Stary człowiek i morze – streszczenie

Autor streszczenia: Marcin Puzio. Redakcja: Aleksandra Sędłakowska.

Opo­wia­da­nie Ernesta Hemingwaya „Stary człowiek i morze” zo­sta­ło na­pi­sa­ne w 1951 roku, pod­czas po­by­tu au­to­ra na Ku­bie, jako ostat­nie fa­bu­lar­ne dzie­ło pi­sa­rza. Tam wła­śnie od­na­lazł in­spi­ra­cję do opo­wie­ści o wal­ce sta­re­go ry­ba­ka z po­tęż­ną rybą, mar­li­nem. Pier­wo­wzo­rem bo­ha­te­ra był naj­pew­niej Gre­go­rio Fu­en­tes. Wy­da­na w 1952 roku książ­ka była też jed­ną z głów­nych prze­sła­nek do otrzy­ma­nej przez au­to­ra na­gro­dy No­bla w 1954. Opo­wia­da­nie po­ru­sza trud­ną te­ma­ty­kę sta­ro­ści, ogra­ni­czeń czło­wie­ka i wia­ry we wła­sne moż­li­wo­ści. 

Spis treści

Stary człowiek i morze – streszczenie krótkie

Opo­wia­da­nie opi­su­je historię Santiago, rybaka, który od osiemdziesięciu czterech dni nie mógł złowić żadnej ryby. Do czter­dzie­ste­go dru­gie­go dnia to­wa­rzy­szył mu mały chło­piec, Manolin. To San­tia­go na­uczył go ło­wić i pły­wać na ło­dzi. Ro­dzi­ce za­bro­ni­li mu jed­nak dal­sze­go wspól­ne­go wy­pły­wa­nia na oce­an, z cze­go Ma­no­lin był bar­dzo nie­za­do­wo­lo­ny. Każ­de­go dnia, gdy San­tia­go wra­cał z po­ło­wu, po­ma­gał mu z prze­nie­sie­niem ekwi­pun­ku do domu. Jako że chło­piec za­czął pły­wać na szczę­śli­wej ło­dzi, miał dużo ryb i pieniędzy, któ­ry­mi chęt­nie dzie­lił się z ry­ba­kiem. 

Pod­czas wspól­ne­go od­po­czyn­ku przy pi­wie na ta­ra­sie, Santiago podzielił się z Manolinem planem wypłynięcia dalej w ocean niż zwykle w poszukiwaniu szczęścia. Nie pod­da­wał się, po­mi­mo wszech­obec­nych kpin ze stro­ny in­nych ry­ba­ków. Chło­piec mar­twił się o sta­re­go, więc postanowił zapewnić mu ciepły posiłek przed połowem. Sta­rzec był bar­dzo bied­ny, na co wska­zy­wał brak pie­nię­dzy na ga­ze­tę, po­trze­ba sprze­da­nia siat­ki na ryby oraz okry­wa­nie się na noc je­dy­nie ga­ze­ta­mi i ko­cem. Wiel­ką pa­sją San­tia­go oka­zał się ba­se­ball, jego uko­cha­ną dru­ży­ną Jan­ke­si. Męż­czy­zna cierpiał po śmierci ukochanej żony, przez co czuł się bar­dzo sa­mot­ny. Je­dy­nie chło­piec, trak­tu­ją­cy go jak swo­je­go bo­ha­te­ra, jest dla nie­go źró­dłem po­cie­sze­nia. W nocy śni o Afry­ce, po któ­rej pły­wał jako mło­dy ma­ry­narz.

Na­stęp­ne­go po­ran­ka po po­że­gna­niu z chłop­cem rybak ruszył na dalekie wody, na poszukiwanie wielkiej ryby. Jako wpraw­ny fa­cho­wiec przy­go­to­wał wo­kół łód­ki wie­le przy­nęt przy bur­cie, zwięk­sza­jąc szan­se po­wo­dze­nia. Po­moc­nym zna­kiem oka­zał się la­ta­ją­cy nad wodą so­kół, któ­ry wska­zy­wał kie­ru­nek prze­miesz­cza­nia się ryb. Dzię­ki nie­mu udało mu się złapać na hak wielkiego marlina, naj­więk­szą rybę, z jaką kie­dy­kol­wiek miał do czy­nie­nia. Wal­ka ze zwie­rzę­ciem była jed­nak trud­na i wy­kań­cza­ją­ca. Męż­czy­zna z uwa­gi na swój wiek nie mógł po­zwo­lić so­bie na wy­ko­rzy­sta­nie siły mię­śni, po­nie­waż zda­wał so­bie spra­wę, że zmę­cze­nie może do­pro­wa­dzić na­wet do śmier­ci. He­min­gway opi­su­je, jak cia­ło San­tia­go drę­twie­je, ma sil­ne skur­cze w rę­kach, nie ma sił na rów­ną po­tycz­kę z mar­li­nem. Wykorzystuje więc doświadczenie, próbując zmęczyć rybę i w ten sposób ją zabić. Po dwu­dnio­wej wal­ce uda­je mu się wbić harpun w jego bok i w ten spo­sób za­dać śmier­tel­ny cios mar­li­no­wi. W cza­sie wal­ki my­śli o roli zwie­rząt w świe­cie, od­ma­wia mo­dli­twy, choć nie jest zbyt re­li­gij­ny. Sku­pia się na ry­bie, jed­nak my­śli krą­żą też wo­kół Jan­ke­sów oraz ogar­nia­ją­cej go sa­mot­no­ści. 

Ryba cią­gnę­ła łódź w głąb oce­anu, przez co po­wrót trwał kil­ka dni. Z uwa­gi na duże roz­mia­ry zło­wio­nej zdo­by­czy, Santiago holował ją przy burcie, ponieważ nie zmieściłaby się w jego łódce. Było to jed­nak ry­zy­kow­ne ze wzglę­du na po­lu­ją­ce w oko­li­cy dra­pież­ni­ki. Mimo prób od­pę­dza­nia ich w koń­co­wym roz­ra­chun­ku rybak nie obronił marlina. Prze­pły­wa­jąc do swo­jej wio­ski, cią­gnął je­dy­nie szkie­let i łeb ryby. Załamało to samotnego mężczyznę, któ­ry w trak­cie po­ło­wu ża­ło­wał, że nie ma z nim Ma­no­li­na. Dzię­ki chłop­cu moż­li­we, że uda­ło­by się ura­to­wać choć część mię­sa mar­li­na i za­ro­bić na tym pie­nią­dze.

Cała wio­ska współ­czu­ła męż­czyź­nie, a mło­dy po­moc­nik po­mógł mu w po­wro­cie do domu, aby od­po­czął. Obie­cał mu też, że na­stęp­nym ra­zem wy­pły­ną ra­zem. Manolin martwił się, gdy stary nie wracał i roz­po­czę­to po­szu­ki­wa­nia na­wet z po­mo­cą sa­mo­lo­tu. San­tia­go zgo­dził się i po wy­po­czyn­ku za­mie­rzał znów wy­ru­szyć na po­łów. Po po­wro­cie był jed­nak za­in­te­re­so­wa­ny głów­nie no­wy­mi ga­ze­ta­mi, chcąc do­wie­dzieć się, czy Jan­ke­si wy­gra­li. Cała sy­tu­acja była dla nie­go wy­ma­ga­ją­ca i trud­na, jed­nak nie za­mie­rzał się pod­dać. W mię­dzy­cza­sie do wioski przybywają turyści, zachwyceni ogromem szkieletu. Po­dzi­wia­ją, jak zbu­do­wa­ny był mar­lin.

Stary człowiek i morze – streszczenie szczegółowe

W wiosce rybaka

San­tia­go czy­tel­nik po­zna­je po ko­lej­nym, osiemdziesiątym czwartym dniu bez udanego połowu. Przy­cho­dzi do nie­go chło­piec, Ma­no­lin, któ­ry kie­dyś to­wa­rzy­szył mu na ło­dzi (do czter­dzie­ste­go trze­cie­go dnia, póź­niej ro­dzi­ce ka­za­li mu pły­wać z in­ny­mi ry­ba­ka­mi, gdzie od razu za­czął przy­no­sić duże oka­zy) i po­ma­ga mu w od­nie­sie­niu ekwi­pun­ku pod cha­tę. Chłopiec cały czas wierzy w powodzenie i chciałby płynąć z Santiago, jed­nak jest na ra­zie zbyt mło­dy, by sa­mo­dziel­nie de­cy­do­wać. Lubi star­ca, któ­ry na­uczył go ło­wić i jest jego au­to­ry­te­tem. Wspól­nie idą na Taras, do miejscowej karczmy, gdzie ry­ba­cy od­po­czy­wa­ją wie­czo­ra­mi. Ma­no­lin za­pra­sza ry­ba­ka na piwo do lo­ka­lu. 

Na Tarasie 

Ze wzglę­du na swo­je­go pecha (na­zy­wa­ne­go przez miej­sco­wych saloo) był wy­śmie­wa­ny. Inni ry­ba­cy uwa­ża­li się za lep­szych od nie­go, dla­te­go był obiek­tem kpin. Star­szy­zna wio­ski ża­ło­wa­ła go i roz­ma­wia­li z nim uprzej­mie na te­ma­ty zwią­za­ne z ry­bo­łów­stwem. Gdy za­czę­li pić piwo, chło­piec wspo­mi­nał daw­ne cza­sy, gdy ry­bak uczył go pły­wać. Ko­chał go bar­dzo, dla­te­go ofe­ro­wał mu też po­moc w po­sta­ci sar­dy­nek, na co ten nie chciał się zgo­dzić. Po­ja­wia się tak­że wą­tek ba­se­bal­lu, wiel­kiej pa­sji San­tia­go. Mężczyzna kibicuje Jankesom i opo­wia­da Ma­no­li­no­wi o cza­sach, gdy gra­cze dru­ży­ny przy­cho­dzi­li na Ta­ras. Ry­bak dzie­li się też z chłop­cem swo­imi pla­na­mi o wy­pły­nię­ciu daleko, dużo dalej niż zwykle. Z po­wo­du pory roku (przełom września i października) męż­czy­zna są­dzi, że po­win­ny tam znaj­do­wać się na­praw­dę duże oka­zy. Ma­no­lin mar­twi się o sta­re­go i wrę­cza mu tuń­czy­ka, aby miał czym się po­si­lić w trak­cie po­ło­wu. 

Przed wypłynięciem 

Męż­czy­zna i chło­piec przy­cho­dzą do cha­ty San­tia­go. Wi­dać tu ogrom­ne ubóstwo męż­czy­zny, nie ma na­wet siat­ki na ryby, po­nie­waż sprze­dał ją ja­kiś czas temu. Roz­ma­wia­ją też o po­sił­ku, two­rząc ułudę, że mają pysz­ny obiad. San­tia­go do­sta­je od star­ców prze­czy­ta­ne ga­ze­ty, dzię­ki cze­mu może śle­dzić losy me­czów Jan­ke­sów. Uda­je się na drzem­kę, w cza­sie któ­rej chłopiec organizuje mu ryż z mięsem od właściciela Tarasu, sardynki na przynętę oraz tuńczyka na posiłek w ciągu połowu. Je­dzą wspól­nie w ciem­no­ści, po czym uda­ją się na spo­czy­nek. W nocy San­tia­go śni się Afryka, któ­rą wi­dział jako ma­ry­narz. Wspo­mi­na lwy, pięk­ne wy­brze­że i cu­dow­ne wi­do­ki. Do­cho­dzi do wnio­sku, że z wie­kiem co­raz czę­ściej przy­po­mi­na so­bie nie lu­dzi, a przy­ro­dę. Wy­ni­ka to naj­pew­niej z po­czu­cia samotności, które ogarnia go po stracie żony. Wspo­mi­na, że kie­dyś miał jej zdję­cie na wierz­chu, jed­nak do­bi­ja­ło go to i po­sta­no­wił je scho­wać.

Rano San­tia­go bu­dzi się wcze­śnie, ubie­ra się i bu­dzi Ma­no­li­na. Ten po­ma­ga mu w przy­go­to­wa­niu ło­dzi do po­ło­wu. Daje mu tak­że świe­że ryby, ku­pio­ne dzień wcze­śniej. Żegna­ją się, a San­tia­go wy­ru­sza w sa­mot­ną po­dróż.

Poszukiwanie zdobyczy

Po opusz­cze­niu przy­sta­ni przez ja­kiś czas San­tia­go wi­dział jesz­cze inne ło­dzie, jed­nak znik­nę­ły mu dość szyb­ko z oczu. Roz­ło­żył przy­nę­ty wo­kół bur­ty, do­sko­na­le uwią­za­ne na róż­nych wy­so­ko­ściach. Chciał w ten spo­sób po­móc swo­je­mu szczę­ściu. Cze­ka­jąc, ob­ser­wo­wał la­ta­ją­ce ryby i pta­ki pró­bu­ją­ce je po­chwy­cić. Roz­my­ślał o sen­sie ist­nie­nia tych zwie­rząt i po­dró­ży nad wodę, gdzie są wła­ści­wie bez­bron­ne. Z za­my­śle­nia wy­rwał go krzyk sokoła morskiego, który krążył nad ławicą. Męż­czy­zna zbli­żył się do tego miej­sca, jed­nak nie uda­ło mu się nic zła­pać na ha­czy­ki. Kon­ty­nu­ował więc my­śli na te­mat mor­skich stwo­rzeń. Wy­jąt­ko­wo nie­na­wi­dził me­duz, któ­re ja­wi­ły mu się jako zdra­dli­we i krwio­żer­cze, okrut­ne. Uwiel­biał za to żół­wie mor­skie, któ­re co praw­da ło­wił, jed­nak wi­dział w nich po­do­bień­stwa do sa­me­go sie­bie. Sokół skierował go do innej ławicy, gdzie udało mu się złowić albacore i zabić go. W tym sa­mym mo­men­cie na hak trafił również marlin.

Walka z Marlinem

Gdy ryba po­łknę­ła hak, roz­po­czę­ła się nie­mal dwudniowa walka między nią a Santiago. Męż­czy­zna nie był w sta­nie po­ra­dzić so­bie z cię­ża­rem ryby, dla­te­go mu­siał pod­dać się jej ho­lo­wa­niu. Wspo­mi­nał po­przed­nie spo­tka­nie z ga­tun­kiem, za­koń­czo­ne suk­ce­sem. Było to jed­nak dla nie­go duże prze­ży­cie, po­nie­waż zabił samicę, której towarzyszył samiec. Wi­dząc jego smu­tek, rów­nież cierpiał. Wal­ka była wykańczająca dla ry­ba­ka. Wiek dał mu o so­bie znać, szyb­ko za­czął się mę­czyć, zra­nił się lin­ką. Cały czas był odrę­twia­ły, bo­la­ły go ple­cy i dło­nie. Zła­pał go też sil­ny skurcz, któ­ry trzy­mał go wie­le go­dzin. Do­pie­ro po zje­dze­niu tuń­czy­ka, któ­ry do­dał mu sił. Męż­czy­zna nie na­le­żał do osób bar­dzo re­li­gij­nych, jed­nak dłu­go­trwa­ła wal­ka spra­wi­ła, że zaczął się modlić (od­mó­wił Zdro­waś Ma­rio oraz Oj­cze Nasz). Po wie­lu go­dzi­nach zła­pa­ło go znu­że­nie, jed­nak wie­dział, że je­śli za­śnie, ryba może mu się ze­rwać (trzy­mał lin­kę rę­ka­mi, gdy ryba cały czas cią­gnę­ła łódź). Pró­bo­wał więc od­su­nąć sen przez roz­my­śla­nia o wy­ni­ku me­czów ba­se­bal­lo­wych, któ­re od­by­ły się pod­czas jego nie­obec­no­ści. W mię­dzy­cza­sie zło­wił rów­nież ma­łe­go del­fi­na, któ­ry miał po­słu­żyć mu za po­si­łek, gdy­by mar­lin da­lej nie od­pusz­czał. Nie chciał jeść, jed­nak wie­dział, że ina­czej to on sko­na ze zmę­cze­nia. 

Po pew­nym cza­sie za­uwa­żył, że ryba zaczęła zmieniać kurs, by płynąć z nurtem. Ozna­cza­ło to jej zmęczenie, co zmo­ty­wo­wa­ło San­tia­go do ko­lej­ne­go wy­sił­ku. Nie chciał do­pu­ścić, aby od­po­czął i się zre­ge­ne­ro­wał. Nie chciał go zabijać, współczuł Marlinowi, jednak potrzebował go do osiągięcia celu. Ryba nie za­mie­rza­ła jed­nak od­pu­ścić, dla­te­go ry­bak za­snął na chwi­lę, aby rów­nież chwi­lę się zre­ge­ne­ro­wać. Po prze­bu­dze­niu mar­lin za­czął szar­pać i wy­ska­ki­wać z wody. Była to największa ryba, z jaką kiedykolwiek Santiago miał do czynienia. Nie pod­dał się jed­nak i mimo ro­sną­ce­go osła­bie­nia pró­bo­wał tra­fić ją har­pu­nem, gdy miał ją w za­się­gu oczu. Uda­ło mu się to, wbił na­rzę­dzie w jej bok, za­da­jąc jej śmier­tel­ny cios. Chwi­lę od­po­czął, jed­nak wie­dział, że musi jak naj­szyb­ciej wra­cać, dla­te­go przy­wią­zał rybę moc­no do bur­ty i ruszył w stronę Hawany.

Droga powrotna

W cza­sie po­wro­tu San­tia­go pla­no­wał się zre­ge­ne­ro­wać, co nie uda­ło się przez cią­gną­ce dra­pież­ni­ki. Atakowały one martwego marlina. Zmę­czo­ny sta­rzec nie był w sta­nie jej obro­nić, przez co prze­grał nie­rów­ną wal­kę z re­ki­na­mi. Gdy uda­ło mu się za­bić jed­ne­go, nad­pły­wa­ły ko­lej­ne, zwa­bio­ne za­pa­chem krwi. Do wio­ski do­tarł już z sa­mym szkie­le­tem ryby. Nie był w sta­nie po­ko­nać dra­pież­ni­ków przez mno­gość ata­ku­ją­cych zwie­rząt, zmę­cze­nie oraz uszko­dze­nie ło­dzi.

Po powrocie

Gdy wró­cił, od razu przyszedł do niego zatroskany Manolin. Pod­czas jego nie­obec­no­ści szu­ka­li go na ło­dziach oraz z po­mo­cą sa­mo­lo­tu, bez­sku­tecz­nie. Chło­piec bał się o ry­ba­ka, jed­nak po­wrót nie ucie­szył go w peł­ni. Gdy zo­ba­czył jedynie szkielet ogromnej ryby, rów­nież się za­smu­cił. San­tia­go był zły i śmiertelnie zmęczony, dla­te­go Ma­no­lin po­mógł mu szyb­ko po­wró­cić do cha­ty, a sam po­szedł się po­ło­żyć. Po­zo­sta­ły łeb marlina rybak darował właścicielowi Tarasu, któ­ry przez dłuż­szy czas kar­mił go za dar­mo. San­tia­go pła­kał, czuł się faktycznie przeklęty. Jego pech nie po­zwo­lił mu na­wet przy­wieźć mar­li­na, z któ­rym wal­czył przez tyle cza­su. Chło­piec obie­cał mu, że na­stęp­nym ra­zem wy­pły­ną ra­zem. Sta­rzec zgo­dził się, gdy tyl­ko się zre­ge­ne­ru­je. Po­ka­za­ny zo­sta­je rów­nież smu­tek ca­łej wio­ski, któ­ra współ­czu­je bied­ne­mu San­tia­go. Do miejscowości przybywają turyści, którzy zachwycają się okazałością szkieletu. Są pod wra­że­niem, że ktoś był w sta­nie zło­wić tak wiel­ki okaz.


Prze­czy­taj tak­że: Santiago - charakterystyka

Ak­tu­ali­za­cja: 2024-10-14 18:43:12.

Sta­ra­my się by na­sze opra­co­wa­nia były wol­ne od błę­dów, te jed­nak się zda­rza­ją. Je­śli wi­dzisz błąd w tek­ście, zgłoś go nam wraz z lin­kiem lub wy­ślij ma­ila: kon­takt@po­ezja.org. Bar­dzo dzię­ku­je­my.