Oda do wojny

Palmo pokoju zwiędła na mogile,
Gdzie ciernie z róż pozostały,
O palmo! nie dla ciebie dzisiaj nasze chwile
Śmierci lub chwały!
Ty jasna, wielka jak anioł pokoju —
Wyrastaj kiedyś z gruzów co zostawią wieki:
Gdy w narodzie chwila boju
Wstanie! — lub zamknie powieki!
Wojno! przeklęta od matek!
O bądź nam błogosławiona!
Od zamków do nizkich chatek,
Chwyć świat w objęcie Samsona! —
Pod twym szumiącym sztandarem,
Zbiegną się niewoli ludy,
Upojone twym nektarem,
Błyskawiczne witać cudy!
Ludy te w pocie czoła ciche, rzewne,
Z krzyżem lecą w świat szatanów,
Lecą walczyć ogniste i swéj sprawy pewne,
Ciskać pioruny Tytanów! —
Przeleć nad krajem co dzwoni,
Pęt niewoli łańcuchami,
Błyśnij gromem twéj pogoni,
Aniele pomsty nad nami! —
Pod strzechami małych chatek,
W zamkach — myśl jedna natchniona!
Wojno przeklęta od matek,
O! bądź nam błogosławiona! —
Tu pokolenia, od słowa wstrząśnione,
Zawrzały — czynu potęgą
Zerwali się upomnieć o prawa zelżone
Nad przeszłości świętą księgą!
Daléj! — za tego orła słonecznym polotem!
Z duchami tych co legli na pobojowisku,
Niechaj ziemskiemu igrzysku
Niebo się stanie namiotem!
Wojno! wstrząśnij świat ten stary,
Niech młodości skrzydły wzleci,
Po stopniach zbiegłych stuleci
Niech bieży w krainę wiary!
Całe życie nasze burzą!
Błyskawicom gromy wtórzą,
Za chmur wieńcem słońce w mgłach,
Zmartwychwstaje w jutrzni łzach!
Przeciwności są falami —
Im burzliwsze, gwałtowniejsze,
Tem większemi łódź skokami
Dąży — po nad łódki mniejsze —
Nad skał czuby z nad fal prądu,
Do dalekich celów lądu —
Duch nasz szydzi z wrogów tłumu
Co tam ryczy gróźb marami —
Strach niezaklnie dróg rozumu
Ludów!.. tylko torturami
Dzieci — i niewiasty mami.
W twe skorupy, pod twe dachy
Garści wzgardy, garści błota,
Pajęczyną twoje gmachy —
Twym początkiem wszech ciemnota! —
Nucąc pieniem Jeremiasza,
Świat nam czarę dał piekielną,
Pocałunek dał Judasza
I koszulę wdział śmiertelną!
Ducha wskażą bohatyry
Bogu szmaty
Z podłéj szaty
Dejaniry! —
Burzą! — nasze życie całe —
Cierń w serdecznéj drąży bliźnie,
Lepiéj strzaskać się o skałę
Jak ugrzęznąć na mieliźnie!
Jeźliś wielki, jeźliś dzielny,
Chwyć narodzie ojców miecze,
Za łbem Hydry niech piekielny
Tułów w piekło się zawlecze!..
A Bóg ojców nieśmiertelny,
Zanieli duchy człowiecze
Jak zszatanił podłe żmije,
Których myśl się w ciemność kryje!
Wojno! przeklęta od matek
Bądź od nich błogosławiona:
Od zamków do nizkich chatek,
W kajdanach brzęczą ramiona! —
Myśl, co na imię Polski powstaje w ojczyźnie
Jest słońcem co nam gwieździ z pod nocy namiotu,
Przeciw-trucizną waszéj stawszy się truciźnie,
Ducha wyzywa do lotu!
Zagrzmiała trąba do boju,
Wybiła chwały godzina,
Orzeł w piór jasnych ustroju,
Skrzydeł swych sztandar rozpina!
Do boju, dzieci do boju!
On przeszłość waszą wspomina! —
Schorzały świat ten padł w więzy ciemności
I w letargu nikczemności
Krew jego zakipiała! chce trysnąć żyłami —
Żelazo kajdan go rani —
Ale on silny po chwili milczenia,
Może ulecieć skrzydły boju archanioła,
Gdy błyskawica natchnienia
Hańbę strąci z jego czoła! —
Czysty jak Bóg co go stworzył,
Kwitnął naród wolny, dzielny,
Krzyżem szabli piekło trwożył,
Silny! dumny! nieśmiertelny! —
I wraz trzy się hydry zbiegły,
Orły z łbami podwójnemi,
Co nie mogły z nad téj ziemi
Oczu wznieść do słońca bramy,
Więc drogę słońcu zabiegły!
Białemu orłu — zbrodniami!
Ale biada gwałcicielom,
Co chcą zaprzeć wschód światłości,
W proch popadną i w ciemności!
A szatańskim w hołd weselom
Wzgardzon będzie pył ich kości,
Ust tysiącem przeklinany,
Padnie słaby i nikczemny
Pod pochodu słońc rydwany,
Jako piekła druch wzajemny —
............
Jeden zbiegiem był szatanów,
Co przemocą bił, mordował,
Żywych w martwe groby chował —
Dość tu imię — Tarrakanów.
Dość Wileńskich dzieci głowy
Na ten obraz Herodowy!
Niech sybirskich wichrów jęki
Dośpiewają téj piosenki.
Druga hydra zaprzedajna,
Pełna fałszu i bluźnierstwa,
I szataństwa i oszczerstwa,
Dość tu — imię Wallensztajna! —
Jak Bizanckie wtóre państwo —
Dość tu rok czterdziesty szósty,
By katolickie oszusty
Wiekom stały za szataństwo —
Trzecia hydra, proch nikczemny,
Krwią swych Panów się tuczyła.
Duch jéj podły — tam wzajemny
Gdzie na tronie Bożek: Siła.
Zszatanionych mnichów dziecię,
Zbrodnia cnotą — kał początkiem!
Machiawela wstań szkielecie
Zarumień się niewiniątkiem!
Wśród tych piekła istot krwawych,
Co trójcy niebios bluźnierstwem,
Upadł zdradą naród prawych
Między rzezią, a kacerstwem —
Dziś on wstaje niepomszczony,
Lecz już nie o pomstę wroga
Modlić jemu się do Boga,
On w ludzkości będzie mszczony!
Lud ten Boga dziś kapłanem
Pomiędzy ziemią — a Panem!
I jak wyrósł z nikczemności
Tyran świętych krwią tuczony,
Tak runie z gór swych strącony,
W otchłań przekleństw i nicości. —
Polsko święta! Polsko w Bogu!
O! na Chrysta jasne rany
Po raz wtóry, z niebios progu,
Z twego serca strąć szatany —
Wojno! przeklęta od matek,
Bądź przez nie błogosławiona,
Ku tobie w pętach ramiona
Drżą z zamków i niskich chatek —
Wojno! przeklęta od matek,
Dla wspólnej matki natchniona,
Chwyć świat w objęcie Samsona! —
Wstań archaniele! nad sennych głowami,
Przeleć jak niegdyś, by na twe wspomnienie
Ożyły ludy te zbrojne gromami,
Co biegły w ogień — jak tęczy promienie!
Naprzód ducha Prometeje!...
W piersiach z wulkanem młodości!...
Wyżsi nad losów koleje,
Naprzód! ducha Prometeje!
Wy spadkobiercy — przyszłości!...

Czytaj dalej: Morskie Oko - Władysław Tarnowski