Gdybyś, zacny Rustejko, był kwiatem — zaiste
Zerwałbym cię i przypiął u piersi kochance;
Gdybyś winem był, wówczas z uśmiechem na ustach
Rozpijałbym się z wolna wciąż przy pełnej szklance,
Gdybyś księgą był, pilnie odwracając kartki,
Codziennie bym czytywał książki tej zawartki.
Gdybyś gwiazdą był, w nocy świetlnie punktowane
Mosiężnym godziłbym w twe czoło teleskopem;
Gdybyś chmurą był, chciałbym, iżbyś mnie zalewał
Okrągłych lat czterdzieści trwającym potopem,
A gdybyś wreszcie grobem był, życzyłbym sobie
Spocząć po trudach życia w tym miluchnym grobie.
Ale żeś nie jest kwiatem ani winnym gronem,
Ani księgą na złote zamkniętą klamerki,
Ani gwiazdą daleką, ani chmurą wodną,
Ni grobem, ocienionym w cyprysy i świerki —
Pragnę, abyś mi chociaż raz na każdym nowiu
O pomyślnym twym doniósł, cny Rustejko, zdrowiu.