Przez niepojęte powietrze
Przechodzień krzewy muska,
Jak widma, tlące na wietrze.
Zielenią mroczone usta
Milkną w zwierciadle wody,
Jak u mrożonej szyby;
Ciągną o zmierzchu niewody
I srebnołuskie ryby.
Zbryzgujesz, poeto, stopy
Pianą odbitych wybrzeży;
Odcieleśnione stropy,
Niebiański podmuch świeży
Wabią od blasku ślepego,
Najada więziona zaprasza
W nurt widziadlany brzegu
Jak Anioł, wiodący Tobiasza.