lampo. Zawiadowca zabrał psa do domu, co bardzo ucieszyło jego dzieci. Wieczorem pies wskoczył jednak do pociągu i wrócił na stację Marittima. Od tego czasu Lampo towarzyszył zawiadowcy w pracy, wieczorem jechał z nim do domu na kolację, a później wracał i w nocy pilnował biura swojego pana. 

Pies zaczął sam podróżować pociągiem, ale za każdym razem wracał do Marittimy. Jego historia zdobyła rozgłos, gdy redaktor opublikował o nim artykuł w gazecie. Lampo wypuszczał się w coraz dalsze podróże. Pewnego razu miał jednak wypadek: przytrzasnęły go automatyczne drzwi pociągu. Ranny pies schował się w krzakach, gdzie znalazła go staruszka i zabrała do swojego domku na wsi. Jej mąż zaopiekował się psem i Lampo wrócił do zdrowia. Pies wciąż jednak tęsknił za domem i w końcu uciekł z powrotem do Marittimy. Lampo zdobywał coraz większy rozgłos, chciał go kupić nawet amerykański filmowiec, ale zawiadowca odmówił.

W końcu zamieszanie na stacji, związane ze słynnym psem, zaczęło przeszkadzać dyrekcji kolei. Naczelnik nakazał zawiadowcy zabranie Lampo ze stacji. Zawiadowca wiedział, że Lampo za każdym razem znajdzie drogę do domu, dlatego postanowił wysłać go do swojego wuja na Sycylię. Pies za każdym razem uciekał i wracał do Marittimy, dlatego zawiadowca w końcu osobiście zawiózł go na statek do Palermo. Lampo zamieszkał z wujem zawiadowcy, ale tęsknił za domem. Wreszcie uciekł od nowego właściciela i znowu wrócił na stację Marittima. Był ranny i wymagał leczenia. Ku radości zawiadowcy, naczelnik zgodził się na pobyt Lampo na stacji i nakazał go leczyć. Pies odzyskał siły, ale nie był tak radosny, jak dawniej. Pewnego dnia żona zawiadowcy przyszła na stację z małą córeczką Adele. Prawie doszło do tragedii: dziewczynka bawiła się na torach, tuż przed nadjeżdżającym pociągiem. Lampo odepchnął ją i ocalił jej życie, ale niestety sam zginął pod kołami pociągu. Historia psa jest oparta na prawdziwych wydarzeniach: na włoskiej stacji rzeczywiście mieszkał pies, który jeździł koleją, a w jej pobliżu znajduje się jego grób.

O psie, który jeździł koleją – streszczenie szczegółowe

Rozdział I. W lipcowy, upalny dzień, na stacji Marittima w środkowych Włoszech zatrzymał się pociąg z Turynu do Rzymu. Z pociągu wyskoczył kundelek, który zaczął łasić się do zawiadowcy. Mężczyzna go nakarmił, od razu odczuwając do grzecznego psa sympatię. Od pierwszej chwili chciał się nim zaopiekować. Ten potrafił się dobrze zachować, podczas jedzenia nie był łapczywy i wydawał się inteligentny. Zawiadowca od dawna marzył, żeby mieć psa, z którego na pewno ucieszyłyby się także jego dzieci. Mężczyzna mieszkał jednak dwadzieścia kilometrów od stacji i zastanawiał się, jak zabrać znalezionego psa do domu, bo w pociągach osobowych obowiązywał zakaz przewożenia zwierząt. 

Rozdział II. Pies nie odstępował zawiadowcy na krok. Pociąg z Marittimy do Piombino, gdzie mieszkał mężczyzna, odjeżdżał jednak dopiero wieczorem. Psa polubili też inni pracownicy stacji. Jeden z kolejarzy zaproponował, aby nazwać go Lampo, co oznacza błyskawicę, bo był energiczny, a dodatkowo posiadał jasną pręgę na grzbiecie. Zawiadowca wymyślił, że pies pobiegnie za pociągiem, którym będzie jechał do domu, bo pociągi podmiejskie jeździły dość wolno. Pies go zrozumiał, ale po kilku kilometrach zabrakło mu sił, dlatego mężczyzna kazał mu zostać, a Lampo go posłuchał.

Rozdział III. Kiedy zawiadowca następnego dnia przyjechał do pracy, był zaskoczony, że Lampo dalej tam jest. Zadowolony, podzielił się z psem śniadaniem. Lampo towarzyszył mu w pracy, a nawet wyciągał przednie łapy, jakby sam chciał odprawić pociąg. Pasażerowie pociągów byli pod wrażeniem psa, który zdawał się rozumieć pracę kolejarza.

Rozdział IV. Zawiadowca zdecydował się złamać przepisy. Ukrył psa pod bluzą i usiadł w pustym przedziale. Lampo cichutko siedział pod ławką, jakby rozumiał, że nikt nie może go zobaczyć. Zawiadowcy udało się przywieźć psa do domu. Lampo wyskoczył na drugą stronę toru, tak że nikt nie domyślił się nawet, że przyjechał z zawiadowcą. Dzieci zawiadowcy: Gina, Roberto i mała Adele bardzo się ucieszyli. Mężczyzna opowiedział w domu historię psa. Lampo bardzo grzecznie zachowywał się przy kolacji. Kiedy jednak zawiadowca zabrał go na spacer, pies wskoczył do ostatniego pociągu do Marittimy i odjechał.

Rozdział V. Zawiadowca był rozczarowany ucieczką Lampo. Zaczął zastanawiać się, czy pies nie podróżował sam pociągiem, gdy po raz pierwszy pojawił się na stacji. Nie rozumiał też, skąd pies wiedział, kiedy wyjść z domu, aby zdążyć na ostatni pociąg. Kiedy dotarł do pracy, Lampo już czekał na niego w biurze. Dyżurny ruchu powiedział mu, że pies całą noc pilnował biura zawiadowcy. Mężczyzna nie powiedział jednak o nocnej ucieczce Lampo, bo stwierdził, że kolega i tak mu nie uwierzy.

Rozdział VI. Lampo stał się częścią rodziny zawiadowcy. Codziennie wieczorem jechał ze swoim panem na kolację do Piombino. Nigdy nie sprawiał kłopotów, grzecznie i cicho siedział w pociągu. Dzieci uczyły go sztuczek i dawały przysmaki, ale nie rozumiały, dlaczego Lampo nie chce z nimi mieszkać. Ubolewał nad tym szczególnie Roberto, który karmił psa najlepszymi kąskami. Zawiadowca tłumaczył im jednak, że pies chce pilnować jego biura. Nie pomagało nawet zamykanie drzwi: Lampo skakał na klamkę, żeby wyjść. W końcu dzieci pogodziły się z tym, że pies codziennie wieczorem wraca ostatnim pociągiem do Marittimy, a rankiem czeka na swojego pana w jego biurze. Zawiadowca nawet przestał odprowadzać psa na stację: wiedział, że Lampo zna drogę. Wszyscy pracownicy stacji polubili psa. Czasem pomagał nawet robotnikom stacyjnym, przynosząc im potrzebne narzędzia. Pasażerowie nie mogli się nadziwić, widząc psa pracującego na stacji. W południe Lampo szybko jadł obiad w stacyjnym bufecie, bo doskonale wiedział, że o trzynastej mijają się dwa pospieszne pociągi. Zawsze z powagą towarzyszył swojemu panu przy odprawianiu pociągów. Kiedy zawiadowca prawie się spóźnił, pies narobił wielkiego hałasu. Zawiadowca kupił mu obrożę, a stolarz stacyjny zrobił legowisko. Lampo stał się częścią brygady stacyjnej.

Rozdział VII. Właściciel winnicy chciał kupić psa od zawiadowcy. Lampo zdążył zaprzyjaźnić się z jego osiołkiem Grigio, a on potrzebował dobrego stróża. Kolejarz nie chciał go jednak sprzedać, będąc słusznego przekonania, że pies i tak ucieknie z powrotem na stację. Przywiązani byli do niego też inni pracownicy stacji. Mężczyzna nie po raz pierwszy słyszał, że ktoś chce kupić od niego Lampo. Zawiadowca miał nadzieję, że Lampo pewnego dnia nie opuści Marittimy, nie ucieknie ani nie zostanie porwany.

Rozdział VIII. Lato dobiegało końca, w winnicy rozpoczęły się zbiory, dlatego właściciel często gościł na stacji. Lampo coraz rzadziej pojawiał się w stacyjnym bufecie. Zawiadowca zaczął martwić się, że karmią go pasażerowie i coś może zaszkodzić psu. Nie widział, żeby pasażerowie dokarmiali Lampo, dlatego zastanawiał się, gdzie żywi się jego przyjaciel. Pewnego dnia mężczyzna odkrył jego tajemnicę. Lampo codziennie wybiegał do ekspresowego pociągu, który odprawiał zastępca zawiadowcy. Wcześniej nie zauważył, że kucharz z ekspresu rzucał psu smakołyki. Zawiadowca był zaskoczony sprytem Lampo i stwierdził, że w stacyjnym bufecie rzeczywiście powinno się lepiej gotować. 

Rozdział IX. Tydzień później na stacji zapanował smutek: Lampo zniknął. Szukano go wszędzie. Właściciel winiarni przysięgał, że nic o tym nie wie. Psa nie znaleźli też dróżnicy. Zawiadowca miał nadzieję, że Lampo pojechał szybciej do Piombino. Pełen nadziei pojechał do domu, ale psa niestety tam nie było. Dzieci płakały, nawet jego żona była smutna. Następnego dnia rano, psa nie było też w biurze zawiadowcy. Zawiadowca był zmartwiony, bo obiecał dzieciom, że przywiezie psa do domu. Kolejarze bali się, że ktoś otruł Lampo. W południe przyjechał pociąg pospieszny z Turynu i niespodziewanie wyskoczył z niego Lampo. Elektrotechnik Edwardo, który poprzedniego dnia jechał do Turynu, widział, że Lampo wsiadł do ostatniego wagonu. Zawiadowca był na niego zły, że nie zadzwonił na stację, aby go powiadomić. Początkowo był rozgniewany na psa, ale bardzo cieszył się z jego powrotu.

Rozdział X. Po miasteczku rozniosły się wieści o podróży Lampo do Turynu i z powrotem. Ludzie przychodzili, aby go zobaczyć, niektórzy byli zaskoczeni, że to zwykły kundelek, spodziewali się rasowego psa. Cukiernik podejrzewał nawet, że Lampo uciekł z cyrku. Nad niezwykłym psem zastanawiał się nawet burmistrz, a aptekarz podziwiał jego mądrość. Dzięki wizytom gości, stacyjny bufet zarabiał znacznie więcej. Po kilku dniach ciekawość jednak osłabła. Zawiadowca odetchnął z ulgą, bo męczyły go tłumy gromadzące się na stacji, aby zobaczyć jego przyjaciela. Lampo dalej towarzyszył swojemu panu w pracy na stacji. Pewnego dnia pies znowu zniknął. Zawiadowca był zaskoczony, w końcu Lampo miał dobre życie na stacji, a jednak znowu postanowił wyruszyć w drogę. Tym razem zawiadowca już się jednak nie martwił: domyślał się, że Lampo znów ruszył w podróż. Zaczął dzwonić na inne stacje, ale nigdzie nie widziano psa, a niektórzy nawet myśleli, że robi sobie z nich żarty. Zadzwonił do Turynu, Savona, Genui i Orbetello. W końcu postanowił zadzwonić do Rzymu i tym razem trafił: okazało się, że Lampo tam jest: kolejarze znaleźli psa z jasną pręgą na grzbiecie. Pracownicy stacji nakarmili psa i siedział z nimi w dyżurce. Chętnie by go zatrzymali, ale na prośbę zawiadowcy obiecali wsadzić Lampo do pospiesznego pociągu do Turynu. Kolega z rzymskiej stacji zastanawiał się jednak, czy pies będzie wiedział, gdzie wysiąść. zawiadowca był przekonany, że Lampo trafi do domu. Mężczyzna odetchnął z ulgą, że udało się znaleźć jego przyjaciela. 

Rozdział XI. Przez podróże Lampo, wieści o nim rozniosły się po całych Włoszech. Pies odpoczął kilka tygodni i znowu zaczął podróżować. Zawiadowca nie był w stanie mu tego zabronić, Lampo niepostrzeżenie wskakiwał do pociągu i ruszał w drogę. Wcześniej prawie nikt nie słyszał o małej stacji Marittima, a teraz stała się słynna. Pracownicy innych stacji dzwonili tam, aby powiadomić o przyjeździe psa, obiecywali go nakarmić i odesłać. Niektórzy chcieli zatrzymać sobie psa, jak na przykład kolejarz z Rapallo. Lampo lubił podróżować, ale zawsze wracał do domu i uciekł z Rapallo. Dzieci czasem odwiedzały zawiadowcę w pracy i bawiły się z psem. Lampo zawsze patrzył na nie z miłością, przywiązał się do swojej rodziny. Pewnego dnia na stację zadzwonił redaktor gazety. Pojawił się na miejscu, aby napisać artykuł o Lampo. Wziął ze sobą aparat fotograficzny i spory notes, zrobił psu zdjęcia i wysłuchał jego historii od zawiadowcy. W gazecie ukazał się artykuł o podróżach Lampo. Redaktor pochwalił też troskę kolejarzy o psa. Pracownicy kolei śmiali się ze sławy, którą zyskał pies. Lampo tylko dyszał, wyglądając, jakby się uśmiechał.

Rozdział XII. Pewnego dnia, kelner Carlo spotkał psa w pociągu pospiesznym. Znał go, ponieważ widział zdjęcie psa podróżującego koleją w gazecie. Byli na stacji Sapri, daleko za Neapolem. Kelner dał psu kawałek mięsa. Dziwił się, że Lampo dotarł prawie tysiąc kilometrów od Marittimy, musiał przesiąść się w Rzymie, aby tu dotrzeć. Kelner zrobił Lampo posłanie w wagonie służbowym. Carlo chętnie by go zatrzymał, bo takiego psa nie widział jeszcze nigdy w życiu. Doskonale jednak wiedział, że przy nim, Lampo spędzałby całe życie w pociągu. Zastanawiał się, czy pies podróżuje, aby znaleźć dawnego właściciela, czy może po prostu lubi zwiedzać lub jeździć pociągiem. Nie był jednak w stanie rozwikłać tej zagadki, co kieruje zwierzakiem, że rusza w samotne podróże. Carlo miał dużo pracy, ale wciąż myślał o Lampo. Dopiero w Reggio miał czas, aby wrócić do wagonu służbowego, ale drzwi były uchylone i psa nie było w środku. Nie wiedział, że Lampo wysiadł z pociągu w Paola. Kręcił się po stacji, ale tutaj nie dotarła wieść o psie podróżującym koleją, bo nikt nie zwracał na niego uwagi. Lampo chciał wsiąść do ekspresu na północ. Na stacji panował jednak wielki tłok i pies nie miał, jak wsiąść do środka. Kiedy próbował wskoczyć na stopień, przytrzasnęły go automatycznie zamykane drzwi. Z oczu ciekły mu łzy, a pasażerowie zaczęli nawoływać, aby zatrzymać pociąg, w końcu ktoś pociągnął rączkę hamulca. Kiedy jednak konduktor dotarł na miejsce, psa już nie było. Zdenerwował się i powiedział, że kobieta zapłaci karę, dlatego w wagonie wybuchła kłótnia. Wszyscy zapomnieli o Lampo.

Rozdział XIII. Lampo był ranny: miał złamane dwa żebra i nogę. Kiedy pociąg się zatrzymał, drzwi się uchyliły, a on zsunął się z nasypu. Udało mu się dopełznąć w krzaki, dlatego nikt z pasażerów go nie widział. Dopiero dwie godziny później znalazła go wieśniaczka pędząca osła. Zrobiło jej się szkoda rannego psa, dlatego zabrała go ze sobą i wsadziła do kosza, znajdującego się na oślim grzbiecie. Jej mąż Pietro był owczarzem i umiał nastawiać złamane kości. Niestety mężczyzna nie dawał mu dużych szans na przeżycie. Dopiero po miesiącu Lampo zaczął chodzić po podwórku, ale wciąż kulał. Owczarz masował mu chorą łapę i się nim opiekował. Lampo z wdzięcznością lizał rękę nowego opiekuna. Pies przywiązał się do nowych opiekunów, ale w nocy często skomlał jak mały szczeniak. Chociaż owczarz i jego żona byli biedni, nie żałowali psu mleka i kaszy, a czasem nawet dawali mu mięso. Zaczęła się zima, która była ostrzejsza niż zwykle. Chociaż staruszkowie mieszkali na południu Włoch, spadł śnieg, a bardzo często lał deszcz. Lampo wypoczywał na legowisku obok kuchennego pieca. Kobieta cieszyła się, że ma psa, bo z mężem nie doczekali się dzieci ani wnuków. Lampo kochał nowych opiekunów, ale stawał się coraz smutniejszy. Wiedział jednak, że nie może ich opuścić. Staruszka miała nadzieję, że pies poczuje się lepiej, gdy nadejdzie wiosna. Lampo był jednak apatyczny, nie chciał nawet biegać po podwórku. Staruszka tłumaczyła to sobie jego słabością po wypadku.

Rozdział XIV. Zawiadowca początkowo był spokojny, myślał, że Lampo wyruszył w kolejną podróż. Kiedy jednak pies nie wrócił po tygodniu, zaczął się martwić. Dzwonił na różne stacje, ale nigdzie nie widziano Lampo. Kolejarze bali się, że ktoś ukradł psa. Zastępca zawiadowcy podsunął mu pomysł, żeby dać ogłoszenie w gazecie. Znajomy redaktor zgodził się pomóc i opublikował ogłoszenie wraz z fotografią. Zaczęli zgłaszać się różni ludzie, jednak byli nieuważni i roztargnieni: żaden ze znalezionych psów nie był Lampo. Niektórzy pisali z wyrazami współczucia. Uczniowie ze szkoły w Turynie napisali przygnębiający list: pies mieszkający w ich szkole również zaginął i niestety został potrącony przez samochód. Redaktor publikował kolejne ogłoszenia, ale staruszkowie opiekujący się Lampo nie czytali gazet, a wiele z nich nawet nie docierało do ich małej wioski na południu Włoch. Wreszcie nadeszła wiosna. Lampo odzyskał siły i wychodził na dwór, ale wciąż był smutny. Staruszkowie domyślali się, że pies tęskni za dawnym panem i nie wiedzieli, jak mu pomóc. Nie byli więc zaskoczeni, gdy pewnego dnia Lampo ich opuścił. Staruszka płakała za psem i razem z mężem bardzo długo go wspominali. Staruszek pocieszał ją, że gdyby psu było źle u dawnego pana, to by do niego nie wrócił.

Rozdział XV. Kiedy zawiadowca siedział w kancelarii, niespodziewanie pojawił się tam Lampo. Mężczyzna i inni pracownicy stacji nie posiadali się ze szczęścia, ukradkiem ocierali łzy. Żałowali, że pies nie może im opowiedzieć, co się stało. Zawiadowca posłał do domu znajomego dróżnika, który powiedział dzieciom o powrocie Lampo. Dzieci bardzo ucieszyły się na widok psa, chociaż początkowo nie wierzyły, że Lampo naprawdę wrócił. Zawiadowca zauważył, że Lampo ma zgrubienie na łapie: ślad po złamaniu. Następnego dnia do Marittimy przyjechał nieznany kolejarz. Okazało się, że to on przywiózł Lampo wczorajszym pociągiem i chciał go jeszcze zobaczyć. Psa przekazał mu kolega, który opowiedział, że Lampo przyjechał daleko z południa Włoch. Słyszał też kiedyś o wypadku psa. Lampo błąkał się po stacjach w Reggio, Palmi, Paola i Sapri, aż spotkał znajomego kelnera: ten doradził, aby przesadzić go na pociąg do Turynu. Na stację przybył też redaktor, który napisał w gazecie o powrocie Lampo. Opublikował zdjęcia psa, domu zawiadowcy i jego dzieci. Czytelnicy byli zafascynowani, a do redakcji zaczęły spływać niezliczone listy. Czytelnicy natarczywie domagali się nowych wieści o psie jeżdżącym koleją. W Marittimie pojawiła się nawet rzymska telewizja – nakręcono film o Lampo. Mówiono o nim nawet w radiu, a muzyk skomponował piękną, radosną piosenkę o psie. Znali ją wszyscy Włosi, a w refrenie powtarzało się radosne szczekanie. Pewnego wieczoru do Piombino przyjechał amerykański filmowiec w czarnej limuzynie: chciał kupić psa. Zawiadowca nie zgodził się, nawet kiedy ten zaproponował 500 dolarów. Filmowiec był przekonany, ze psu byłoby u niego lepiej, dlatego odjechał rozgniewany.

Rozdział XVI. Zawiadowcę wezwał do siebie naczelnik z dyrekcji kolejowej. Był rozgniewany zamieszaniem na stacji, lubił psy, ale słynął z bycia służbistą. Uważał, że fotografowanie psa pełniącego służbę na stacji godzi w powagę zawodu kolejarza, a stacja zmieniła się w ZOO czy park rozrywki. Ironicznie stwierdził nawet, że powinno sprzedawać się na wejściu bilety wstępu. Naczelnik nakazał więc usunięcie Lampo ze stacji. Poradził zawiadowcy, aby wziął psa do domu i uwiązał na łańcuchu lub komuś oddał. Mężczyzna wiedział jednak, że Lampo będzie cierpiał w niewoli, a jeśli zamieszka gdzieś blisko, wróci na stację. Pomyślał, że odda psa swojemu staremu wujowi mieszkającemu w Palermo na Sycylii. Wuj był wdowcem, był ogrodnikiem i miał piękny ogród i kochał zwierzęta, dlatego był dobrym kandydatem.

Rozdział XVII. Zawiadowca napisał list do wuja z pytaniem, czy przygarnie psa. Mężczyzna się zgodził: jego znajomy marynarz miał płynąć z Neapolu statkiem La Bandiera i obiecał zaopiekować się Lampo aż do Palermo. Zawiadowca postanowił nie mówić o swoich planach dzieciom i kolegom ze stacji, mieli myśleć, że Lampo znowu wyruszył w podróż. Prawdę znał tylko telegrafista, który jechał na urlop do rodziny mieszkającej w Neapolu. Zawiadowca dał mu kartkę z nazwą statku i nazwiskiem marynarza. Następnego dnia telegrafista zadzwonił jednak na stację: Lampo uciekł z pociągu za Rzymem na stacji Yelletri. Po dwóch dniach pies był z powrotem w domu. Zawiadowca przekazał go konduktorowi rzymskiego ekspresu i uprosił, aby zabrał Lampo ze sobą. Konduktor zadzwonił z Rzymu: udało mu się przekazać psa naczelnikowi pociągu do Neapolu. Zawiadowca martwił się, jak zniosą to jego dzieci. Po tygodniu zmizerniały Lampo był jednak z powrotem w Marittimie. Dwa dni później zawiadowca osobiście zawiózł psa do Neapolu. Statek na Sycylię stał w porcie i udało mu się znaleźć marynarza. Bosman był zaskoczony, że w końcu pies pojawił się w porcie. Lampo drżał przy pożegnaniu, stojąc na pokładzie, patrzył na wodę, jakby chciał skoczyć. Przygnębiony zawiadowca szybko opuścił port. 

Rozdział XVIII. Po miesiącu wciąż nikt nie znał prawdy o Lampo. Telegrafista wrócił, ale dochował tajemnicy. Kolejarze patrzyli na każdy pociąg, oczekując powrotu psa. Dzieci również były bardzo smutne, dlatego zawiadowca w końcu wyznał im prawdę, pocieszając, że u wuja pies będzie szczęśliwy. Nowy opiekun rzeczywiście napisał, że pies dotarł do Palermo i jest dobrym przyjacielem, ale tęskni za domem. Lampo czasem uciekał z domu i podróżował po Sycylii. Dzieci były jeszcze smutniejsze, wiedząc, że pies za nimi tęskni. Często siedziały na plaży i wpatrywały się w morze. Roberto obiecywał, że gdy dorośnie, popłynie po Lampo na Sycylię. Redaktor dzwonił na stację, dopytując o zaginionego psa. Zawiadowca był rozgniewany, bo to rozgłos sprawił, że musiał odesłać Lampo. Koledzy ze stacji zaczęli domyślać się prawdy, ale konduktorzy innych pociągów wciąż proponowali, gdzie jeszcze warto zadzwonić, aby znaleźć Lampo.

Rozdział XIX. Kolejarz z Reggio upierał się, że widział Lampo na stacji. Jego koledzy podobno widzieli, jak wsiada do pospiesznego pociągu. Zawiadowca zaczął wierzyć, że Lampo uciekł z Sycylii. Rzeczywiście wuj doniósł mu w liście, że psa od tygodnia nie ma w domu. Kolejarze ponownie zaczęli oczekiwać na powrót psa, ale bufetowy snuł czarne scenariusze. Po kilku tygodniach pracownicy stacji znowu stracili nadzieję. Późną jesienią jeden z kolejarzy przyniósł do kancelarii zawiadowcy zawiniątko: w środku był wyczerpany Lampo, przyjechał pospiesznym pociągiem. Zawiadowca zobaczył rany przyjaciela, ale na stacji i tak zapanowała radość. 

Rozdział XX. Wszyscy pracownicy stacji zaopiekowali się Lampo. Sprowadzono weterynarza, który zajął się jego ranami, nie chcąc za to nawet zapłaty. Codziennie wracał na stację, a pies powoli odzyskiwał siły. Początkowo nic nie jadł, ale w końcu zaczął pić mleko i próbował wstawać. Zawiadowca czekał, aż Lampo odzyska siły i planował zabrać go do domu. Pewnego dnia zadzwonił do niego naczelnik: zawiadowca był przekonany, że przełożony nakaże mu zabrać Lampo ze stacji. O dziwo jednak, naczelnik nakazał mu dołożyć wszelkiego wysiłku, żeby pies wyzdrowiał. Zawiadowca bardzo się ucieszył. Po kilku tygodniach Lampo zaczął już chodzić po całej stacji, ale nie był tak skory do zabawy, jak wcześniej. Zawiadowca zabrał go do Piombino. Lampo ucieszył się na widok dzieci, ale wieczorem i tak wrócił do Marittimy. Zawiadowca śmiał się, że razem z psem kiedyś przejdzie na emeryturę. Dzieci chętnie odwiedzały ojca w pracy, aby bawić się z psem. Pewnego dnia żona zawiadowcy zabrała tam ze sobą małą Adele. Na stacji pojawił się redaktor rzymskiego dziennika, ale kolejarz odmówił wywiadu. Rozczarowany dziennikarz zaprosił dzieci zawiadowcy na ciastka do bufetu.

Zbliżała się pora przyjazdu popołudniowego ekspresu. Zawiadowca zwykle nie wychodził do tego pociągu, ale miał dziwne przeczucie, dlatego wyszedł na stację. Razem ze swoim zastępcą krzyknęli, gdy zobaczyli, że kilkadziesiąt metrów od pędzącej lokomotywy na torach bawi się mała Adele. Rzucili się w stronę pociągu, ale wyprzedził ich Lampo, który w ostatniej chwili odepchnął dziewczynkę. Adele była cała i zdrowa, nawet nie wiedziała, co się stało. Zawiadowca zabrał ją z powrotem na stację, ale nie do końca czuł ulgę: wiedział, że Lampo zginął pod kołami pociągu.

Narrator donosi, że Lampo naprawdę żył na włoskiej stacji, a jego historię znają wszystkie lokalne dzieci. Niedaleko stacji, na której zginął, znajduje się nawet jego grób, przypominający o niezwykłym psie, który jeździł koleją. 


Przeczytaj także: Lampo – charakterystyka

Aktualizacja: 2024-11-15 20:39:46.

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.