Trzynastu panów zasiadło społem.
I jedna pani. Drugi pan spał.
Trzeci pan zgrabnie ziewał pod stołem.
Czwarty pan czasem zajęczał: — Au!
Piąty spozierał ze zrozumieniem.
Szósty powiedział czasem: — No tak!
Siódmy paluszkiem kiwał w kieszeni.
Ósmy w fotelu jak groźny rak.
Dziewiąty szeptał: — O głos poproszę!
Dziesiąty pragnął dać mu ten głos.
Więc jedenasty mruknął pod nosem.
Dwunasty głucho szczeknął przez nos.
Trzynasty zatem krzyknął: — Na zdrowie!
Czternasty powstał, chrząknął i rzeki,
że pan piętnasty chory. W Krakowie.
Drugi się zbudził, powiedział: — Tek!
A wtedy trzeci zaczął tokować
o poświęceniu ofiarnych ciał
i dusz. Długo płynęła mowa.
Tymczasem czwarty na zmianę spał.
Piąty pan (także z bródką) zabeczał.
Dziewiąty wreszcie otrzymał głos;
— Szanowne grono! Dusze człowiecze
są niesłychanie wrażliwe wprost...
Przerwał najstarszy, (czternasty), srebrny:
— Znaczy za miesiąc spotkamy się,
by pryncypjalno to co potrzebno...
Czternastu gromko wrzasło: — Adieu!
Za miesiąc znowu trzynastu panów
i pani. Drugi znów będzie spał.
O, czytelniku, ty się zastanów,
odgadnij, jaki obrzęd się dział?
Źródło: Sygnały, r. 1937, nr 26.