Posępnie harfa moja gra,
Nuta wybiega trwożna, drżąca.
Czasem nadziei błyśnie skra —
I znowu mrok bez końca.
Szalony piersią wstrząsa ból,
Szarpnięta dziko struna jęczy —
Wiecznie-ż ma konać ziemi król
W żelaznej nędz obręczy?
Z zapałem biegnie ludzki ród
Do wiekuistej prawdy słońca,
Rwie się... lecz szał spienionych wód
W otchłań go ciemną strąca.
Jednak swój sztandar z rąk do rąk
Podają sobie pokolenia,
Blask jego krzepi je śród mąk,
Noc czarną rozpromienia.
On je w słoneczną wiedzie dal —
Po trupim z ofiar ludzkich moście,
Które śród mętnych życia fal
W męczarniach giną, w chłoście.
I tak miliony całe mrą,
A ludzkość naprzód stąpa dumnie.
Nędzna! nie czci tych nawet łzą,
Po których stąpa trumnie!
Przed zwycięzcami pada w proch,
Plwa na poległych zapaśników,
Sławi swój postęp, mając — och! —
Nędzarzy i niewolników!
Czy lepszej doli błyśnie świt
I kiedy? — Któż odgadnąć zdoła?
I tylko dziki bólu zgrzyt
I jęki grzmią dokoła.
W ciemności głuchej, strasznej tej
Niechaj nikt próżnych łez nie roni.
Przeklęty, czyje serce drży,
Kto ugnie dumnej skroni!
Przy piersi pierś i w dłoni dłoń,
Ponad ofiarnym stójmy głazem.
Jeśli nas mroków schłonie toń,
Skonamy chociaż razem.
I razem legniem w zimny grób.
Gnić będą w ziemi nasze kości.
Snadź przyjdzie sąd. Tam każdy trup
Zagrzmi: »Sprawiedliwości!«...
Posępnie harfa moja gra,
Nuta wybiega trwożna, drżąca
Czasem nadziei błyśnie skra —
I znowu mrok... bez końca?