Patrząc na zachodzące gdzieś za bory zorze,
Co konają w królewskiej purpurze i złocie,
Duch mój łka w jakiejś wielkiej, bezbrzeżnej tęsknocie,
Ze wybuchnąć purpurą i złotem nie może.
A jest tęsknota jego wielką, jak to morze,
Które wicher skrzydłami zamącił w przelocie —
Aż okrętów w swych falach zatopiło krocie
I kłębi się na całym bezmiernym przestworze.
O, Wielki, Wszechmogący, Sprawiedliwy Boże —
Ty, coś mnie jeden widział na męki Golgocie,
Gdym bił się w pierś — i cały w krwawym broczył pocie,
Patrząc na zachodzące purpurowe zorze,
Daj, bym po życia cichem, krótkotrwałem śnieniu,
Mógł się, jak one, w światów rozlać nieskończeniu.