I
Dzwonią dzwonki u sanek, ale jakże dzwonią!
Jako śmiechy dziewczęcia tak dzwonią bez troski.
Dzwonią srebrem i złotem i jeszcze tak dzwonią,
Jako wiersz pozbawiony rumotnej spółgłoski.
W powietrzu wszystko pachnie, ale jakże pachnie!
Jako w przeddzień świąt ważnych myśl pachnie śpiewacka.
Pachnie ciszą i szczęściem i jeszcze tak pachnie,
Jak po sklepach dziecinne zabawki i cacka.
Serce me starożytne, on pergaminowy
Filolog, on mruk wieczny, on nudziarz i zrzęda,
Cieszy się, uśmiechami darząc dzień gwiazdkowy:
- Hej, kolęda! kolęda!
II
Niby dwa trójkąciki na poprzek związane,
Tleć poczyna się gwiazda w chmur śnieżnych wąwozie;
Pierwsze światło wieczorne i oczekiwane
Na świątecznym zielono wyjaśnia się mrozie.
Ludzkie oczy z miast gwarnych i lepianek polnych
Płyną ku rzęsom jasnej gwiazdy uroczyście;
Wiatr skrzydła rozpostarłszy, po stawach okolnych,
Ślizga się, z boku na bok chyląc, powłóczyście.
III
Po dworach miłym sianem stoły postroszono,
A co najstarszy wiekiem, kreśląc krzyża znamię,
Zbiera wokoło siebie domowników grono
I, błogosławiąc wszystkim, chleb z wszystkimi łamie:
Ten biały chleb, co raz do roku w noc pasterzów,
Gdy skroś obłoków pierwszej gwiazdy promień błyska,
Ze czcią z porcelanowych podjęły talerzów,
Niewolno z czułych oczu tkliwą łzę wyciska…
IV
Jak z pierzyny rozdartej na górnej planecie,
Śnieg się sypie powoli gęstymi płatami
I miękko i gwiaździsto, i biało na świecie,
Zasypanym dokoła śnieżnymi ptakami.
Hajlekryst siwobrody z choinką spokojną,
Z koszem w ręce podąża miarowo przez polę
I z wolna pogrążając w koszu rękę hojną,
Rzuca ludziom, na chybił-trafił, szczęsną dolę.
V
Zapłonęły po domach stoczki kolorowe
Na choinkach zgarbionych od cukrów i złota,
Kołem ciągną poważnie zapachy borowe,
A na sercach rodzinnych gra wdzięczna ochota.
O, wy, których milcząco ukochałem rzewnie!
Niewolno w oczu wielka łza mi się dziś kręci:
Na świerku wigilijnych moich uczuć śpiewnie
Dla każdego zawieszam serduszko pamięci.
VI
Dzwonią dzwony kościelne, ale jakże dzwonią!
Jako oskard, gdy rąbie na rzece lód siny.
Dzwonią miedzią, żelazem i jeszcze tak dzwonią,
Jak serca oddalonych synów od rodziny.
W powietrzu wszystko pachnie, ale jakże pachnie!
Jako mgła, którą chmura nadmorska przygasza.
Pachnie dymem i czadem i jeszcze tak pachnie,
Jak łojówka zgaszona na stole poddasza.
Serce me starożytne, on pergaminowy
Filolog, on mruk wieczny, on nudziarz i zrzęda;
Zamyśliło się smętnie w wieczór pasterkowy:
- Hej, kolęda! kolęda!