Łzy srebrne jasną smugą spadają mi z wiosła.
Nad głową moją krąży zapóźniona mewa.
W górze księżyc-szyderca krzywi się, wyśmiewa,
Że mię dziwna chęć w nocy na morze zaniosła.
Ale mnie morze tęskną kantylenę śpiewa,
A pieśń jego głęboka, cicha a podniosła,
Przypomina mi szumy lipy, co wyrosła
Przed starym dworem dziada ponad inne drzewa.
Tak, jak ona, prastare echa i podania
Nawiewa mi dziś morze swojemi rozgwary,
I jak w marzeniu widzę: przez wodne bezdroże
Setka czajek kozackich polotnie ugania;
W dali łuna — to grodów sułtańskich pożary;
Spisy a osełedce — to Sicz! Zaporoż