Świątynia

Niegdyś w potężnej, silnej wyobraźni duszy
Wybudowałem kościół wspaniały i święty,
Myśląc, że go potężny orkan nie pokruszy
I cyklopowe Czasu nie zburzą odmęty.

W głębi świetlanej, cichej, rozzłoconej głuszy
Na krzyżu Nasz Zbawiciel słoneczniał rozpięty,
U stóp świętego krzyża ja — we własnej duszy —
Stałem milczący, smutny, w pokorze przegięty.

I przeszły lata... W głębie zacisznej świątyni,
Która biła przepychem złotego promienia,
Wpłynęła beznadzieja, krwawych serc władczyni!

Za nią cały ocean przekleństw i zwątpienia.
Rozszalał straszny orkan, który wszystko kruszy,
I w proch runęła dumna świątynia mej duszy!

Czytaj dalej: Śnieg - Zygmunt Różycki