Jacek Kaczmarski, fot: Andrzej Rybczynski, PAP / Alamy
Z racji uwarunkowań historycznych, twórczość Jacka Kaczmarskiego nieodzownie łączona była tematyką anty-komunistyczną. Owe czasy, czasy PRL, narzuciły na jego twórczość pewne jarzmo interpretacyjne, choć co sam częstokroć podkreślał, część jego utworów powstawała z zupełnie innych pobudek, aniżeli piętnowanie systemu, jednak ludzie widzieli w nich tylko i wyłącznie anty-radzieckie protest songi. Dotyczy to m.in. takich utworów, jak słynne „Mury”, które w założeniu miały opowiadać o stosunkach międzyludzkich, o obalaniu murów dzielących społeczeństwo, a stały się czymś na kształt nieoficjalnego hymnu „Solidarności”, czy też „A my nie chcemy...”, mający być relacją z pożaru szpitala psychiatrycznego w Górnej Grupie, w którym śmierć poniosło 54 z około 400 znajdujących się tam pensjonariuszy, odczytany jako kolejny manifest.
Spis treści
Dopiero teraz, kiedy czerwona fala na dobre opuściła granice Polski, patrząc na teksty Jacka, dostrzegamy w nich inne, ponadczasowe przesłania, skierowane nie tylko do systemowej opozycji, lecz po prostu do zwykłego człowieka.
Ja swą przygodę z Jackiem, z jego twórczością, zaczynałem dopiero kilka lat temu, nie znałem wówczas historii na tyle dobrze, by pokusić się o interpretacje jego tekstów w oparciu o pojawiające się w nich nieustannie konteksty historyczne.
Patrzyłem na jego utwory okiem chłopca dopiero co wkraczającego w życie, jeszcze dość nieśmiało i naiwnie. Próbowałem odnieść je do własnego, krótkiego jeszcze życia, do różnych sytuacji, jakim przyszło mi stawić czoła, na które patrzę teraz z pewną pobłażliwością i uśmiechem, lecz wówczas były sprawami najważniejszymi w świecie, przynajmniej w świecie przeciętnego małolata.
Z biegiem lat, moje interpretacje stawały się coraz głębsze i poważniejsze, a tylko jedno się nie zmieniło: przesłania Jacka były wciąż aktualne, tak jak wcześniej dla 13 letniego chłopca, tak i teraz dla 22 letniego... zdaje się wciąż chłopca.
Odnajdywałem (odnajduję) w nich różnorakie drogowskazy pomagające na co dzień. Starałem się podążać za nimi, choć nierzadko zbaczałem z drogi. Jednak wtedy on podawał mi swą rękę i wciągał z powrotem na właściwy szlak.
To właśnie jego utwory, wespół z ideałami wpajanymi przez rodzinę od lat najmłodszych, miały największy wpływ na ukształtowanie mojego własnego systemu wartości, a więc i na kształt tego tworu, jakim obecnie się jawię.
Szczególne piętno odcisnął na mnie utwór „Obława”, jeden z pierwszych, z jakim miałem okazję się zetknąć, a zarazem jeden z tych, do których powracam najchętniej i najczęściej. Z tej przyczyny chciałbym przedstawić własną, być może nieco infantylną, interpretację tejże pieśni.
Po pierwsze, zacznijmy od tego, iż „Obława” Jacka jest wolnym tłumaczeniem piosenki Włodzimierza Wysockiego „Охота на волко”в, z której Kaczmarski zapożyczył sytuację wyjściową (tytułowe polowanie) zmieniając melodię i dostosowując metafory do polskich realiów (zniknęły np. z tekstu czerwone chorągiewki, symbol irracjonalnej bariery, którą wilk musi pokonać, a pojawiły się gończe psy szczute na niego). Jacek opowiada kreśli przed nami obraz polowania na wilki, obławy z wykorzystaniem psów, skądinąd zwierząt blisko z wilkami spokrewnionych. Te, wespół z ludźmi nie mają żadnej litości, mordując zarówno szczenięta, jak też i osobniki stare. Opisuje nam to z perspektywy jednego z wilków, tego któremu udało się wyrwać z potrzasku i schować przed oprawcami.
Swą interpretację zacznę od części opartej na odniesieniu do realiów PRL. W jaki sposób można tego dokonać? Bardzo prosto. W miejsce słów: myśliwy, pies i wilk, wkładamy odpowiednie dane oddające ówczesny stan rzeczy.
W wyniku tego prostego zabiegu, na miejscu myśliwych stawiamy aparat partyjny PRL, instytucję sprawującą w Polsce Ludowej pełnie władzy, a jednocześnie nie znoszącą jakiegokolwiek sprzeciwu wobec systemu.
Pies, najlepszy przyjaciel człowieka, niegdyś dzikie zwierze, dziś udomowiony, wierny i posłuszny pupil człowieka, to nikt inny, jak tylko symbol człowieka, który bądź z powodu rzeczywistych przekonań, czy w wyniku represji, czy dla świętego spokoju podejmował współpracę z organami rządzącymi. Ludzie tacy często prowadzili podwójną grę, co w ostatnim czasie wychodzi na jaw. W pewnych kręgach urastali do rangi bohaterów „Solidarności” jako niezwykle aktywni i skuteczni działacze opozycyjni, jednak równocześnie donosili władzom na swoich przyjaciół, na tych, którzy im ufali. Stąd zestawienie wilka z psem zdaje się być jak najbardziej odpowiednie, gdyż ze względu na bardzo bliskie pokrewieństwo, zwierzęta te są niezwykle podobne do siebie pod względem wizualnym, jednakże w rzeczywistości są zupełnie inne.
Wilk bowiem jest symbolem nieokiełznanej wolności, dzikiej niezależności. Wilk to człowiek buntujący się przeciw ustrojowi, wierny swoim przekonaniom, wolny, czyli nie poddający się otumaniającej propagandzie socjalistycznych władz, człowiek, który mimo ciągłego represjonowania, jest stale wierny swoim ideałom.Dysponując takim kluczem, z łatwością odczytamy teraz „Obławę” jako bunt przeciw rzeczywistości zastanej przez Jacka.Jak wiadomo, ludzie opozycji nie mieli w owych czasach żadnej swobody wypowiedzi, gdyż władza rozprawiała się z takimi ludźmi natychmiast. Dlatego też zazwyczaj konspirowali w ukryciu. Wilcza jama może być zatem obrazem takiej tajnej kryjówki spiskowców.O tych kryjówkach najczęściej władza dowiadywała się, przede wszystkim od innych skruszonych, tchórzliwych ex spiskowców.
Rozbijaniem ich zajmowała się Służba Bezpieczeństwa używając podległych jej jednostek MO, ZOMO czy ORMO, w szeregach których znajdowali się zarówno przeciwnicy władzy, jak i ochotnicy gorąco z tą władzą sympatyzujący.To właśnie Ci ochotnicy i donosiciele są psami, tropiącymi i zabijającymi wilcze stada. Przecież wystawiają władzy swoich rodaków, niejednokrotnie przyjaciół. Zabijanie wilków, niekoniecznie musi oznaczać faktyczną śmierć antagonistów. Częściej była to śmierć na polu patriotycznym, politycznym, która następowała na wskutek wtrącenia do więzienia, bądź wycofania się z działalności antysocjalistycznej pod wpływem zastraszenia.
Jednak, jak pokazała historia, śmierć możemy także niestety odczytać dosłownie jako formę walki z opozycją. W grudniu 1970 roku na Wybrzeżu przeciw strajkującym robotnikom wykorzystano duże oddziały MO i wojska pancerne dysponujące czołgami, co było niezgodne z prawem, gdyż wykorzystane siły były niewspółmiernie duże w stosunku do realnego zagrożenia. Między 15 a 18 grudnia zginęło 39 osób. 16 grudnia 1981 pacyfikujące strajk okupacyjny górników w katowickiej Kopalni Wujek, jednostki ZOMO zabiły 9 górników. 7 maja 1977 roku, w kamienicy na ulicy Szewskiej w Krakowie zginął w tajemniczych okolicznościach student UJ, aktywny działacz KOR, Stanisław Pyjas. 19 października 1984 zabito ks. Jerzego Popiełuszkę, duchownego silnie powiązanego z kręgami robotniczymi, który aktywnie wspierał Solidarność. A to tylko wybiórcza lista ofiar aparatu rządzącego.
Nie było litości ani dla młodych, ani dla doświadczonych działaczy. Młode wilczki oraz stary, znający życie wilk, symbolizujące tychże, są obrazem tego, iż często ludzie pozostawali bezbronni wobec takiej polityki partii w stosunku do antagonistycznie nastawionej części społeczeństwa.
Jednak niektórym jednostkom udawało się uniknąć tej obławy na ludzkie przekonania. Wciąż aktywnie działali na rzecz pełnego wyzwolenia narodu, nawołując innych, by mimo wciąż trwającej wojny z władzą, bratobójczej walki z Polakami, którzy polskości się wyrzekli, nie porzucili swoich przekonań, by nie dali sie pokonać, stłamsić.
Lecz nie skończyła się obława
I nie śpią gończe psy
I giną ciągle wilki młode
Na całym wielkim świecie
Nie dajcie z siebie zedrzeć skór!
Brońcie się i wy!
O, bracia wilcy! Brońcie się
Nim wszyscy wyginiecie!
Interpretacja ta jest mocno zbliżona do przedstawionej wyżej, a różni ją przede wszystkim pozbawienie jej aspektów historycznych. Bo granica pomiędzy historią a prywatnością była pozorna. Los wilków ściganych przez psy był w Polsce ostatnich dekad XX wieku był stanem szczególnym, wyostrzonym przez niezgodę na represje i kłamstwa płynące ze strony dowódców i ojców, ale też i może przede wszystkim dla wszystkich generacji wszystkich narodów świata - losem desperacko przeżywanej młodości, szukaniem własnej drogi.
Szczególnie ciężko było, kiedy obierając własną drogę nie jest nam po drodze z przeważającą większością ludzi kierujących jakimś zbiorowym światopoglądem. Można to odnieść zarówno do ogółu ludzkości, jak i do mniejszych społeczności, jak np. społeczność studencka. Nie toleruje się w nich żadnej formy wychylania się przed szereg. Akceptują to jedynie inni ludzie pragnący odrębności. Im nie przeszkadzają odmienne poglądy innych, potrafią je uszanować, bo wiedzą, że są one wynikiem własnej myśli twórczej danego osobnika, a nie kalką cudzych zachowań. Jednak pewni ludzie spychają ich na margines życia społecznego, izolują się od nich, lub też próbują za wszelką cenę narzucić im ich własny światopogląd zaczerpnięty wprost z ekranu telewizyjnego.
Często takie próby usilnego nawrócenia na niwę społeczeństwa konsumpcyjnego przeistaczają się w próbę zniszczenia indywidualisty. Odtrąca się takiego człowieka, zgodnie z zasadą mówiącą, że kto nie z nami, ten przeciw nam. Przy każdej okazji próbuje się takiego człowieka zgnieść. Niektórzy nie wytrzymują takiego napięcia i dostępują „cudownego” nawrócenia, nie mogąc znieść poczucia wyalienowania, ciągłego szykanowania. Powodują tym samym śmierć własnej jednostkowości.
Jednak są i tacy, którzy swoje przekonania cenią sobie znacznie wyżej niż akceptację za wszelką cenę. Wolą mieć jedną, bliską, uczciwą i szczerą osobę obok i tworzyć z nią własny, bezpieczny azyl (jego alegorią może być jama), niż tłum fałszywych przyjaciół, dla których jedynymi wyznacznikami rytmu życia są: pogoń za nowymi modami, ciągłe bycie na topie, brylowanie w towarzystwie.
Ludzie Ci wiedzą, że najważniejszym kluczem do osiągnięcia szczęścia w jest życie w zgodzie z samym sobą. Oni nie dadzą z siebie zedrzeć skór.
Jerzy Pilch po śmierci Jacka napisał: „(...) Nie trzeba wielkiej przenikliwości, by przewidzieć, że jego wielki renesans lada chwila nastąpi. Głos, który jemu został zabrany, pozostał między nami. Lud będzie słuchał swego barda, wybrańcy bogów umierają – jak wiadomo – młodo, a książki – jak wiadomo – idą w zapomnienie.”
I nie mylił się. Mylili się ci, którzy sądzili, że utwory Jacka są i będą przypisane tylko jednej epoce – ludziom doby Solidarności. Jest w tych pieśniach za dużo mądrości i piękna, by mogła go udźwignąć tak wątła i rozproszona już grupa. Cudem tej poezji jest to, że obok pokolenia rówieśników Kaczmarskiego, żyją pokolenia ludzi o 20 lat młodszych, które zastanawiają się nad własną historią, zarzucając w pamięć i w świat pytanie: "Co się stało z naszą klasą?"; kolejne pokolenia, które czytując, czy też słuchając Jacka, pozwalają mu wziąć się za rękę i poprowadzić przez meandry rzeczywistości; kolejne pokolenia, których młody wiek Jacka nie deprymuje w uznaniu go za swego mentora, a głoszonych przezeń prawd za jedynie słuszne. A najważniejszą z tych prawd jest przede wszystkim wierność sobie i poczucie wolności, tej zdrowo pojętej.
Aktualizacja: 2024-06-27 21:42:39.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.
Pieśni Kaczmarskiego zawsze były intrygujące i nie dało się ich ominąć bez własnej interpretacji
wspaniale, gratuluję