I wziąwszy, na kształt cacka chińskiego, ostrożnie
Ulotne z rozmodlonych ust naszych żegnanie,
Przez drogę życia nieśmy ten całus nabożnie,
To ciche, harmonijne serc naszych wyznanie.
Niech żałobna Tęsknota, o przedługim trenie,
Nie wlecze się za nami, załamując ręce,
A w wieczory deszczowe skowyczące cienie
Nie wiodą naszych myśli ku krzyżowej męce.
Niech przy naszym rozstaniu cała atmosfera
Zapachnie fijołkami, uczuć aromatem,
A z nieba taka jasność łagodna spoziera,
Jak gdyby ptak z ptaszęciem, kwiat się żegnał z kwiatem.
Gdy kiedyś, pośród białej nocy oceanu,
Samotny stanę obok okrętowej cumy,
A ty, śród do nowego zamknięta sześcianu,
Prząść będziesz nić żywota na kole zadumy;
I jeśli w owej chwili samotnej przeczucie
Do naszych oddalonych serc zapuka skromnie:
Ja wyślę w twoją stronę, przy wspomnienia nucie,
Twój całus przechowany, a ty mój ślij do mnie.
Wierzę, że gdzieś po drodze te ust naszych tchnienia
Zejdą się, łącząc w jedno, i że w tejże chwili
Ogarnie nasze serca rozkosz bez imienia,
Rozkosz, którą znaliśmy, gdyśmy razem byli.