Pobyt mój na tej ziemi — zdarzenie dziwaczne!
Albom ja nie dla ludzi, lub nie dla mnie ludzie;
Błąkałem się, dziś błąkam, jutro błąkać zacznę,
I wśród błąkania żywot mój do śmierci pójdzie.
Bo jestem jako w lesie zbłąkany wędrowiec,
Który by się wydostać, drogi pewnej szuka:
Nieraz w rozpacz popadam, gdy potkam manowiec,
Nieraz ze mnie zaszydzi głos ochrypły kruka.
Nieraz puchacz nad dziuplą przeraźliwie jęczy;
Upity jego głosem, spadam z wąskich kładek,
A kiedy się w splątanych gęstw wiję obręczy,
To mię suchej gałązki przeraża upadek.
I jestem niespokojny, pełen trwogi, zdumień,
Wystawiony na straszne błąkania pokusy:
Jak po zwalonych kłodach spadający strumień,
Co o korę jodłową wodne drze obrusy.
I wolny tylko jestem od śmiertelnej trwogi,
Na chwilę niespodziany odzyskuję spokój,
Gdy zapomnę, żem w lesie, gdzie rozstajne drogi
Co chwila, patrząc na mnie, wołają: «Wyrokuj!»