O słodka samotności! Na twem cichem łonie
Spokój błogi przejmuje znużone me serce,
Tu głos wasz nie dochodzi, wrogi i szyderce,
Myśl nie szarpie się w zwątpień i wierzeń rozterce,
Lecz w oceanie wielkiej, świętej ciszy tonie.
Kocham was, o wy, szumy lasów tajemnicze,
O wy, pól długie pasma, w kłosach, czy w ugorze,
Kocham was, wy, zachodów płomieniste zorze,
Kocham cię, ciche, smutne pod krzyżem rozdroże,
Kocham, nocy, twe jasne w perłach gwiazd oblicze.
Kocham was! Radość we mnie wstaje cicha, błoga,
Sfer harmonię, przyrody świętą gędźbę słyszę,
Ona jedna przerywa uroczystą ciszę,
Nieskończona toń marzeń sennie mię kołysze...
Kocham was! Tu me szczęście — lecz nie tędy droga.
Przez przepaście i głazy, gruzy i wąwozy,
Przez krwawiące me nogi cierni wężowiska,
Przez czarne powszedniości mroki, gdzie nie błyska
Ani jedna skra z natchnień świętego ogniska,
Przez tłumy zimne, głuche, — idę pełen grozy.
Idę naprzód, za gwiazdą swego ideału,
Blado świeci mi ona, drżąco i niejasno,
Lecz świeci, choć koło niej wszystkie gwiazdy gasną.
Wstępuję ku niej ścieżką kamienistą, ciasną,
A życie rzuca za mną całem morzem kału.
Walczę, bo wierzę w możność przyszłego zwycięztwa,
Bo ufam, że świt błyśnie, pierzchnie ciemność głucha,
Walczę przeciw obłudzie krępującej ducha,
Walczę za tę myśl wolną, co rwie się z łańcucha,
Za wielką przyszłość walczę — w niej zdrój mego męztwa.
Tu cel mój! tu ma droga! Lecz w burzy i znoju,
Gdy na mą duszę spadną bóle, smutki, nędze,
Gdy mię otoczą zwątpień i rozpaczy jędze,
Gdy smagam ich biczami w dal od ludzi pędzę,
Z jakiemże uniesieniem witam cię, spokoju!
O, bądź błogosławiona, święta samotności!
Ty uspokajasz serca i uciszasz burze,
Ty wskazujesz, że w świecie prócz cierni są róże,
Że, chociaż jeszcze ciemno, już świt błyska w górze,
Ty budzisz w nas przeczucie królestwa miłości.