Urzeczony jesteś, urzeczony,
Mój szczuplutki chłopcze, poeto!
Śpiewający wiatrem zielonym
Za zapadłym w otchłań kometą.
Medytujesz nad głuchą rzeką,
Nad bezdennym, szalonym nurtem,
Wyrzucony falą daleką,
Na podmytą deszczami burtę.
Niestworzone wymyślasz słowa,
Dla fal plusku, bulgotu wirów,
Dla najmiększej trawy po rowach,
I dla nieba tkanego z szafiru
Jakiem słowem z pluskiem rozmawiać?
Jakim śpiewem mówić z płynieniem?
Jakich szumów musiałby wiatr nawiać,
By nie były tej rzeki cieniem?
Jakże mówić z płynącą rzeką,
Gdy się wije bez przerwy i kłębi?
Jakiem słowem, wydartem wiekom,
Zmierzyć mętne fale do głębi?
Może lepiej w nurt się zanurzyć,
I nie mówić, nie mówić, a płynąć,
Tonąć w wielkiej, pienistej burzy,
Na słoneczne zalewy zawinąć?
Może lepiej zapomnieć — zagubić
Słowa wiatru i rzeczne słowa?...
Zanurzone w słów złoty łubin,
Bolą oczy i biedna głowa...
Łowco słów, zapomniany i smutny,
Zaśpiewajmy razem przy flecie,
O tej rzece żywej, okrutnej,
I tonącym, tonącym poecie.