Jan Twardowski, fot: Archiwum fotograficzne Włodzimierza Barchacza, Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wiersz „Własnego kapłaństwa się boję” autorstwa księdza Jana Twardowskiego pochodzi z wydanego w 1959 roku tomiku poezji „Wiersze”. Utwór dotyka tematyki kapłaństwa, powołania do ziemskiej służby Bogu na Ziemi. Poeta opisuje w nim swoje obawy i rozterki dotyczące tego niezwykłego daru, a jednocześnie podkreśla, z jak wielkim wiąże się ono wyróżnieniem.
Spis treści
Wiersz księdza Twardowskiego należy do liryki bezpośredniej, o czym świadczą czasowniki w pierwszej osobie liczby pojedynczej („biegnę z innymi ulicą”) oraz właściwe zaimki osobowe („z nagła poczęła się we mnie”). Dzieło jest również przykładem liryki osobistej. Podmiot liryczny można utożsamiać z samym autorem, który zastanawia się nad swoim życiowym powołaniem, czyli kapłaństwem.
Utwór ma nieregularną, stroficzną budowę. Składa się, w zależności od zapisu, z pięciu strof, z których pierwsza, druga, czwarta i piąta zwrotka liczą po dwa, a trzecia – cztery wersy. Liczba sylab waha się od siedmiu do dziewięciu. W tekście pojawiają się rytmicznie rozmieszczone rymy: rymuje się co drugi wers każdej strofy. Utwór jest również ubogi w znaki interpunkcyjne.
Warstwa stylistyczna wiersza nie jest rozbudowana. Odnaleźć w nim można jedynie epitety („lipcowy poranek”; „moc przeogromna”), metafory („przed kapłaństwem w proch padam”; „jakaś moc przeogromna / z nagła poczęła się we mnie”), anafory („Własnego kapłaństwa”; „i przed kapłaństwem”), przerzutnie („W lipcowy poranek mych święceń / dla innych szary zapewne”; „jakaś moc przeogromna / z nagła poczęła się we mnie”) oraz wyróżnienie graficzne w postaci pauz („dla innych szary zapewne -”; „Jadę z innymi tramwajem –”), zastępujące niektóre znaki interpunkcyjne.
Wiersz „Własnego kapłaństwa się boję” stanowi niezwykle osobistą refleksję nad rolą, którą jest tytułowe kapłaństwo. Podmiot liryczny jawi się jako młody kleryk, a tym samym przyszły ksiądz, który jeszcze obawia się tego, co będzie go czekać w związku ze swoim powołaniem. Jest ono dla niego czymś zupełnie nowym, choć zarazem wyjątkowym. Osoba mówiąca wyraża swoje obawy, wielokrotnie podkreślając, co jest ich przyczyną. Otwarcie mówi o swoim strachu, który spowodowany jest powołaniem. Czuje respekt przed tak ważną rolą i wiążącymi się z nią zadaniami.
Kapłan, jako łącznik ludzi z Bogiem, ma niezwykle odpowiedzialne zadanie. Podmiot liryczny zdaje sobie z tego sprawę. Przytłacza go myśl, że być może sobie nie poradzi, nie sprawdzi się w nowym obowiązku. Jego emocje są ściśle związane z przemianą, jaka ma nastąpić w jego życiu. Są one wyjątkowo ludzkie, typowe dla sytuacji dotyczących zmiany miejsca zamieszkania, nowej pracy czy statusu społecznego. Stres, który dotyka młodego kleryka, jest niezwykle przyziemny. Podobnych emocji doświadcza prędzej czy później każdy człowiek, choć jego przyczyny bywają zupełnie różne.
Osoba mówiąca opisuje swój dzień święceń, który ma miejsce w lipcu. Już od samego poranka podmiot liryczny czuje się wyjątkowo. Ma wrażenie, jakby „jakaś moc przeogromna / z nagła poczęła się” w nim. Dopiero wtedy po raz pierwszy w pełni pojmuje wyjątkowość swojej sytuacji, dochodzi do niego fakt, iż wkrótce będzie księdzem. Młody kleryk zauważa, że dzień ten z pozoru nie różni się niczym od innych. Dla wszystkich ludzi, których mija, jest on najzwyklejszym, szarym dniem, jakich wiele, jednak w jego przypadku nabiera zupełnie nowego znaczenia.
Przyszły ksiądz czuje, jak napełnia go Boże błogosławieństwo. Jest to doświadczenie osobiste, indywidualne. Otaczające go osoby zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, co odczuwa młodzieniec, który lada moment przyjmie najważniejszy sakrament w swoim całym życiu. Jedynie on sam przeżywa to, co ma go czekać. Jego rozterki, jak i ich rozwianie, pojawiają się wyłącznie w jego umyśle. Nie są widoczne na zewnątrz, dlatego nikt inny tak naprawdę nie ma pojęcia, jak ważna może być to dla tej konkretnej osoby chwila.
W wierszu następuje również zderzenie i zmieszanie strefy sacrum i profanum. Niezwykła moc od samego Stwórcy, napełniająca młodego kleryka, poprzedzona jest ludzkimi emocjami takimi jak strach czy stres. Również po otrzymaniu błogosławieństwa podmiot liryczny wciąż przebywa wśród ludzi świeckich, którzy nie wiedzą o tym niezwykłym zdarzeniu. Razem z nimi jedzie tramwajem, biegnie ulicą wśród tłumu, jednak tylko on sam doświadcza niezwykłego kontaktu z Bogiem. Pomimo iż odczuwa Jego obecność, świat w żaden sposób nie daje tego po sobie poznać. Nie uczestniczy w tym błogosławieństwie razem z nim.
Wszystko toczy się dalej swoim rytmem. Młody kleryk nie może się nadziwić tajemnicy swojej duszy, lekkości, z jaką dąży teraz na święcenia. Wszystkie jego wątpliwości zniknęły wraz z chwilą, z którą wstąpiła w niego Moc Boża. To ona pomogła mu pokonać wszelkie trudności. Ksiądz Twardowski porusza w swoim utworze kwestię Bożej opatrzności. Zauważa, że człowiek jest jedynie człowiekiem, ma chwile słabości i wątpliwości, niekiedy przeraża go to, co ma nastąpić. Kiedy jednak w jego serce jest otwarte na Boga i pozwala Mu działać, wszystko staje się łatwiejsze.
Aktualizacja: 2024-06-26 17:45:48.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.