W zieleni płaskich brzegów, pod niebem kolorowem,
w zalotnem rąk przegięciu ocieniasz dłonią twarz,
w zieleni płaskich brzegów ten basen kąpielowy
i mała, płaska plaża, najmniejsza z wszystkich plaż.
Liljowo kwitną uda, i chwieją się błękitnie,
błękitnie cię otoczył twój kąpielowy strój,
na wodzie, sennej wodzie jak lilja wodna kwitniesz,
i taką cię zabiera zbyt śmiały zachwyt mój.
Na małej, zwinnej łódce wiosłami fale toczysz,
wzburzając senne wody, aż liżą płaski brzeg,
zalotnie zgiętą dłonią osłaniasz modre oczy,
by zniknąć, by odpłynąć — i nawet nie wiem gdzie.
Z najmniejszej w świecie plaży, daleka pani modra,
w twym małym pokoiku, pięć kroków wzdłuż i wszerz,
na ustach i na piersiach, na udach i na biodrach
niech ci położy księżyc ten nazbyt śmiały wiersz.