Zbigniew Herbert, fot: IPN Rzeszów
Wiersz „Dałem słowo” autorstwa Zbigniewa Herberta pochodzi z wydanego w 1998 roku tomiku poezji „Epilog burzy”, poświęconemu problematyce cierpienia oraz samej śmierci. Utwór porusza temat obietnic i decyzji, które, choć są z pozoru tylko zwykłymi słowami, niosą za sobą poważne konsekwencje, o których ludzie bardzo często nie myślą. Słowa mają wielką moc sprawczą, nie są tylko pustymi frazesami i wpływają na los każdego człowieka.
Spis treści
Utwór ma nieregularną budowę. Składa się, w zależności od zapisu, z sześciu lub siedmiu strof, które liczą od trzech do siedmiu lub dziesięciu wersów. Liczba sylab w wersach wynosi z kolei od jedynie dwóch do aż dziewięciu. W tekście nie pojawiają się rymy ani znaki interpunkcyjne. Z tego względu utwór można nazwa wierszem wolnym.
Wiersz Herberta to przykład liryki bezpośredniej, o czym świadczą liczne czasowniki w pierwszej osobie liczby pojedynczej („kiedy zbuduję dom”).
Warstwa stylistyczna utworu jest całkiem rozbudowana. Odnaleźć w nim można epitety („oślepiającym teraz”; „kolorowe obręcze”), metafory („słowo – / pętla na szyi”; „skrzypi oś świata”), animizacje („rozsądek doradzał / żeby nie dawać słowa”; „ale czas eksplodował”), anaforę („nie było już”) oraz powtórzenia („słowo” pada w wierszu aż siedem razy). Występuje tu również cytat („«słowo daję / chętnie bym / cofnął dane słowo»”), którego celem jest dokładne przytoczenie myśli podmiotu lirycznego.
Wiersz „Dałem słowo” stanowi refleksję nad znaczeniem i siłą oddziaływania wypowiadanych przez człowieka słów. Tytuł utworu przywodzi na myśl obietnicę, którą złożył niegdyś podmiot liryczny. Jawi się on jako osoba dojrzała, która rozmyśla nad własnymi doświadczeniami związanymi z tytułowym słowem.
Podmiot wspomina czasy swojej młodości, kiedy to zupełnie nie spieszył się do składania jakichkolwiek deklaracji, bo „rozsądek doradzał / żeby nie dawać słowa”. Już wtedy zdawał sobie, choć może nie końca świadomie, sprawę z wagi każdej decyzji. Wolał ich unikać, by później nie musieć niczego żałować. Odwlekał to jak najdłużej, tłumacząc, iż obietnica to „nie rozkład jazdy”, nie jest prosta i przejrzysta. Obiecywał sobie, że da słowo po skończeniu nauki, później, że po odbyciu służby wojskowej, aż w końcu po tym, gdy założy rodzinę. Nieustannie przesuwał granicę, moment, w którym wreszcie powinien podjąć decyzję, bo czuł, że nie musi się spieszyć, ma czas. Tłumaczył to przed sobą faktem, że chce się dobrze namyślić, a w tym samym dotrzymać daną obietnicę. Jednak tym, co go realnie motywowało, był strach. Bał się, że podjęta zbyt szybko deklaracja może zaważyć w negatywny sposób na jego przyszłości. Słowo było dla niego tak ważne, że wolał go unikać, zamiast później martwić się tym, że go nie dotrzymał.
Mimo wszystko życie miało jednak dla niego inne plany. Podmiot liryczny znalazł się w sytuacji, w której bezwzględnie musiał podjąć jakąś decyzję, bez możliwości namysłu czy też rozważenia ewentualnych konsekwencji. Znalazł się w potrzasku – „czas eksplodował”, zatarła się granica między przeszłością a teraźniejszością. Musiał nagle podjąć bardzo ważną decyzję. Ukazuje to, że nie da się całkowicie uciec od podejmowania wyborów. Nie można wiecznie chować się przed odpowiedzialnością. Życie jest nieprzewidywalne i nie sposób odgadnąć tego, co szykuje, dlatego nie można odwlekać podejmowania ważnych wyborów. Okoliczności danej sytuacji mogą wręcz wymusić na człowieku pośpieszną deklarację.
Słowo jest porównane do zaciskającej się na szyi pętli. Staje się obietnicą, która niesie ze sobą pewne konsekwencje, z jakimi człowiek może się niekiedy zmagać aż do samej śmierci. Są ostateczne i nie są się ich zerwać. Podmiot liryczny zauważa jednak, że kiedy nadchodzą lepsze dni, zaczynają mu one szczególnie doskwierać. W takich momentach pragnie cofnąć wszystkie swoje obietnice, niejako obiecując sobie, że na pewno tego właśnie chce. Ten stan trwa jednak bardzo krótko, bowiem czas płynie nieubłaganie. Nie ma chwil na rozmyślanie, świat pędzi do przodu, wciągając osobę mówiącą w swój pęd. Tylko „dane słowo / ugrzęzło w gardle”, zostaje przytłumione przez ważniejsze sprawy codziennego życia, ale i tak wciąż można odczuć jego konsekwencje. Każda decyzja ma wpływ na przyszłe losy i już zawsze będą one nią napiętnowane.
W wierszu Zbigniewa Herberta można zauważyć również pewien kontrast między postawami obecnego a młodego podmiotu lirycznego. Dawniej był on bardziej cyniczny, ale i buntowniczy. Nie chciał decydować o sobie, choć paradoksalnie nieświadomie to robił – zdał maturę, czyli wybrał wiedzę, zaciągnął się do wojska, a potem zbudował dom i założył rodzinę. Oddalał od siebie „słowo”, bojąc się jego następstw. Dopiero kiedy dorósł, przyjął bardziej uległą postawę. Zdał sobie sprawę z konieczności mierzenia się z własnymi decyzjami i całkowicie je zaakceptował, mimo iż często wiązały się z nieprzyjemnościami.
Sens utworu można również odnieść do biografii samego autora, który niejako zadeklarował się, że będzie poetą czasów PRL-u, w których królowała wszechobecna cenzura. Tworzenie poezji w tym okresie było niezwykle trudne i niosło ze sobą poważne konsekwencje, które mogły wiązać się nawet z utratą życia. Mimo wszystko autor „dał słowo”, przyrzekł sobie, że się nie podda i będzie dalej pisał. Słowo stało się więc symbolem obietnicy, która jest wiążąca przez całe życie.
Aktualizacja: 2024-06-26 20:08:31.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.